PIOTR SUTOWICZ

Wrocław

Rodzina i jej wrogowie

Boże Narodzenie, które trochę jest już za nami, a trochę jeszcze ciągle w nas. W końcu choinki stoją cały styczeń, kolędy powinniśmy śpiewać czas jakiś i dalej jakoś pozostawać w atmosferze Żłóbka i Szopki. W Kościele dalej są to święta bardzo rodzinne zarówno ze względu na to, co wspominamy liturgicznie i kulturowo, czyli narodzenie Pana Jezusa i wydarzenia, z jakimi Święta Rodzina się borykała, jak i dlatego, że w tym czasie od zawsze rodziny się ze sobą spotykały, od wigilii począwszy. Sama wieczerza jest zjawiskiem bardzo rodzinnym i taka też być powinna. Kiedyś ta rodzinność była znacznie bardziej widoczna niż dziś, kiedy sposób spędzania wolnego czasu zmienił się, przebywanie z rodziną przegrało z telewizorem, komputerem czy światem social mediów, gdzie niby też żyje się z innymi, ale całkiem inaczej – na oczach świata – po to, by pozyskiwać lajki i samemu lajkować. Niewiele ma to najczęściej wspólnego z jakąkolwiek wspólnotą.

Piszę o tym, bo niedawno po raz kolejny przeczytałem poważny głos zaniepokojenia z tego właśnie powodu. Kardynał Gerhard L. Müller w dosyć dużym, kompleksowym wywiadzie, którego udzielił Martinowi Lohmannowi, opublikowanym w postaci obszernego tomu pt. Prawda – Raport o stanie Kościoła, stawia wiele diagnoz, także społecznych. Pewne tezy stawia wprost, nie pozostawiając niedomówień. Tak jest w wypadku zagrożenia życia rodzinnego – według autora mamy do czynienia z wrogością „kapitalizmu i konsumpcjonizmu wobec rodziny”. Kardynał objaśnia, że ma na myśli „kapitalizm, który stał się ideologią”. W tekście tezę rozwija, pisze o nierównościach społecznych, o tym, że system wcale im nie zapobiega i nawet chyba takiego zamiaru nie ma. Nie miejsce tu na ocenę całej diagnozy kardynała, która podąża wieloma ścieżkami, nie on jeden dostrzega, że świat idzie na opak, że celem wielkiego kapitału nie jest dobro wspólne, lecz konsumpcja. Trochę padliśmy ofiarami tego systemu, daliśmy się chyba złapać w pułapkę, a czas Bożego Narodzenia niestety jest dość dobrym tego przykładem. Przed świętami przede wszystkim kupujemy, bo tak nam podpowiadają reklamy i komputerowe algorytmy, nie zastanawiamy się nad tym, czy to wszystko jest nam do czegoś potrzebne. Korporacje pilnują, by tak właśnie było. Robimy wszystko niby z myślą o rodzinie, a jednak nie do końca, przede wszystkim zaspokajamy potrzebę konsumpcji wzbudzonej poza nami, a rodzina jest przy okazji. Chociaż kiedy z nią jesteśmy i rozmawiamy, to nie konsumujemy, a więc… lepiej byśmy byli bez rodziny, w końcu reklama telewizyjna z bombkami i świecidełkami, na której grupa aktorów delektuje się gazowanym napojem jako częścią przeżywania „magicznego czasu”, powinna nam wystarczyć.

Współczesne ideologie niekoniecznie lubią rodzinę, nawet w Boże Narodzenie, ale my nie dajmy się im przekonać. Pamiętajmy o rodzinie w święta i potem też.