Tosca, czyli dzieje grzechu

Opera Wrocławska na rozpoczęcie nowego sezonu artystycznego wybrała spektakl,
który tylko pozornie przenosi nas do innych czasów. W rzeczywistości to uniwersalna
opowieść o miłości i poświęceniu, a pod płaszczem zachwycającej scenografii
kryje się coś więcej – traktat o konsekwencjach moralnych wyborów.

JANINA KOWALSKA

Wrocław

Próba do spektaklu Tosca w Operze Wrocławskiej

ENENSTUDIO/OPERA WROCŁAWSKA

Tosca to dzieło, o którym opowieść nie rozpoczyna się wcale od nazwiska Giacoma Pucciniego. Zanim tragiczna historia śpiewaczki Florii Toski trafiła na deski operowe, można było zobaczyć ją w spektaklu autorstwa dramatopisarza Victoriena Sardou. Sztuka La Tosca wystawiana była m.in. w mediolańskim Teatro Filodrammatici, a tytułową rolę grała słynna Sarah Bernhardt: aktorka, która słynęła nie tylko z wielkiego talentu dramatycznego, ale również z rozwiązłego trybu życia i ekscentrycznych upodobań – do legendy przeszły już anegdoty o jej drzemkach w łóżku w kształcie trumny czy o mieszkaniu z pumą w roli domowego czworonoga.
To właśnie dla Bernhardt Sardou napisał Toscę, obsadzając ją w głównej roli słynnej rzymskiej śpiewaczki.
W rolę prefekta rzymskiej policji Barona Scarpii wcielił się jej kochanek, Pierre Berton. Napięcie emocjonalne między aktorami przekładało się na energię kreowanych przez nich postaci, co było doskonałym paliwem dla historii o szantażu, ślepym pożądaniu i poświęceniu w imię miłości. W tle osobistych perypetii bohaterów rozgrywają się dzieje Włoch, a w powietrzu unosi się kurz bitwy pod Marengo – decydującego starcia drugiej kampanii włoskiej Napoleona. Mimo że spektakl Sardou nie wzbudził początkowo entuzjazmu krytyków, publiczność chciała go oglądać, a to głównie dzięki charyzmatycznej Sarah Bernhardt. Podczas jednej z odsłon na widowni zasiadł Giacomo Puccini. Mimo że nie najlepiej rozumiał po francusku, La Tosca wywarła na nim takie wrażenie, że postanowił przenieść historię na deski opery – być może nie przeczuwał jeszcze wtedy, że pisze niezwykle ważny wątek w historii tego gatunku, a Tosca stanie się jedną z najsłynniejszych oper świata.

Opera Wrocławska sięga po dzieło Pucciniego 121 lat od jego premiery w słynnym rzymskim Teatro Costanzi. Wtedy, tak jak w przypadku wersji Sardou, recenzenci nie byli zachwyceni w przeciwieństwie do widowni, dla której Hariclea Darclée w roli Toski i Emilio De Marchi jako Cavaradossi – niczym gwiazdy rocka – bisowali swoje arie. W tym roku na wrocławskiej scenie artyści nie byli o to proszeni, jednak wielokrotnie wychodzili do publiczności, której owacje na stojąco zdawały się nie mieć końca.
Muzyka Pucciniego, wybitni śpiewacy, w tym Ambrogio Maestri, Lianna Haroutounian, Mikołaj Zalasiński i Ewa Vesin, oraz monumentalna scenografia zdawały się emanować siłą, za którą wielu melomanów – szczególnie w czasach pandemii – po prostu tęskniło.
Znajdując się u progu następnej fali zachorowań i widma ponownego zamknięcia instytucji kultury, Opera Wrocławska musiała zmierzyć się z nie lada wyzwaniem: otworzyć z rozmachem nowy sezon artystyczny, zadowolić widzów i udowodnić krytykom teatralnym, że Wrocław to ważne miejsce na operowej mapie świata. Recenzje Toski wyraźnie wskazują, że te plany się powiodły, ale o ile opinie o artystycznym sukcesie spektaklu wydają się być jednogłośne, o tyle dyskusję mogą wzbudzać wplecione w wizualną warstwę Toski akcenty, wskazujące na światopoglądowe motywacje reżysera.
Pierwowzór Barona Scarpii to świecki prefekt policji, a w wersji Michaela Gielety przyodziany jest w mundur z koloratką jako przedstawiciel dyktatury państwa kościelnego – jest czarnym charakterem, z którego pułapki chcą wyswobodzić się Tosca i Cavaradossi.

