Kościół w czasie pandemii

O tym, jak funkcjonowała parafia, gdy liczba wiernych w kościele nie mogła przekraczać pięciu, o posłudze sakramentalnej chorym w czasie pandemii, transmisjach internetowych Mszy św., odwołanej kolędzie i czego nas uczą dzisiaj błogosławieni Prymas Kardynał Stefan Wyszyński i Matka Elżbieta Róża Czacka z księdzem proboszczem Markiem Dutkowskim rozmawia Małgorzata Wanke-Jakubowska.

MAŁGORZATA WANKE-JAKUBOWSKA

Wrocław

Tekst pochodzi z periodyku
„U św. Faustyny”

Ks. Marek Dutkowski, proboszcz parafii pw. św. Faustyny, Wrocław-Biskupin

ZDJĘCIE MAŁGORZATA WANKE-JAKUBOWSKA

Wiosna ubiegłego roku przyniosła radykalne zmiany związane z pandemią, jak choćby ograniczenie do pięciu liczby wiernych w kościołach i na pogrzebach, odwołanie rekolekcji i spotkań grup parafialnych, dyspensa od osobistego udziału w niedzielnych Mszach św., odwołane i przeniesione na czas późniejszy uroczystości Pierwszej Komunii św. i bierzmowania. Jak to przyjęli wierni?
To był bardzo trudny czas i dla wiernych, i dla każdego z nas. Proszę sobie wyobrazić, że gdy limit w kościołach wynosi pięć osób, a przyszło kilkanaście czy kilkadziesiąt chętnych do udziału w Mszy św. I kogo wpuścić, a kogo zostawić za drzwiami? To była sytuacja rozdzierająca serce. Decyzje o restrykcjach nie były, moim zdaniem, do końca przemyślane, bo na przykład w autobusach o kubaturze nieporównanie mniejszej, mogła być zajęta połowa miejsc, a w kościele o powierzchni tysiąca metrów kwadratowych tylko pięć. I to bez względu na wielkość świątyni. W bazylice w Licheniu też mogło uczestniczyć w liturgii tylko pięciu wiernych. Było to dla mnie trudne, bo jako ksiądz nigdy nie zamykałem przed ludźmi drzwi kościoła. Trzeba było się do tych warunków dostosować i zwiększyliśmy wtedy liczbę odprawianych Mszy św. w niedzielę z siedmiu do dziesięciu. Ludzie wcześniej się zapisywali, a pierwszeństwo mieli ci, którzy zamówili wcześniej intencję. Ograniczenie dotyczyło wiernych, a nie służby liturgicznej, więc panowie, którzy kiedyś służyli do Mszy św., odszukali swoje komże lub lektorskie alby i stawali w nich przy ołtarzu. Przy dziesięciu Mszach św., które odprawialiśmy, wiernych w sumie mogło być maksymalnie pięćdziesiąt osób, a przed pandemią to było około 1800.
Najbardziej rygorystyczne restrykcje przypadły na czas Triduum Paschalnego, kiedy to ludzi w kościołach jest więcej.
Przed pandemią mieliśmy po trzy nabożeństwa każdego dnia Triduum, aby wszyscy chętni mogli w nich uczestniczyć. W zeszłym roku wprowadziliśmy w związku restrykcyjnymi limitami jeszcze dodatkowe nabożeństwo o piętnastej, połączone z Koronką do Miłosierdzia Bożego. Dla tych, którzy uczestniczyli w nabożeństwach na dworze, wystawiliśmy głośnik od strony plebanii.

