SŁOWNIK WYRAZÓW BARDZO OBCYCH

Miłosierdzie

Z pewnością nikt z czytających niniejszy tekst nie powie, że temat miłosierdzia
jest mu obcy. Ale też chyba nikt nie odważy się wyznać, że wszystko
na ten temat wie, a w dodatku wszystko w tej dziedzinie zrobił czy robi
i spokojnie może oczekiwać na sąd Boży.

KS. ALEKSANDER RADECKI

Wrocław

Jak często w codziennym życiu
wykorzystujemy okazje, by być jak
dobry Samarytanin?

FALCO/PIXABAY.COM

Postawy miłosierdzia oczekuje od nas sam Bóg i ma być ona konkretną odpowiedzią na Jego miłosierdzie; to jest nasze „być albo nie być” w szczęśliwej doczesności i wieczności.
Miłosierdzie Boże
Jest wyrazem miłości samego Boga do człowieka, któremu potrzebna jest pomoc. Ojciec niebieski kocha wszystkich i wszystkich pragnie zbawić – jest gotów przebaczyć nawet największemu grzesznikowi, o czym w swojej nauce mówił Jezus. Syn Boży wyraził swoje miłosierdzie najpełniej poprzez śmierć na krzyżu, która wyjednała u Ojca przebaczenie i zbawienie wieczne dla wszystkich ludzi. Śmierć Chrystusa, poniesiona z miłości do człowieka, przezwyciężyła grzech i śmierć. To miłosierdzie Boga rodzi w człowieku poczucie własnej małości i niemocy, ale jednocześnie uznanie wielkości Boga i pragnienie świadczenia wielkodusznego miłosierdzia drugiemu człowiekowi.
Obowiązek chrześcijanina
Chrystus powiedział bowiem: Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią (Mt 5, 7). Pierwsi chrześcijanie dzielili się między sobą wszystkim, co posiadali (zob. Dz 2, 42-47), a nawet w trosce o ubogich powołali diakonów współpracujących z apostołami (zob. Dz 6, 1-6). W późniejszych czasach zaczęły powstawać instytucje charytatywne: szpitale, przytułki, sierocińce, domy opieki. Dla pomocy potrzebującym powstawały także zgromadzenia zakonne, bractwa i cechy oraz stowarzyszenia. Pod patronatem Kościoła coraz szerzej zaczęła się rozwijać praca organizacji samopomocowych, jednoczących inicjatywy różnych działaczy i reformatorów życia społecznego.
Wsłuchując się w opis Sądu Ostatecznego (Mt 25, 31-46), jasno rozumiemy, czym ma być ludzkie miłosierdzie, do którego jesteśmy nieustannie wzywani przez Boga. Podstawą ostatecznego rozliczenia staną się właśnie uczynki czynnej miłości bliźniego i one – ich spełnienie lub zaniechanie – zadecydują o wyroku, jaki każdy człowiek usłyszy.
Stąd św. bp Cezary zwraca naszą uwagę na ścisłe powiązanie miłosierdzia okazywanego tu, na ziemi, z tym, którego oczekujemy w niebie: „Wszyscy pragną miłosierdzia, ale, niestety, nie wszyscy tak postępują, aby na nie zasłużyć. […] Jak można prosić o coś, czego sam nie chcesz ofiarować? Kto zatem pragnie dostąpić miłosierdzia w niebie, powinien wyświadczać je na ziemi. Na czym polega miłosierdzie ludzkie? Na tym, abyś pamiętał o ubogich. Na czym zaś miłosierdzie Boże? Zapewne na darowaniu win. Toteż wszystko, co wyda miłosierdzie ludzkie podczas drogi, miłosierdzie Boże odda w Ojczyźnie. […] Ten, który w niebie pragnie dawać, chce otrzymywać na ziemi”.
Logika ubogich
Od początku było właśnie tak, że wszelkie ludzkie „biedy” chroniły się w cieniu świątyń, plebanii, klasztorów czy kołatały do drzwi chrześcijan.
Rozumowanie ludzi potrzebujących pomocy było proste: Skoro naprawdę jesteście chrześcijanami i głosicie miłość – nie możecie zostawić nas bez pomocy! Ich intuicja i determinacja znajduje oparcie w nauce Chrystusa głoszonej wiernie w Kościele, a dla wierzących jest autentycznym „egzaminem dojrzałości”.
Katechizm domaga się od nas konkretów: „Uczynkami miłosierdzia są dzieła miłości, przez które przychodzimy z pomocą naszemu bliźniemu w potrzebach jego ciała i duszy. Pouczać, radzić, pocieszać, umacniać, jak również przebaczać i krzywdy cierpliwie znosić – to uczynki miłosierdzia co do duszy.
Uczynki miłosierdzia co do ciała polegają zwłaszcza na tym, by głodnych nakarmić, bezdomnym dać dach nad głową, nagich przyodziać, chorych i więźniów nawiedzać, umarłych grzebać. Spośród tych czynów jałmużna dana ubogim jest jednym z podstawowych świadectw miłości braterskiej; jest ona także praktykowaniem sprawiedliwości, która podoba się Bogu” (KKK 2447).

