KS ANDRZEJ DRAGUŁA

Zielona Góra

Wnioski z raportu

Lektura raportu w sprawie dominikanina, o. Pawła M., niegdysiejszego duszpasterza we Wrocławiu, jest bolesna, zwłaszcza dla środowiska związanego z tamtejszym klasztorem. Odpowiedź na pytanie, jak to możliwe, że doszło do takich nieprawości, zapewne nie jest łatwa. Można i należy szukać powodów takiego stanu rzeczy w samym „bohaterze”, w systemie zakonnym, ale zapewne także w mentalności tych, którzy stali się ofiarami. Nie, nie jest to relatywizowanie winy o. Pawła, ale raczej wskazanie na skomplikowaną sieć zależności, w jaką uwikłane bywa nasze życie duchowe. Spośród wielu dwa wnioski wydają się ważne: rola duszpasterza i ocena proponowanych przez niego form pobożności.

Prawdą jest, że kontakt z Bogiem mamy zapośredniczony przez ludzi, zwłaszcza przez tych wyświęconych – kapłanów. Według doktryny katolickiej są oni potrzebni, bo pośredniczą sakramentalnie między Bogiem a ludźmi. Podkreślmy: pośredniczą, a nie zastępują. Jean-Luc Marion, francuski filozof, badał funkcjonowanie idola i ikony. Te pojęcia pojawiają się w opisie ról społecznych czy religijnych. Naturą ikony jest jej przezroczystość i odwoływanie do rzeczywistości poza nią. Człowiek, który jest ikoną Boga, nie zatrzymuje zainteresowania na sobie, ale robi wszystko, by kierować wzrok innych na Boga. Idol z kolei karmi się własną popularnością, skupia na sobie i rozkoszuje się skierowanym na niego zainteresowaniem. Staje się dla kogoś bez mała Bogiem, bóstwem. Historia o. Pawła M. pokazuje, jak kapłan staje się idolem. „Jesteś idolem, wielbi cię tłum” – śpiewał niegdyś zespół Lady Punk. No właśnie, idole mają niezwykłą moc przyciągania do siebie. Jest we wspomnianym raporcie fragment znamienny. Jeden z zakonników próbuje zasygnalizować przełożonemu nieprawidłowości w duszpasterstwie prowadzonym przez o. Pawła M. W odpowiedzi słyszy, że przecież o. Paweł przyciąga do siebie ludzi. Trzeba sobie jasno powiedzieć: frekwencja nie jest ani najważniejszym, ani koniecznym kryterium poprawności pracy duszpasterza. Od tego, ilu jest ludzi, ważniejsze jest, dlaczego są i co ich przyciągnęło. I druga kwestia. Raport obfituje w świadectwa członków duszpasterstwa, którzy brali udział w budzących zastrzeżenia praktykach duchowych. Pomijam te, które były powiązane z przemocą i seksualnością. Tych nie da się niczym usprawiedliwić. Ale były tam praktyki, które muszą dziwić – np. kilkudniowe (!) maratony modlitewne, picie oleju egzorcyzmowanego zmieszanego z wodą święconą czy jedzenie soli egzorcyzmowanej. Jeden ze świadków zeznał: „Uważaliśmy, że mamy monopol na prawdę. Oczywistym więc było, że mamy gorliwie i na siłę nawracać innych […]”.

Jak to skomentować? Aż mam ochotę powiedzieć, że najprawdziwsza bywa ta modlitwa, która jest nudna, która wprost nuży i jest bez jakichkolwiek duchowych ekstaz, uniesień. Nie powiem, że wszystko, co ponad to jest, od Złego pochodzi, ale – jak widać – bywa i tak.