Było to jednak przykre i dla nas, i dla ludzi, którzy nie mogli wejść do kościoła. Ale trzeba się było dostosować do restrykcji państwowych. Biskupi uczulali nas, aby się od nich nie uchylać.
Pomocna okazała się nowoczesna technika i możliwość internetowej transmisji nabożeństw i Mszy św. Jak dużo osób z tego skorzystało?
Nasz licznik wskazywał kilkaset wejść. Musieliśmy też wcześniej odwołać rekolekcje wielkopostne, a był zaproszony ks. prof. Franciszek Longchamps de Bérier. Przesłał nam swoje nagrania, a my udostępniliśmy je w internecie, ale to jednak nie zastąpi bezpośredniego w nich udziału. Transmisje Mszy św. oferowały w tym czasie także wszystkie stacje radiowe i telewizyjne, więc jak ktoś nie miał dostępu do internetu, a dotyczy to głównie osób starszych, mógł uczestniczyć w dowolnym niemalże czasie w Mszy św. nadawanej przez radio lub telewizję. O siódmej rano była transmisja z Łagiewnik w programie pierwszym telewizji, o dziewiątej w Polsacie ze Świątyni Opatrzności Bożej, dwukrotnie z Jasnej Góry w Telewizji Trwam, o trzynastej nadawała Telewizji Polonia co tydzień z innego kościoła, a poza tym były transmisje z Radia Maryja i w Programie Pierwszym Polskiego Radia z Kościoła św. Krzyża w Warszawie. Ci, którzy chcieli uczestniczyć w liturgii sprawowanej w naszej parafii, wybierali transmisję internetową. Była to wielokrotnie liczniejsza grupa ludzi niż ta, która mogła być wtedy fizycznie obecna w kościele.
Bezpośredniego udziału w Mszy św. transmisja radiowa, telewizyjna czy internetowa nie zastąpi.
Oczywiście, nie można przez internet przystąpić do Komunii św. Msza św. to jest uczta, Pan Jezus mówi „Bierzcie i jedzcie”. Udział w transmitowanej Mszy św. tego nie umożliwia. Przed pandemią w każdą pierwszą sobotę miesiąca odwiedzaliśmy od czterdziestu do pięćdziesięciu chorych. Restrykcje uniemożliwiły chodzenie od domu do domu, bo można było w ten sposób przenieść zakażenie. Ludzie starsi do naszych comiesięcznych wizyt byli przyzwyczajeni i brakowało im tego. Ale na indywidualną prośbę, która była zgłaszana, odpowiadaliśmy pozytywnie. To wyjście tylko do jednej osoby i powrót na plebanię.

Ci, którzy przychodzili do kościoła, odczuwali potrzebę wsparcia parafii, a nawet dawali więcej, dużo osób przelewało datki na konto. Jesteśmy wdzięczni tym wszystkim, którzy w większym niż wcześniej stopniu łożyli na parafię. Dzięki ich ofiarności poradziliśmy sobie.

Ksiądz nie może odmówić wizyty duszpasterskiej nawet w obawie o własne zdrowie i życie. Czy były przypadki wezwań do ciężko chorych na COVID, którzy prosili o posługę sakramentalną?
Były, sam miałem takie wezwanie do chorego. Po przybyciu do jego domu, widziałem, że jego stan jest bardzo ciężki, miał duszący kaszel, ciężko oddychał. A tu spowiedź, sakrament chorych, Komunia św. Byłem tam dwadzieścia, może dwadzieścia pięć minut, a pół godziny potem przyjechało po niego pogotowie. Został przewieziony do szpitala, stwierdzono u niego COVID i niedługo potem zmarł. Istniała obawa, że sam się zarażę, miałem z chorym bliski kontakt, siedziałem w niewielkiej odległości w małym pokoju, dlatego byłem na dwutygodniowej kwarantannie, ale Pan Bóg mnie oszczędził. To było jeszcze przed szczepieniami, ryzyko było duże, ale taka jest posługa kapłańska, nie można odmówić.
W roku 2020 i 2021 więcej osób niż w latach poprzednich odeszło do wieczności. Niektórych parafian, tak jak tego chorego, o którym Ksiądz wspomniał, zabrał COVID, ale ludzie umierali też na inne schorzenia. Jak to wygląda w statystykach w porównaniu do roku 2019 i wcześniejszych lat?
Rzeczywiście, w 2020 roku mieliśmy bardzo dużo pogrzebów, o jedną trzecią więcej niż w poprzednich latach. Zazwyczaj było dziewięćdziesiąt do stu pogrzebów rocznie, a w 2020 prawie sto czterdzieści. W kartach zgonu w wielu przypadkach figurował COVID jako przyczyna śmierci, czasem z chorobami współistniejącymi. W roku 2021 już jest nieco lepiej.

