W STRONĘ PEŁNI ŻYCIA

O jednym z wyzwań, jakie COVID-19 rzucił wierze

Kiedy w zeszłym roku pojawiły się pierwsze informacje
o zachorowaniach na COVID-19, nikt z nas nie przypuszczał,
jak zmieni się nasze życie z powodu tej choroby.
Zachwiała ona wszystkimi gałęziami naszego życia.
KS. JANUSZ MICHALEWSKI

Świdnica

Pandemia COVID-19 dotknęła także naszego
życia religijnego, mocno ograniczając możliwość
uczestniczenia w sakramentach, nabożeństwach
czy spotkaniach formacyjnych

JEYARATNAM CANICEUS/PIXABAY.COM

Wielu z nas napełniła bólem z powodu śmierci naszych bliskich i przyjaciół. Wielu z nas i naszym bliskim mocno nadwyrężyła zdrowie.
Zmieniony świat
Spowodowała poważne naruszenie dotychczasowych reguł życia społecznego. Zmieniła zasady funkcjonowania gospodarki, kultury i nauki oraz całego systemu edukacji.
Trudno przewidzieć, w jakim świecie będziemy żyli, kiedy uda nam się opanować tę chorobę.
Zmienione życie religijne
Rozprzestrzenianie się COVID-19 dotknęło także naszego życia religijnego, zwłaszcza w wymiarze wspólnotowym, mocno ograniczając możliwość uczestniczenia w sakramentach, w różnego rodzaju nabożeństwach, czy też spotkaniach formacyjnych. Niestety spowodowało to u wielu osób wierzących wiele negatywnych zjawisk, jak oziębienie i gaśnięcie wiary, jej kryzys czy nawet jej utratę.
Wiele osób mimo zniesionych restrykcji nie wróciło już do praktykowania wiary w ramach życia wspólnotowego Kościoła. Te fakty budzą wiele niepokoju w osobach wierzących.
Nic dziwnego zatem, że we wspólnocie Kościoła podejmuje się na ten temat wiele dyskusji i pisze się wiele artykułów. Stawia się różne tezy i diagnozy, wskazując także różne drogi uzdrowienia zwłaszcza społecznego wymiaru życia Kościoła, związanego przede wszystkim z uczestniczeniem w sakramentach.
Pytanie o fundament wiary
Niepokojącym faktem jest to, że brak możliwości praktykowania wiary w wymiarze wspólnotowym tak bardzo mocno nadwyrężył ją w życiu tak wielu osób deklarujących się dotychczas jako osoby przynależące do Kościoła. Fakt ten może pobudzać do postawienia sobie pytania, co jest fundamentem naszej wiary, która nie zniknie w nas, jeśli zabraknie nam możliwości jej praktykowania w wymiarze wspólnotowym? Wydaje się, że sytuacja związana z COVID- -19 uświadomiła nam potrzebę odkrycia na nowo istoty wiary, która będzie w nas płonąć niezależnie od tego – mówiąc obrazowo – czy kościoły będą zamknięte, czy otwarte.
Rozdwojenie jako choroba wiary
Słuchając nieraz przekazu, jaki płynie w większości z nauczania przekazywanego w codzienności ludziom stykających się z życiem Kościoła, można odnieść wrażenie, że wiara polega przede wszystkim na podejmowaniu i wypełnianiu praktyk religijnych. Przy takim przekazie szybko może powstać w umyśle – i wydaje się, że wiele osób tak rzeczywiście ma – takie przekonanie: wypełniam praktyki religijne, jestem osobą wierzącą. Problem z takim przekonaniem mocno zaczyna się ujawniać wtedy, kiedy rzeczywistość pokazuje, że w życiu codziennym wierzący często kierują się nie przesłaniem Ewangelii, ale systemem wartości, w którym dominuje dążenie do zabezpieczenia się, przetrwania i adaptacji w oparciu o mechanizmy interesu własnego oraz najbliższej rodziny bądź grupy społecznej, do której się przynależy. Tak powstaje zjawisko hipokryzji lub, jak niektórzy mówią, współczesnego faryzeizmu, czy mówiąc łagodniej – niespójności wewnętrznej związanej z tym, że w życiu kierujemy się dwoma różnymi systemami wartościowania – innym podczas kościelnych spotkań, a innym w życiu poza tymi spotkaniami.
Świadomość religijna jako fundament religijności
Czesław Walesa, badacz rozwoju religijności przez lata związany z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim Jana Pawła II w Lublinie, wskazywał w swoim ujęciu religijności, że jest ona bardzo złożoną strukturą. Według niego składa się ona z ośmiu wymiarów – świadomości religijnej, uczuć religijnych, decyzji religijnych, poczucia więzi ze wspólnotą osób wierzących, praktyk religijnych, moralności, doświadczeń religijnych oraz form wyznania wiary. Mimo wszystko najważniejszą i podstawową rolę przypisywał świadomości religijnej. Przy czym nie utożsamiał jej tylko z wiedzą religijną, na zasadzie posiadania informacji, ale przede wszystkim z wewnętrznym i będącym w centrum osoby człowieka systemem znaczeń religijnych (przekonań), który rzeczywiście kształtuje zarówno wewnętrzne funkcjonowanie, jak i zewnętrzne zachowanie człowieka.
Rdzeń chrześcijańskiej wiary
Co jest istotą chrześcijańskiej świadomości, jakby jej centrum i to takim centrum, które nie zniknie, jeśli zabrakłoby mu zewnętrznych okoliczności podtrzymujących jego istnienie, jak choćby możliwość wspólnotowego praktykowania wiary? Szukając odpowiedzi na to pytanie, przyszły mi na myśl dwa cytaty z Biblii. Pierwszy pochodzi z rozmowy Jezusa z Samarytanką, podczas której Jezus, jakby wyraźnie odcinając się od dyskusji na temat, jaka religijność jest słuszna, mówi do niej: „Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec.

