MAŁŻEŃSTWO (NIE)DOSKONAŁE

100%

W ciągu ostatnich dwóch lat niestety przywykliśmy już do tego, że z dnia na dzień
kierowani jesteśmy na pracę zdalną, uczniowie na nauczanie hybrydowe,
dzieci „niewyszczepione” na kwarantannę. Przewidywalność tego, co przyniesie
kolejny tydzień lub nawet dzień, spadła do minimum.

AMELIA I DOMINIK GOLEMOWIE

Wrocław

FREEPIK.COM

Zdumiewające jest to, jak długo dawaliśmy się zwodzić, że to dla naszego dobra… Intuicyjnie czujemy i wiemy, że praca, a szczególnie nauka w takim trybie – raz zdalnie, raz w szkole – daje mizerne efekty. Biorąc pod uwagę zdrowy pod każdym względem rozwój naszych dzieci, bilans zysków i strat jest zdecydowanie ujemny. Ciekawe, że nawet badania naukowców oraz sowicie opłacanych ekspertów dowodzą, że brak pełnego zaangażowania w proces kształcenia po stronie zarówno uczniów, jak i rodziców i nauczycieli jest po prostu katastrofalny. Brak interakcji społecznych oraz aktywności, ruchu jest zgubny dla rozwoju młodego człowieka. Oszukujemy nasze dzieci, przekonując je, że nauka przez ekran jest dobra i efektywna, z uporem i naiwnością powtarzamy określenia „zdalne spotkanie” i wierzymy w ten oksymoron. Ponoć wolimy być oszukiwani niż dowiedzieć się, że jesteśmy oszukiwani.
Tak oto tworzymy sobie różne iluzje, usprawiedliwienia naszych zachowań, próbując jednocześnie odpowiedzialnością za nasze decyzje obciążać globalną sytuację, rozporządzenia, trendy, przekazy medialne czy to, że przecież wszyscy tak robią. Bez większego trudu możemy znaleźć wiele analogii do obecnej sytuacji w naszych małżeństwach. Przed ołtarzem, a zatem przed Panem Bogiem i wobec całej wspólnoty Kościoła ślubowaliśmy całkowitą wierność do końca naszych dni. Doprecyzujmy: miłość, wierność i uczciwość małżeńską. O pomoc w dotrzymaniu tego ślubowania wzywaliśmy Pana Boga w Trójcy Jedynego i wszystkich świętych. Tymczasem często próbujemy żyć „hybrydowo”, pół na pół zdalnie. Chcemy podzielić tę wierność wobec żony/męża z wiernością i oddaniem pracy zarobkowej, zamiłowaniom, pasjom – to jeszcze „pół biedy”. Często jednak okaleczamy tę naszą wierność o uwikłanie w nałogi, od alkoholowych po cyfrowe, o zdrady – nawet pozornie niewinne flirciki.

Co więcej, coraz modniejszy jest start w życie małżeńskie z potężnym „kapitałem braku zaufania”. Zasłaniamy się rozsądkiem i ostrożnością, podpisując wraz z aktem małżeńskim dokument rozdzielności majątkowej, tzw. intercyzę.
Przedziwne jest to, jak w jednym momencie pragniemy się związać i połączyć małżeństwem, a jednocześnie natychmiast szukamy narzędzi podziału.
Tak bardzo pragniemy korzystać z pełni przywilejów małżeńskich i z łaski stanu małżeńskiego, jak i radości przynależnych małżeństwu, a stronimy od zaangażowania się w nasze przecież małżeństwo na 100%. Nie ma tu znaczenia, czy nasze zaangażowanie będzie na 15% czy na 97%. Podobnie bywa z naszą postawą wiary. Oczekujemy, szczególnie w chwilach niedoli, że Pan Bóg jak kelner spełni nasze polecenia na zawołanie, a nie próbujemy zaangażować się w więź z nim na 100%. On sam wskazał nam, że miłość musi być pełna, całkowita, bo inaczej nie będzie miłością.
Pozostaje zatem refleksja, czy rzeczywiście ZAWSZE dbam o dobre imię mojej żony/mojego męża? Czy NIGDY nie zdradzam jej/jego choćby w pozornie drobnych sprawach? Czy KAŻDEGO dnia dziękuję Bogu, że oto jestem u boku tej/tego, z kim łączy mnie sakramentalna miłość?
Początek Wielkiego Postu to szansa na odbudowanie mojego małżeństwa na 100%. Niektóre z moich słabości, niewierności będą wymagać solidnej pracy i nie od razu osiągnę zamierzony efekt.
Warto zatem zacząć od oddania siebie i swego małżeństwa Panu Bogu w Trójcy Jedynemu, jak w chwili ślubu, i próbować, aby każdy bez wyjątku dzień rozpocząć i zakończyć wzajemnym małżeńskim błogosławieństwem.