Praca duszpasterska w warunkach pandemii przy znacznie mniejszej liczbie wiernych wymagała podobnego wysiłku i zaangażowania jak wcześniej. Czy nie ucierpiały na tym finanse parafii? Czy wierni, którzy korzystali z telewizyjnych, radiowych lub internetowych transmisji, poczuwali się do obowiązku finansowego wspierania swojej wspólnoty parafialnej?
Ci, którzy przychodzili do kościoła, odczuwali potrzebę wsparcia parafii, a nawet dawali więcej, dużo osób przelewało datki na konto. W sumie pieniędzy było oczywiście nieco mniej, ale niedużo mniej i tak bardzo tego nie odczuliśmy. Jesteśmy wdzięczni tym wszystkim, którzy w większym niż wcześniej stopniu łożyli na parafię. Dzięki ich ofiarności poradziliśmy sobie. Niektóre prace na wieży kościoła trzeba było odłożyć na później, ale nie mamy długów i wszystkie zobowiązania są na bieżąco regulowane. W najtrudniejszej sytuacji były małe, wiejskie parafie, gdzie są do obsługi także kościoły filialne, zwłaszcza stare i zabytkowe.
Tradycyjna kolęda została w 2020 roku odwołana. Czy było coś w zamian?
Tak, zapraszaliśmy ludzi do kościoła na wieczorna Mszę św. według porządku wizyty duszpasterskiej, czyli danego dnia z ulic, które normalnie odwiedzaliśmy. Po Mszy św. było krótkie nabożeństwo i wspólne śpiewanie kolęd. Tradycyjnie rozdawaliśmy też obrazki, a kto chciał, mógł złożyć ofiarę. Nie był to bezpośredni kontakt w mieszkaniach, ale chociaż jakaś namiastka spotkania.

Bezdotykowy dozownik wody święconej

ZDJĘCIE KRZYSZTOF MAZUR

Bezdotykowy dozownik środków dezynfekcyjnych

ZDJĘCIE KRZYSZTOF MAZUR

Czy można oszacować, ile osób z tego skorzystało?
W zależności od rejonu od jednej czwartej do jednej trzeciej tych, którzy tradycyjnie przyjmują księdza po kolędzie, a więc sporo mniej. Do tej pory przyjmowało nas około połowy mieszkańców parafii. Część z nich rzadko chodzi do kościoła, ale księdza po kolędzie przyjmuje. Mieliśmy też zaproszenia indywidualne, ktoś prosił o poświęcenie nowego mieszkania, albo gdy kupił jakiś nowy sprzęt, to wtedy odwiedzaliśmy te domy. Ale to były pojedyncze przypadki.
Czy po zniesieniu drastycznych restrykcji i wycofaniu przez arcybiskupa dyspensy od udziału w niedzielnych Mszach św. wszyscy wierni powrócili do praktyk religijnych, czy jednak trochę ich ubyło?
Niestety tak. Podczas liczenia wiernych uczestniczących w niedzielnej Mszy św. w ostatnią niedzielę września, czy tzw. dominicantes, tych osób było około 1150 na 6200 mieszkańców parafii, czyli niecałe 19 proc. W poprzednich latach liczba ta wahała się od 1600 do 1800, w zależności od pogody. W deszczowy dzień zawsze przychodzi nieco mniej wiernych. Jest więc wyraźny spadek, prawie o dziesięć punktów procentowych. Część ludzi, głównie starszych, mimo zniesionej dyspensy, wciąż korzysta z transmisji telewizyjnych Mszy św., niejednokrotnie za namową swoich dorosłych dzieci.
Młodzi wrócili?
Na wieczornych Mszach św. o 18.00 i 21.00 dominują młodzi, a o 11.00 są rodziny z dziećmi. Jest ich nieco mniej niż przed pandemią, ale Bogu dziękować za tych, którzy przychodzą. Bądźmy dobrej myśli, że ludzie powoli będą wracali.

