KS ANDRZEJ DRAGUŁA

Zielona Góra

Finansowa kula śnieżna

Zorganizowałem na Facebooku zbiórkę pieniężną metodą pospolitego ruszenia. Efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. A wszystko zaczęło się od małej prowokacji. Napisałem post, że chciałbym być niezwykłym księdzem, bo ostatnio mnożą się deklaracje zwykłych: księży, zakonnic, wiernych. Ale niby dlaczego zwykły? Ad maiora natus sum, mówił św. Stanisław Kostka: „Do większych rzeczy jestem stworzony”, do – powiedzmy – niezwykłości. Tę prowokację podjęła moja znajoma i napisała, że skoro chcę być taki niezwykły, to może bym pomógł zebrać pieniądze na wózek dla przyszłej mamy, która jest uchodźczynią.

Tego dnia rano umieściłem taki post: „Opowiem Wam historię. Działo się to przed laty. Młody wykładowca w seminarium chciał wydać skrypt, ale że to kosztowało, namawiał nas, kleryków, do współfinansowania. Im więcej się złoży, tym mniejsze kwoty będą potrzebne. Wtedy wstał jeden «odważny» i zapytał: A ilu trzeba, żeby ten świerszczyk był za darmo?”. Ciągu dalszego nie opowiem. Uprzedzam: to nie byłem ja. A teraz do rzeczy. „Wiem, że dziś WOŚP, nie chcę robić konkurencji, ale trzeba się zrzucić na wózek dziecięcy dla imigrantki wyznania muzułmańskiego […]. Trzeba jakieś 800 zł. Jak będzie nas 10 osób – to po 80 zł, jak 4 to po 200, a jak 20 to po 40. Uprzedzam pytanie: nie ma takiej liczby składających się, by można było po 0 zł. Kto wchodzi w biznes? […]”. Nie musiałem długo czekać na reakcję. Wieczorem tegoż dnia napisałem: „Na moją prośbę o składkę odpowiedziało blisko 90 osób. […] Niektórzy z Was deklarowali całą kwotę, połowę, jakąś część. Jednakże pomysł był precyzyjny: im więcej, tym mniej. Taka dialektyka dobroci. Nietrudno się domyśleć, że wyjdzie po 10 złociszów, wózek kosztuje bowiem koło 860 zł. I bardzo proszę o takie wpłaty. I proszę nie mówić, że szkoda fatygi na 10 zł. Nie szkoda. Nie chodzi bowiem o znalezienie jednego bogatego sponsora, ale o mikrowpłaty, o współdzielenie odpowiedzialności, aby mogli się włączyć także ci, którym nie zbywa. I nie o to, że aż tylu MUSIAŁO się złożyć na jeden wózek, ale że aż tylu CHCIAŁO! […]”. Nazajutrz na liście zadeklarowanych do wpłaty było 110 osób. Wystarczy na wózek i jakąś wyprawkę dla malucha.

Dlaczego o tym wspominam? Nie dla przechwałki. Ta akcja nauczyła mnie dwóch rzeczy. Po pierwsze, ofiarność musi się łączyć z konkretnym celem. Wrzucanie do puszki „na biednych” jest zbyt anonimowe. Po drugie, w tej zbiórce ważne są dwa efekty: finansowy oraz wspólnotowy. Organizacje charytatywne zabiegają o bogatych sponsorów. Ale nie zwalnia to wspólnoty Kościoła od bezpośredniej troski o ubogich i potrzebujących. Tych 110 osób to jest właśnie wspólnota zatroskanego Kościoła. I jeszcze jedna sprawa. Łatwiej dać po 10 zł niż po 100. Dla darczyńcy to kwota niezauważalna, ale to ona uruchamia efekt finansowej kuli śnieżnej. Metoda się sprawdziła. Pewno jeszcze do niej wrócę. I mam nadzieję, że lista się wydłuży. Tak buduje się Kościół.