Ojcem być

Nasze współczesne wyobrażenia o byciu ojcem są, jak
sądzimy, głęboko zakorzenione w nowotestamentowej
wizji ojcostwa. I rzeczywiście tak jest. Ale częstokroć
nie zdajemy sobie sprawy, jak wielki przełom w relacjach
rodziców, zwłaszcza ojców z dziećmi przyniósł Chrystus,
a wraz z Nim pierwsi chrześcijanie.

ANNA RAMBIERT-KWAŚNIEWSKA

Wrocław

Abraham i Izaak, Pedro de Orrente, olej na płótnie, 1616.
Muzeum Sztuk Pięknych w Bilbao

WIKIMEDIA COMMONS/GOOGLE ART PROJECT

Ojcostwo w czasach „po Chrystusie” jest bowiem skrajnie różne od tego, które propagowano w świecie grecko-rzymskim. By posłużyć się słowami wychowawcy Aleksandra Macedońskiego, czyli słynnego Arystotelesa ze Stagiry (384–322 przed Chr.): „stosunek łączący ojca z synami ma formę królestwa” (Etyka nikomachejska 1160b 25) lub „matki kochają dzieci więcej [niż] ojcowie, bo rodzenie ich połączone jest z większym wysiłkiem i matki mają większą pewność, że to ich dzieci” (1168a 26).
Ius vitae ac necis
W powyższych słowach zdefiniować można całość ojcowskich powinności i przysługiwało ono w małżeństwach rzymskich tzw. pater familias. Ojciec rodziny dzierżył bowiem prawo życia i śmierci nad swoimi domniemanymi dziećmi – domniemanymi, ponieważ nie posiadano narzędzi pozwalających poświadczyć ojcostwo. Z reguły więc uchodziło ono, w opozycji do macierzyństwa, za niepewne. Władzę nad podopiecznymi ojciec rodu mógł zyskać również na drodze adopcji czy przysposobienia (arrogacja).
Co więc mógł ojciec? Oczywiście mógł sprawować nad dziećmi opiekę i otaczać je miłością, ale w jego władzy leżało także oddanie dziecka w zastaw, sprzedaż w niewolę czy porzucenie tuż po narodzinach. Decydował również o dalszym losie podopiecznych, o zawieranych przez nich związkach, które – w wypadku córki – kosztowały go część majątku przeznaczoną na posag.
Choć w czasach nowotestamentowych relacje rodzinne przeżywały wielką rewolucję i coraz częściej dochodziły do głosu kwestie uczuć i miłości, skutkujące osłabieniem władzy pater familias, wydaje się, że dopiero Ewangelia postawiła przysłowiową „kropkę nad i”.
Trudne historie ojców i dzieci
A skoro już o Ewangelii mowa, nie sposób sięgać do niej bez wglądu w Stary Testament. W myśli żydowskiej ojcowanie nie ograniczało się do zrodzonych dzieci, ale rozciągało na cały ród, co nieco przypomina rzymską familię czy grecki oikos.
Gdy jednak mowa stricte o relacjach ojciec–dziecko, w kanonie hebrajskim w wielu wypadkach noszą one znamiona tragedii (w greckim tego słowa znaczeniu). Tragizmem naznaczony jest związek Abrahama z długo wyczekiwanym Izaakiem, który musiał przejść próbę zwaną akeda (złożenia syna w ofierze; Rdz 22, 1-14), nieuporządkowana i zła jest natomiast więź Lota z jego córkami (19, 8.30-38); nieszczęściem odznaczała się relacja Izaaka z jego synem Ezawem, którego musiał ostatecznie przekląć (27, 39-40); w tragicznej sytuacji znalazł się Jefte, który przyobiecał ofiarę z ukochanej córki (Sdz 11, 29-40); dramatyzmem naznaczone było również ojcostwo Dawida, który nie wyświadczył sprawiedliwości jedynej, zgwałconej przez swego przyrodniego brata córce, Tamar (2 Sm 13), znosił nienawiść i liczne zdrady Absaloma (2 Sm 15, 1nn), sam poniekąd zdradził Adoniasza (1 Krl 1, 32nn) etc. Biorąc do tego liczne przepisy Prawa, które ojcostwo silnie instytucjonalizują, trudno dziwić się Izraelitom, że ich stosunek do Boga był nader formalny, przystający do wypowiedzianych przez Izajasza jednym tchem tytułów „Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec” (Iz 9, 5) i… „Karciciel” (9, 12). I nie osłodziły tych wizji nawet nieliczne teksty mądrościowe, świadczące o tym, że za ojcostwem stoi nie tylko silna ręka, ale i wielka miłość.