Ubogich nie trzeba namawiać, by skwapliwie korzystali z oferowanej im pomocy; to nam, wiernym, potrzebne jest stałe formowanie wyobraźni miłosierdzia.
I warto zauważyć, że miłosierdzie jest świadczeniem dwustronnym: z jednej strony dźwiga i wspomaga potrzebujących, a z drugiej – sprzyja doskonaleniu się darczyńców!
Wynik uczciwości i sprawiedliwości

W świetle Słowa Bożego okazuje się, że miłosierdzie, które jesteśmy skłonni traktować jako gest własnej wspaniałomyślności, tak naprawdę wynika z uczciwości i sprawiedliwości.
„Święty Jan Chryzostom przypomina stanowczo: «Niedopuszczanie ubogich do udziału w swych własnych dobrach oznacza kradzież i odbieranie życia. Nie nasze są dobra, które posiadamy – należą one do ubogich». «Najpierw trzeba zadośćuczynić wymaganiom sprawiedliwości, by nie ofiarować jako darów miłości tego, co się należy z tytułu sprawiedliwości». Gdy dajemy ubogim rzeczy konieczne, nie czynimy im ofiar osobistych, ale oddajemy im to, co należy do nich; spłacamy raczej powinność sprawiedliwości niż wypełniamy dzieła miłosierdzia” (KKK 2446).
A św. bp Bazyli Wielki pisał: „Do Pana zaś poniesiesz sławę twoich dobrych czynów. Ale my, zdaje się, nie dbamy o to, co czeka nas w niebie, kiedyś. […] Umiesz tylko to jedno: «Nie mam, nie dam, sam jestem biedny».
O tak, biedny jesteś i nie masz naprawdę niczego: nie masz miłości, nie masz dobroci, nie masz wiary w Boga ani nadziei wiekuistej. […] Chleb, który macie w nadmiarze, jest chlebem zgłodniałych; szata wisząca w waszej szafie jest ubraniem dla tych, którzy są nadzy; obuwie, którego wy nie nosicie, jest obuwiem ubogich; pieniądze, które wy trzymacie w ukryciu, są pieniędzmi ubogich; uczynki miłości, których wy nie wykonujecie, są także niesprawiedliwością, którą wy wyrządzacie”.
Zatem: na tyle jesteś człowiekiem wierzącym, na ile rozpoznajesz Boga w potrzebujących, gdyż: Jeśliby ktoś mówił: «Miłuję Boga», a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi (1 J 4, 20). „To jest jedno wielkie złodziejstwo, gdy chrześcijanie wydają bezmyślnie pieniądze, podczas gdy wokół nich panuje bieda i nędza” (R. Mayer).
A oto jedno z kluczowych stwierdzeń Matki Teresy z Kalkuty: „Nędzy nie stworzył Bóg. Stworzyliśmy ją my: ty i ja. Jesteśmy za nią odpowiedzialni, ponieważ nie dzielimy się tym, co mamy. Nawet Bóg nie może zmusić nas do czynienia dobra. Sami musimy się na to zdecydować”. Ta święta siostra wie oczywiście, że taka postawa kosztuje, ale zdecydowanie uczy: „Należy dawać to, co jakoś kosztuje, wymaga poświęcenia, pozbawia czegoś, co się lubi – aby dar miał wartość przed Bogiem. […] Nie można kochać Boga inaczej, jak tylko poprzez ofiarę z siebie samego”.

KU REFLEKSJI

▸ Ile „swoich” (= oddanych Tobie do dyspozycji) rzeczy powinieneś rozdać bliźnim?
▸ Jakie dzieło czynnej miłości bliźniego czeka (w świecie, w Polsce, w diecezji, w parafii, w rodzinie) na Twoje ręce, serce, inteligentną głowę, portfel – na Twoją wyobraźnię miłosierdzia?
▸ Czego potrafisz sobie odmówić (z rzeczy dozwolonych i dobrych), by zdobyte w ten sposób pieniądze były prawdziwą jałmużną?
▸ Kogo zaprosisz na tradycyjnie wolne (i tradycyjnie puste) miejsce przy wigilijnym stole?
▸ Do kogo powinieneś nareszcie napisać list, zadzwonić, a kogo osobiście odwiedzić; kogo przeprosić i komu przebaczyć?
▸ Kiedy znajdziesz czas dla współmałżonki, dzieci czy domowników, by z nimi być, rozmawiać i okazać im swoją miłość?