KS ANDRZEJ DRAGUŁA

Zielona Góra

Język, który leczy

Narzekanie na kaznodziejstwo jest powszechne. Kiedyś już wspominałem, że istnieje nie tylko teologia głoszenia, ale także teologia słuchania. Nie bez powodu do słuchaczy swoich przypowieści Jezus powiedział: „Uważajcie, jak słuchacie” (Łk 8, 18). Słuchanie jest nie tylko aktem psychicznym, ale także duchowym, a skuteczność głoszonego słowa Bożego wykracza poza jego zrozumiałość. Mówiąc inaczej, to że kazanie jest może słabe, niezrozumiałe lub za trudne, wcale nie wyklucza jego skuteczności.
Jak to możliwe? Starożytny pisarz kościelny Orygenes wyjaśnia to, odwołując się do metafory lekarstwa: „Lekarze na przykład podają niekiedy jakiś pokarm lub napój, aby rozproszyć zaćmienie wzroku; wszelako spożywając ów pokarm albo pijąc napój nie czujemy, że przynosi on pożytek i że leczy oko, […] w stosownym czasie zaczynamy [jednak] rozumieć, że ów pokarm albo napój pomógł oczom. Podobnie dzieje się zazwyczaj w odniesieniu do innych członków cielesnych. Należy zatem wierzyć, iż tak samo Pismo Święte jest pożyteczne i pomaga duszy, choćby umysł nasz w obecnej chwili tego nie rozumiał […]. W Pismach Świętych tkwi pewna siła, która wystarcza czytelnikowi bez wyjaśnienia” (XX Homilia na Księgę Jozuego, 2). Słowo Boże czytane działa jak lekarstwo. Jest skuteczne, mimo że chory nie wie, jakie są jego elementy składowe, w jaki sposób działa i którymi drogami dociera do chorego miejsca. Oczywiście Orygenes nie mówi tutaj o głoszeniu słowa Bożego, lecz o czytaniu i rozważaniu słowa Bożego zawartego w Biblii. A będzie ono o tyle skuteczne, i odnosi się to również do kaznodziejstwa, o ile będzie w Biblii zakorzenione i z Biblii będzie czerpało swoją treść. O „medycznej” mocy kaznodziejstwa przekonani byli mówcy średniowieczni. Wynikało to np. z figury Chrystusa lekarza, który leczył nie tylko przez nakładanie rąk, ale także poprzez słowo. Średniowieczny teoretyk kaznodziejstwa Humbert z Romans uważał, że mowa Boga jest lekarstwem, które wszystko uzdrawia, a słowa kaznodziei mają podobną skuteczność. Nazywano je lingua medicinalis, językiem leczniczym, który leczy dusze. Kazanie to medicina verbi, lekarstwo słowa. Te intuicje dawnych kaznodziejów i homiletów zawierają myśl o skuteczności słowa Bożego, która jest w pewnym sensie niezależna od zrozumienia tegoż słowa. Łaska wykracza bowiem poza nasze zdolności poznawcze. A kazanie, które wydaje się niezrozumiałe, słabe – zawiera jednak ziarno słowa, które zapada w serce i nie wiadomo kiedy i jaki plon wyda.
Nie, mój felieton nie jest próbą usprawiedliwienia kiepskich kazań. Powtórzę za Orygenesem (odpierał podobne zarzuty): „Bynajmniej nie z tego powodu mówiłem o tym; nie po to przedstawiłem owe rozważanie, aby się wymawiać. Postąpiłem tak po to, aby wskazać, że w Pismach świętych tkwi pewna siła, która wystarczy czytelnikowi bez wyjaśnienia”. Śmiem twierdzić, że w kazaniach też, nawet tych byle jakich.