Oto przykłady:
pierwszy, „Jak się lituje ojciec nad synami, tak Pan się lituje nad tymi, co się Go boją” (Ps 103, 13), czy drugi, trudniejszy, ale wciąż pełen troski – „Upomnieniem Pańskim nie gardź, mój synu, nie odrzucaj ze wstrętem strofowań. Bowiem karci Pan, kogo miłuje, jak ojciec syna, którego lubi” (Prz 3, 11-12).
Ojcostwo zaangażowane
Jezus, ucząc uczniów modlitwy, nie bez przyczyny zaczął ją słowami „Ojcze nasz…” (Mt 6, 9). Równocześnie jednak radykalnie zmienił wizję Bożego ojcostwa, będącego niedoścignionym wzorem dla ludzkiego rodzicielstwa (tak, nie tylko dla mężczyzn!).
Ponieważ jednak o temacie Bożego i ludzkiego ojcostwa w Nowym Testamencie można stworzyć niejedną biblijną rozprawę, ograniczę się do tego najoczywistszego z momentów, gdy Jezus wypowiada w chwili najwyższej próby swoje aramejskie deminutiwum „Abba” – czyli „Tatusiu” czy jak kto woli „Tateńku” (Mk 14, 36). Ponieważ jednak w ustach Jezusa termin ten pojawia się tylko raz, nie sposób pominąć św. Pawła, który zauważa, że i nam przystoi w mocy Ducha Świętego (Ga 4, 6) zwracać się do Boga tak poufale, ponieważ otrzymaliśmy „ducha przybrania za synów” (i córki, rzecz jasna; Rz 8, 15). Czy oznacza to, że jako dzieci nieskończenie kochającego Ojca możemy pozwolić sobie na samowolę, a nasze dziecięctwo jest pozbawione zasad? Oczywiście, że nie. Dopowiedzenia na temat stosunku dzieci do ojców (z Ojcem na czele) znalazły swoje miejsce w nowotestamentowych listach. I chyba warto poprzestać na nawiązujących do Dekalogu słowach św. Pawła (najbardziej wyważonych w wersji Biblii Ekumenicznej), ponieważ w nich streszcza się wszystko – „Czcij swego ojca i matkę – to jest pierwsze przykazanie z obietnicą: aby ci się dobrze powodziło i abyś długo żył na ziemi. A wy, ojcowie, nie doprowadzajcie do gniewu waszych dzieci, lecz wychowujcie je w karności i nauce Pana” (Ef 6, 2-4).
Średniowieczne zarzuty i ojcowskie wyzwania
Nadający kierunek współczesnej myśli publicyści, a jeszcze chętniej internetowi komentatorzy ochoczo wiążą chrześcijański światopogląd ze średniowieczem. Abstrahując już od braku elementarnej wiedzy na temat jakże światłych wieków średnich (by wspomnieć choćby Eriugenę, Akwinatę, Ockhama i wspaniałe założenia architektoniczne epoki Karolingów, spektakularne gotyckie kościoły i katedry etc.), będący efektem niezrozumienia zarzut zacofania chrześcijańskich poglądów choćby na kwestie rodzinne nie znajduje żadnego przełożenia na rzeczywistość.
Chrześcijaństwo właśnie przyniosło przełom i propagowało na wielu płaszczyznach życia zasadę „złotego środka”. Z jednej strony zaakcentowało miłość jako podstawową zasadę rodzicielsko-dziecięcych relacji, z drugiej strony strzegło rodzinę przed rozpadem. Zdetronizowało ojca, czyniąc z niego czułego obrońcę życia rodzinnego, partnera dla żon i opiekuna dla dzieci, które w starożytności mogły przecież dorastać bez żadnej z nim relacji. Chrześcijańskie rodzicielstwo nie abstrahuje jednak od nielubianej współcześnie karności (i mam tu na myśli wyznaczanie granic, a nie kary jako takie), która – jak już zauważyło wielu psychologów – jest źródłem dziecięcego poczucia bezpieczeństwa.