Hariclea Darclée w roli Toski i Emilio De Marchi jako Cavaradossi w spektaklu Tosca

ENENSTUDIO/OPERA WROCŁAWSKA

Kierując się prostymi skojarzeniami, można by uznać ten kostium za płytką prowokację; następny atak na Kościół, budowany na dosyć prymitywnej retoryce, sprowadzającej wszystko, co związane z życiem religijnym, do aparatu opresji. Warto jednak na tym etapie analizy spektaklu powrócić do słów Chrystusa o faryzeuszach: Marny wasz los, przywódcy religijni i faryzeusze! Jesteście obłudnikami! Usilnie dbacie o zewnętrzną czystość naczyń, ale wasze brudne wnętrze aż się lepi od chciwości i pożądania (Mt 23, 25). Brzmi znajomo, widząc poczynania Barona Scarpii, opętanego pożądaniem do pięknej aktorki i wykorzystującego swoją pozycję do osiągnięcia swojego celu. Jako przedstawiciel państwa kościelnego rości sobie prawo do posiadania Boskiej władzy. Szantaż emocjonalny jest tym większy, że Floria Tosca jest głęboko wierząca – klęcząc pod krzyżem, oddaje Bogu swoje zmartwienia i przed Nim rozważa swoje tragiczne dylematy. Sugestywna scenografia Gary’ego Mc-Canna zdaje się wskazywać, w którym miejscu na scenie przebiega subtelna granica między sacrum a profanum – to drugie jest silniej zakamuflowane, bo ukrywa się pod mundurem i koloratką.
Baron Scarpia swoim uprzedmiotowieniem Toski i szantażem – jej ciało za życie jej ukochanego – profanuje święte uniwersum, którego rzekomo jest przedstawicielem. Główna bohaterka miota się; nie wie, co robić i jak daleko ma iść jej poświęcenie – ostatecznie decyduje się na krok najtragiczniejszy.

Drugi i trzeci akt opery naznaczony jest śmiercią i pustką, która pozostaje po bohaterach będących w sidłach grzechu – swojego i cudzego – wynikającego z pychy i pożądliwości osoby, która rozsmakowała się we władzy i wykorzystywała kościelną symbolikę do osiągania swoich celów.
Wszystko to sprawia, że Tosca Opery Wrocławskiej zyskuje bardzo aktualny wydźwięk, szczególnie dla obecnych na widowni chrześcijan – głośna od pewnego czasu dyskusja o potrzebie oczyszczenia Kościoła z patologii władzy przenosi się na deski teatralne. Co jednak cieszy, cel krytyki jest precyzyjny, nie trafia na oślep w sferę duchową i nie wykorzystuje prymitywnej narracji dyskryminującej osoby wierzące – a to przecież często się zdarza przy okazji debat na temat miejsca Kościoła we współczesnym świecie. Ten zabieg dodaje Tosce dodatkowej głębi i subtelności, które urozmaicają już i tak zachwycający wizualnie i muzycznie spektakl.
Giacomo Puccini swoją muzyką uczynił historię Florii Toski nieśmiertelną – dzieło trwa w operowych repertuarach całego świata, zachwycając coraz to nowe pokolenia melomanów. Wydawałoby się, że już nic do tej historii nie ma się dopowiedzieć, a próby tego mogą skończyć się deformacją czy nawet ośmieszeniem oryginału. Opera Wrocławska udowodniła, że świeże spojrzenie na klasykę czyni ją zgrabnym narzędziem do poruszania serc swoich widzów i do przypominania im o istnieniu sfery duchowej – na którą czyha niejeden Baron Scarpia.