400 litrów Ewangelii dziennie

W tym miejscu od 30 lat ludzie pomagają ludziom. Tym bezdomnym,
ubogim, potrzebującym, a także starszym oraz samotnym.
Zajrzyjmy do franciszkańskiej kuchni charytatywnej
od… kuchni!

MACIEJ RAJFUR

„Gość Niedzielny”

Obieranie i krojenie to żmudna praca, ale ewangeliczny cel dodaje motywacji

ZDJĘCIA MACIEJ RAJFUR

Mieszkańcy Wrocławia doceniają pracę tej organizacji, mówiąc czasem żartobliwie: „Największe kolejki? Nie, nie w supermarketach. U brata Rafała na Karłowicach”. Kuchnia charytatywna prowadzona przez Fundację „Antoni” dziennie przyciąga kilkaset osób, które korzystają z posiłku i darów spożywczych. Całemu przedsięwzięciu przyświecają słowa św. Pawła Apostoła: „Cokolwiek czynicie, z serca wykonujcie jak dla Pana, a nie dla ludzi”. – W każdym, który do nas przychodzi, widzimy Chrystusa. Nigdy nikogo nie odrzucamy. Nie interesuje nas światopogląd, religia czy przekonania. Każdy, który dotrze w potrzebie do wejścia przy al. Kasprowicza 26 we Wrocławiu, otrzyma wsparcie – mówi br. Rafał Gorzołka OFM, prezes Fundacji „Antoni”, który w tym roku obchodzi jubileusz 25-lecia życia zakonnego.

Nie tylko głód, ale także samotność
Cały charytatywny kierowany przez niego organizm jest codziennie przygotowany, by wydać 600 gorących obiadowych posiłków. To największy pułap w 30-letniej historii kuchni. Większość ze wszystkich beneficjentów tworzą stali „klienci”. Ściągają na Kasprowicza z całej aglomeracji miejskiej. 70 procent z nich przechodzi weryfikację poprzez specjalny kalendarzyk otrzymywany z MOPS-u.
Treściwa zupa, pieczywo, owoce, warzywa, gorące i zimne napoje – wszystko rozchodzi się jak… świeże bułeczki. Bo i świeże bułki też tam są! Część produktów fundacja kupuje, część otrzymuje – te z krótkim terminem ważności. Wynika to z ustawy o niemarnowaniu żywności. Prowadzi współpracę z bankiem żywności.

Pandemiczne warunki nie zraziły
do pomocy.
Jest inaczej, ale miłość ciągle
nalewa się tu chochelką

Dużo produktów kuchnia otrzymuje od darczyńców prywatnych,
np. handlarzy z pobliskiego targu czy ze sklepów

Warzywa, owoce, pieczywo – wydają setki sztuk dziennie

Pani kucharka doprawia zupę radością i miłością!

Handlarze z pobliskiego targu także wspierają to dzieło. Wieści rozchodzą się pocztą pantoflową. – 18 lat pracuję w kuchni i nie było takiego dnia, żebyśmy nie mieli co włożyć do garnka – stwierdza br. Gorzołka.
Chodzi o to, by zabezpieczyć tę najpilniejszą potrzebę – głodu. – Między tymi ludźmi jest wielu takich, którzy czują się bardzo samotni i potrzebują bycia z drugim człowiekiem. To jest bieda XXI w. we Wrocławiu. Szczególnie u osób starszych. Syndrom samotności przekłada się na dysfunkcje społeczne, poczucie utraty godności. A do nas przychodzą, bo czują się bezpiecznie. Wiedzą, że nikt ich tutaj nie będzie wytykał palcem – opowiada franciszkanin.
W kuchni, która zajmuje powierzchnię ok. 400 metrów kwadratowych, obecnie pracuje 5 osób, brat Rafał i wolontariusze. Wolontariusze dzielą się na stałych, którzy każdego dnia od 7.30 przychodzą pomagać. Wywodzą się często z grupy, która korzysta z tej pomocy po drugiej stronie lady. Co robią? Na przykład obierają warzywa. A jest co obierać! Dziennie m.in. 100 kilogramów ziemniaków i 20 kilogramów marchewki.