Kościół głosem Ojca Świętego i polskiego Episkopatu opowiedział się za szczepieniami przeciw COVID-19, podkreślając, że nie ma etycznych przeciwskazań, zaś sam Papież Franciszek powiedział wprost: „Zaszczepienie się szczepionkami zaaprobowanymi przez kompetentne władze jest aktem miłości”. Jednak wiele osób, i to z kręgu ludzi wierzących, odmawia szczepień, powołując się na względy etyczne. Co Ksiądz, by im powiedział?
Sam się zaszczepiłem. Trzeba pamiętać, że jako dzieci byliśmy szczepieni, szczepionki uratowały nas przed wieloma groźnymi chorobami. Każdy był szczepiony przeciw odrze, ospie, szkarlatynie czy chorobie Heinego-Medina. W przypadku szczepionek przeciw COVID ludzie mają obawy z powodu zbyt szybkiego wprowadzenia tych preparatów do użycia, bez dokładnego – ich zdaniem – zbadania. Lekarze też nie mówili na ten temat jednym głosem. Gdy do mnie przychodzili ludzie z pytaniami, zawsze powtarzałem, że muszą sami zadecydować. Do szczepień zachęca Ojciec Święty i biskupi, latem była możliwość zaszczepienia się koło naszego kościoła, bo stał tu przez jeden dzień autobus, w którym była prowadzona akcja szczepień, o co zresztą niektórzy mieli do mnie pretensje.

Sam się zaszczepiłem. Trzeba pamiętać, że jako dzieci byliśmy szczepieni, szczepionki uratowały nas przed wieloma groźnymi chorobami. Każdy był szczepiony przeciw odrze, ospie, szkarlatynie czy chorobie Heinego-Medina.

Pandemia była przyczyną odwołania beatyfikacji Prymasa Tysiąclecia w czerwcu 2020 roku. Odbyła się ona z ponad rocznym opóźnieniem i została połączona z beatyfikacją Matki Elżbiety Róży Czackiej. Jakie przesłanie, jaką naukę możemy czerpać dzisiaj od nowych błogosławionych? Co nam współczesnym mówią bł. Prymas kardynał Stefan Wyszyński i bł. Matka Czacka?
Bł. kardynał Stefan Wyszyński to jest postać, obok św. Jana Pawła II, która uratowała Kościół i Polskę. On zawsze powtarzał, że po Panu Bogu najbardziej kocha Ojczyznę. Mówił, że nie sztuka dla Ojczyzny zginąć, bo to trwa krótko, ale trudniej wytrwać i dla niej pracować. Tu jest nasze miejsce, tu się urodziliśmy, tu mamy się uczyć, pracować, także zdobywać świętość. Czekaliśmy na tę beatyfikację i Bogu dzięki doczekaliśmy się. Mimo że trwało to bardzo długo, jak niektórzy mówią, Prymas Wyszyński i za życia miał „pod górkę”, i po śmierci. On nigdy nie kierował się nienawiścią, mimo że doznał tylu krzywd od komunistów, modlił się za Bieruta i za tych, od których doznał cierpień i upokorzenia. Taki wzór jest nam potrzebny dzisiaj, byśmy umieli tak jak on pragnąć dobra Kościoła i Rzeczypospolitej. Także byśmy, mimo różnic, które są między nami, kierowali się zawsze dobrocią i życzliwością do siebie nawzajem. Ale też byśmy Polskę kochali, byśmy byli dumni z tego, że jesteśmy Polakami. Tak jak mawiał błogosławiony Prymas: „Mamy inne narody szanować, ale Polskę kochać”. 

Ostrzeżenie wzświetlane przed Mszą św.

ZDJĘCIE MAŁGORZATA WANKE-JAKUBOWSKA

On miał pomysł i na Polskę, i na duszpasterstwo. Nowenna na Tysiąclecie Chrztu Polski, nawiedzenie obrazu Matki Bożej – to cementowało nasz Naród. Nieprzypadkowo ma tytuł Prymasa Tysiąclecia. Z kolei Matka Róża Czacka, z którą Prymas był związany jako kapelan w Laskach, pokazała, że mimo utraty wzroku odnalazła swój charyzmat i powołanie. Rozumiała, jakim cierpieniem jest być niewidomym i potrafiła nieść pomoc ociemniałym. Jej postać mówi nam, że w każdej sytuacji można nieść dobro dla drugiego człowieka, a przez to dla ludzi na chwałę Bożą. Ci błogosławieni będą się wstawiali za nami i za Polską.