Autorytet dziś – upadek czy kryzys?

Patrząc na otaczający nas świat, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że słowo „autorytet”
zaczyna jawić się jako anachroniczny wymysł przeszłości, coraz częściej zdający się
stawać w sprzeczności z osobistą, szeroko rozumianą wolnością człowieka.

KS. PATRYK GOŁUBCÓW

Jaszkotle

Mt 5,16, Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego w Warszawie

TOMASZ GOŁĄB / FOTO GOŚĆ

Wszechobecny konsumpcjonizm, ekspansywny hedonizm i próby wmawiania ludziom, że są skazani na życiowy sukces, bez miejsca na błąd, porażkę czy jakiekolwiek deficyty w zdrowiu czy urodzie, skutecznie wpędzają człowieka w samouwielbienie i niemal niczym nieograniczoną wiarę we własną doskonałość. W konsekwencji potrzeba odwoływania się do jakichkolwiek punktów odniesień w postaci innych ludzi, uniwersalnych wartości czy uznawanych dotychczas za niezmienne kanonów postępowania staje się postrzegana jako przejaw zaściankowości, braku otwartości na wyzwania nowoczesności oraz hamulec własnego rozwoju. Przy słowie „autorytet” stawia się coraz większy znak zapytania lub wykreśla się go z codziennego języka. Warto zadać sobie w tym kontekście następujące pytanie: czy współcześnie szeroko rozumiane autorytety przeżywają kryzys czy też doświadcza się ich bezpowrotnego upadku? Czy próba upatrywania ich substytutów w celebrytach „znanych jedynie z tego, że są znani” okaże się tymczasową czy trwałą tendencją?
Co w zamian?
Parafrazując słowa Jana Pawła II na temat procesu globalizacji, twierdzącego, że sama w sobie nie jest ona ani dobra, ani zła, ale taka jaką uczynią ją ludzie, należy zauważyć, iż podobnie jest z dzisiejszym postrzeganiem autorytetów. Można zaryzykować stwierdzenie, że za wcześnie jest mówić o tym, czy autorytety upadają na naszych oczach, czy jedynie przeżywają kryzys spowodowany w dużej mierze nie tyle brakiem zapotrzebowania na nie u współczesnego człowieka, ile bardziej bezpardonową relatywizacją języka. Nawiązując do wyżej przytoczonych słów Jana Pawła II, można dostrzec, że kluczową rolę w kontekście reinterpretacji słowa „autorytet” mają szansę odegrać kreatorzy życia publicznego, politycy, ludzie Kościoła i mediów.
Karl Rahner pisał, że jeśli ludziom zabierze się Boga, to zaczną oni wierzyć w drzewa. Analogicznie rzecz się ma z autorytetami: jeśli w ludziach zaniknie sens dokonywania odniesień do będących źródłem uniwersalnych, niezmiennych wartości i norm postępowania autorytetów, to zaczną oni wzorować się na wytworach politycznej i pseudoetycznej poprawności.
W każdym człowieku bowiem, czy on się do tego przyznaje czy nie, drzemie naturalna potrzeba poczucia pewności i bezpieczeństwa. Ludzie niejako intuicyjnie odczuwają, że nie są samowystarczalni, dlatego potrzebują czerpać z zewnętrznych wzorców i punktów odniesienia. Wbrew ekspansywnej dynamice różnego rodzaju destrukcyjnych, pozbawionych właściwie rozumianego humanizmu ideologii, takich jak np. sekularyzm, konsumpcjonizm, hedonizm, egoistyczny indywidualizm, człowiek poszukuje wewnętrznej i zewnętrznej stabilizacji, a taką osiągnąć można jedynie na trwałych fundamentach, gdzie istnieje wyraźna granica między prawdą a fałszem, dobrem a złem, wolnością a zniewoleniem. Należy zatem podkreślić, że bez względu na stosowaną nomenklaturę człowiek, choć niejednokrotnie coraz skuteczniej manipulowany przez podstępną dyktaturę relatywizmu i doraźności, bezwarunkowo pragnie dążyć do prawdy, dobra i piękna.

Autorytetem nie wystarczy się nazywać
Czy współcześnie autorytety same są winne kryzysu, którego doświadczają, czy też padają ofiarą brutalnej dyfamacji antyhumanistycznych i sekularystycznych ideologii? Zapewne i jedno, i drugie. Nie ulega jednak wątpliwości, że jedyną skuteczną receptą na zahamowanie zaawansowanej ofensywy destrukcji, tudzież autodestrukcji klasycznie rozumianych autorytetów jest ponowne usystematyzowanie znaczenia pojęć, a także, a może przede wszystkim, pokorna rewizja jakości transmitowanych wartości u tych, którzy aspirują do roli tychże autorytetów.
Krótko mówiąc, autorytetem nie wystarczy się nazywać bądź być na wyrost nazywanym przez innych. By nim autentycznie być, nie wystarczy głosić przeplatanych pięknymi i wzniosłymi słowami moralizatorskich tyrad, niejednokrotnie oderwanych od życia i pozbawionych zdolności rzetelnego odczytywania znaków czasu. By nim być, nie wolno także zamykać się w nawet najbardziej ozłoconej twierdzy samouwielbienia, szczelnie zamkniętej przed duchem empatii i wyrozumiałości wobec słabości innych lub ich odmienności.
Być autorytetem dzisiaj to nie tyle mówić, ile być. Dziś autorytetu nie daje urząd, lecz świadectwo. Autorytetu u innych nie przysporzą blaski fleszy i konformistyczne uleganie dyktaturze kreatorów medialnych przekazów, ale stanie na straży prawdziwego znaczenia trzech relatywizowanych współcześnie pojęć: prawdy, dobra i piękna.
Ich swoistego rodzaju wypadkową jest miłość, oznaczająca zdolność bezinteresownego „bycia dla”. Opleciona miłością wspomniana wyżej triada wartości to jedyna skuteczna trampolina do autentycznego świadectwa, bez którego nie może być mowy o autorytecie.
Bez odniesienia do tych trzech wartości zamiast autorytetów we współczesnym świecie funkcjonować będą ich jedynie tandetne, stale narażone na śmieszność imitacje, tak niestabilne i podatne na powiewy antyhumanistycznych ideologii, jak domek z kart w obliczu huraganu.
Ideologicznych huraganów dzisiaj nie brakuje, co więcej, można z ogromną dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że ich intensywność będzie narastać, narażając ludzi na destrukcję. Jedyną zaporą przed ich ekspansywnym oddziaływaniem może być odnowa autorytetów, tak często kolaborujących z dyktatem postmodernistycznej mody i paraliżującą obawą przed zburzeniem własnego wizerunku.
Tymczasem przyszłość świata i człowieka nie zależy od wizerunku niejednokrotnie zagubionych, choć na szczęście nie bezpowrotnie, autorytetów, ale od ich autentyzmu i determinacji w obronie tych wartości i zasad postępowania, które tworząc kulturowy dorobek ludzkości, wyposażyły ją do realizacji nie tylko pośrednich celów w życiu, ale także tego finalnego, którym jest osiągnięcie wiecznego szczęścia.