Bóg jest duchem: potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie” (J 4, 23-24). Drugi pochodzi od św. Pawła Apostoła: „Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was?” (1 Kor 3, 16). Mam odczucie, patrząc przez pryzmat tych dwóch cytatów, iż cała nasza sytuacja wiary odczytywana w kontekście pandemii COVID-19 jakby chciała nam uświadomić, że nie będzie w nas mocy ducha, nie będzie mocy ducha w naszej codzienności, a także nie będzie mocy ducha w naszych praktykach religijnych (choćby były dostępne jak dawniej), jeśli każdy z nas wierzących nie będzie miał silnej duchowej więzi z Bogiem, polegającej na przebywaniu i przeżywaniu swojego życia w Jego obecności w swoim wnętrzu. Tak naprawdę siłą naszej wiary jest osobiście pielęgnowana, rozwijana i podtrzymywana świadomość obecności Boga w naszym wnętrzu (sercu, jak niektórzy powiedzą). Jeśli tak przeżywana wiara będzie w nas, nie zgasi jej brak możliwości wyrażania jej i praktykowania w wymiarze wspólnotowym. I oczywiście istniejąc w nas w nazwijmy to normalnych warunkach, będzie ona nadawać autentyczność zarówno naszym wspólnotowym praktykom religijnym, jak i naszemu codziennemu postępowaniu.
To właśnie przeżywanie Bożej obecności w naszym sercu stanowi istotę życia duchowego, które dobrze przeżywane i rozwijane, spontanicznie zaczyna oddziaływać na wszystkie dziedziny naszej codzienności. Przeżywanie i pielęgnowanie świadomości obecności Boga w naszym sercu daje nam duchową moc, nadaje najgłębszy sens naszemu życiu, pozwala patrzeć z nadzieją na przyszłość i motywuje do wychodzenia naprzeciw drugim w postawie życzliwości i wzajemnego wspierania się.
Drogi budowania duchowej więzi z Bogiem
Jak taką więź budować? Wydaje się, że wymaga ona dwóch elementów. Pierwszy, fundamentalny, to przyjmowanie i poznawanie prawdy o Bogu i Jego relacji do nas.
Praktycznie to słuchanie, czytanie Słowa Bożego objawionego w słowach i dziele Jezusa oraz uświadamianie sobie Jego znaczenia dla naszego życia. Ważne jest tu nie tyle przyjmowanie prawdy Bożego Słowa w wymiarach informacji (choć od tego się to wszystko zaczyna), ile uwierzenie w nią w głębi naszego serca. Tu może pojawić się problem wielu z nas, polegający na rozdźwięku między tym, co przyjmujemy za prawdę w umyśle, a tym, w co wierzymy na poziomie serca, na poziomie emocji. Przejawia się on m.in. w takich słowach: „Na poziomie umysłu wiem, że Bóg mnie kocha, ale nie potrafię tego doświadczać na poziomie serca – emocjonalnie trudno mi w to uwierzyć”.
Stąd potrzebny jest drugi element budowania duchowej więzi z Bogiem – znajomość własnego serca przejawiająca się w świadomości jego odruchów i reakcji. Na swoje wnętrze możemy bowiem popatrzeć jako na wewnętrzną przestrzeń, w której dzięki umiejętności wewnętrznej obserwacji możemy oglądać różne nasze stany wewnętrzne – myśli, uczucia, wrażenia, pragnienia, potrzeby, wyobrażenia, impulsy itp. Z punktu widzenia wiary generalnie możemy je podzielić na dwa rodzaje: na te, które są spójne z Bożą miłością, i te, które są niespójne lub nawet jej się sprzeciwiają (św. Paweł jedne nazwałby z Ducha, a drugie cielesnymi).
Bardzo upraszczając, nasze zachowanie jest kształtowane poprzez decyzję, który stan uznamy za słuszny, a który nie. Kiedy to uczynimy, zaczynamy działać pod jego wpływem.
Jezus wskazywał, że nasza wiara jest przede wszystkim wiarą serca, jak bowiem mówił, z serca może brać się dobro i zło, a nasze zachowanie jest tylko zewnętrznym wyrazem tego, co mamy w sercu. Stąd tak ważne jest to, co wybieramy w sercu. Na przykład czy widząc nasze zamartwianie się, wybieramy w sercu postawę zaufania i zawierzenia się Bogu, czy też jednak zaplączemy się w umysłową gonitwę i wyobrażenia, jakie znaleźć wyjście z danego zmartwienia, licząc tak naprawdę jedynie na swoje siły, spryt i rozum. Droga duchowego rozwoju w tym ujęciu polega na zauważaniu tych różnych stanów wewnętrznych w nas i rozeznawaniu, poddawaniu, czy też powierzaniu ich Bożej obecności. Wejście na taką drogę powoduje, że z czasem coraz bardziej doświadczamy przemiany serca, która zaczyna być widoczna także w naszych czynach i zachowaniu. Doświadczamy też coraz większej spójności między naszym sercem, umysłem i zachowaniem, a nasze życie staje się miejscem przeżywania, doświadczania oraz objawiania się Bożej miłości.
Czy jest to droga dla wszystkich? Tak, jeśli tylko pielęgnowanie więzi z Bogiem w swoim wnętrzu potraktują jako swoją największą pasję życia.