W końcu trzeba przyrządzić 400 litrów zupy. W weekendy do pomocy przychodzi młodzież, dla której to cenna lekcja życia.
Coś więcej niż zupa
Poprzez kontakty przy rozdawaniu posiłków zespół „Antoniego” podejmuje również regularnie indywidualną ścieżkę pomocy. Bardzo często są to osoby po różnych tragediach życiowych, perypetiach rodzinnych. Nie otrzymali pomocnej dłoni w odpowiednim momencie i lądują na ulicy lub popadają w zamknięcie czy depresję. Trzeba im towarzyszyć.
Często powodem znalezienia się na marginesie jest niezaradność życiowa, ekonomiczna, wykorzystanie przez system. – Nasza praca z taką osobą polega na zbudowaniu zaufania i umiejętnym przekierowaniu do odpowiednich służb, do specjalistów, pomocy społecznej, innych instytucji, fundacji, organizacji, z którymi współpracujemy na co dzień. Siatka tej pomocy się uzupełnia. Ważne, byśmy umieli kogoś dobrze pokierować – oświadcza br. Rafał.
Kuchnia charytatywna ma także zaplecze duchowe. Kapelan, franciszkanin o. Zdzisław, służy rozmową i sakramentem pokuty i pojednania.

Brat Rafał zawiaduje całą inicjatywą.
W kuchni posługuje już od 18 lat

Wolontariusze codziennie rano, jeszcze
przed godz. 8, biorą się chętnie do pracy.
Zupa sama się nie zrobi

Zupa to treściwy i ciepły posiłek,
cenny szczególnie w zimne dni

Tę tabliczkę mijają dziennie setki głodnych ludzi. Ona daje im nadzieję

Całą inicjatywę wspiera grupa regularnych darczyńców. Wielu ludzi widzi dobre efekty jej działania. – Pomagamy zgodnie z naszą franciszkańską duchowością. Wychodzimy do trędowatych naszych czasów, tak jak św. Franciszek, który razem ze swoimi braćmi przebywał z trędowatymi, by ćwiczyć się w miłości, ukochać tych najbardziej porzuconych – tłumaczy prezes Fundacji „Antoni”, która przez wiele lat prowadziła także zajęcia i kursy zawodowe, organizując potem dla ich uczestników pracę w gastronomii. Brat Rafał z zawodu jest piekarzem i kucharzem. – Przy współpracy z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej realizowaliśmy duże projekty, dzięki którym wiele osób znajdowało zatrudnienie i wyszło na prostą po wielu latach bezrobocia, wycofania się ze społeczeństwa – opowiada franciszkanin.
W pomaganiu musi być ciągła ewolucja
Przed pandemią kuchnia gotowała, a potrzebujący jedli na miejscu, w jadłodajni. Teraz otrzymują wszystko na wynos, choć mogą wziąć jedzenie także w plastikowych i styropianowych pudełkach, by spożyć od razu przy klasztorze. Wielu tak robi. – Dla nas na początku zmiana systemu pracy była bardzo uciążliwa. Pojawił się w środku wewnętrzny bunt, że nie dość, iż przychodzą do nas ludzie upokorzeni przez życie, to jeszcze my ich upokarzamy, nie mogąc ich wpuścić do środka.

Przez rok w ogóle wydawaliśmy posiłki z samochodu! Potem wróciliśmy do budynku. Widzę wielką dyscyplinę wśród tych ludzi. Przestrzegają reżimu, maseczek, dystansu. Pilnują siebie nawzajem – ocenia br. Gorzołka. Kuchnia dowozi czasem paczki żywnościowe do ludzi potrzebujących objętych kwarantanną, kiedy państwowa pomoc socjalna ze względu na trwające procedury nie dociera zbyt szybko.
Fundacja „Antoni” organizuje także paczki świąteczne dla kilkuset podopiecznych.
Kiedy cofniemy się o 30 lat, widzimy ogromną różnicę w funkcjonowaniu tego typu placówki. Początkowe warunki były całkowicie spontaniczne. Dzisiaj już wygląda to inaczej. Przy takiej przepustowości trzeba mieć zorganizowany cały system gastronomiczny, żeby być wydolnym i skutecznym. A jak wyglądały początki? To co parafianie przynieśli z ogródków działkowych, lądowało w garnku.
– Naszym obowiązkiem jest niezmiennie wszystkich nakarmić ciepłym posiłkiem, jednak pomóc możemy tylko tym, którzy się na to otworzą i będą współpracować. Sami na siłę nie przebijemy głową muru, który czasem jest przeszkodą do dalszego rozwoju tych ludzi – podsumowuje szef kuchni charytatywnej na Karłowicach.