PIOTR SUTOWICZ

Wrocław

Gwiazdy występują… z Kościoła

Co jakiś czas czytam, że taka to a taka gwiazda popu, rocka albo osoba znana z tego, że jest znana, odchodzi z Kościoła. Samo w sobie jest to o tyle, że się tak wyrażę, ciekawe (oprócz tego, że jest smutne), że odbywa się publicznie. Na przykład nic nie wiedziałem o tym, jak wygląda u danej osoby kwestia jej wiary, przynależności bądź braku przynależności do Kościoła czy jakiegokolwiek związku wyznaniowego, ale z mediów dowiaduję się, iż osoba ta… co zrobiła? No właśnie! Wystąpiła? A może przestała wierzyć? Może nie zgadza się z jakąś prawdą wiary?

Pytanie, jakie w tym ostatnim wypadku należałoby postawić, brzmiałoby: czy do tej pory się z nią zgadzała, czy może o niej nie wiedziała? Pytania i wątpliwości można mnożyć w zasadzie prawie bez końca. Chciałbym się zająć okolicznością, co do której pytanie nie padło – skoro rzecz odbywa się pod okiem kamery, a zwykły obywatel dowiaduje się o fakcie wystąpienia z mediów i do tego często z tych, co do których możemy użyć sformułowania „plotkarskie”, to wysuwam tezę, że mamy do czynienia z modą, zjawiskiem jednak pod publiczkę albo też wykorzystaniem sytuacji, by zrzucić z siebie ciężar. Tylko – czego? Chyba Pana Boga, bo w opinii wielu nie tylko celebrytów, jeżeli Bóg miałby być naprawdę tym, za kogo się go uważa, to stawia człowiekowi warunki także w odniesieniu do moralności, a to jest pewnym ciężarem dla sumienia, które istnieje cały czas. Celebryci w sposób szczególny narażeni są na pokusy w tej kwestii, a właściwie to poddani są modzie, swoistemu stylowi życia: rozwody, wolne związki, różne jakieś układy partnerskie… Jest to przypadłością piosenkarzy, aktorów i innych artystów, choć oczywiście kategorycznie uogólniać i tu nie wolno. Poza tym jest jeszcze coś, co nazwiemy eufemistycznie etyką życia seksualnego, a poza tym do Kościoła trzeba „chodzić”: msza jest nudna, a proboszcz głoszący kazanie nie porywa. Być może nawet tu coś na rzeczy może być, ale w problemie nie o to chodzi. Skoro się jest publicznym katolikiem, to nie można tak jawnie sprzeciwiać się nauczaniu Kościoła choćby w kwestii aborcji, która tak bardzo rozpaliła polskie życie publiczne. Lepiej więc „wystąpić”, można przy okazji wyrazić opinię, że nie oznacza to braku wiary w Boga – co to, to nie, ale będzie to bóg inny, skrojony na potrzeby świata i człowieka, który go sobie jakoś tam wyobraził, albo wyobrazili mu go inni celebryci czy dziennikarze.

Nie chcę przy okazji bagatelizować jeszcze czegoś, choć nie o tym była niniejsza refleksja – artyści też potrzebują, by im głosić Ewangelię, i trzeba wymyślić na to sposób, sam nie wiem jaki, ale to niczego nie zmienia.