dla dzieci
BOHATEROWIE BIBLIJNI

Robotnicy w winnicy – przypowieść Jezusa

Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam.
(Ewangelia wg św. Mateusza 20, 4)

Jezus opowiedział kilka przypowieści o Bożym królestwie. Przytaczając przykłady znane słuchaczom z codziennego życia, wyjaśniał im, a także nam dzisiaj, ważne prawdy wiary. Tym razem mówi o właścicielu winnicy, który najmuje ludzi do pracy. Dzieje się to o różnych porach dnia, począwszy od wczesnego ranka, aż do późnego wieczoru. Każdy chętny do pracy zostaje przyjęty.
Podobnie do nas Pan kieruje zaproszenie zarówno do życia z Nim teraz i w wieczności, jak i do służenia Mu w różnorodnych zadaniach i miejscach. Niektórych powołuje do specjalnych misji i całkowitego oddania Mu siebie w życiu kapłańskim lub zakonnym.
Do Boga należy decyzja, kiedy i do jakiego życia zaprasza konkretnego człowieka. W przypowieści Jezusa widzimy, że to sam gospodarz wychodzi na rynek, by znaleźć pracowników do swojej winnicy. Z pierwszymi umawia się o zapłatę w wysokości jednego denara, czyli dobrej dniówki; kolejnym obiecuje dać to, co słuszne. Do robotników, a zatem i do nas, należy przyjęcie (lub nie) tej propozycji. Z chwilą przyjęcia Bożego zaproszenia znajdujemy się w Jego winnicy. Lepiej lub gorzej, z większym czy mniejszym trudem i zaangażowaniem wykonujemy przydzielone nam zadania. Służymy naszymi umiejętnościami i talentami, podejmowanym wysiłkiem. U kresu dnia, to znaczy końca naszego ziemskiego życia, przychodzi pora „wypłaty”. Niektórzy z nas żyli z Bogiem i służyli Mu przez całe czy prawie całe życie. Inni spotkali Go dopiero w późnym wieku. Po ludzku możemy się spodziewać, tak jak robotnicy z przypowieści, że ci, którzy „trudzili się” długie lata, dostaną większą „zapłatę” czy „nagrodę”. Tymczasem właściciel (Bóg) wszystkim daje tyle samo – i to zaczyna od ostatnich, a kończy na pierwszych. W przypowieści wywołuje to narzekanie tych zatrudnionych na samym początku. Nie są zadowoleni, choć zapłata jest taka, o jaką się umówili z gospodarzem. W ich sercach budzi się zazdrość wobec tych, którzy zaczęli pracę najpóźniej: Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty (Mt 20, 12). Pan nie oburza się na nich, ale tłumaczy: Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? (Mt 20, 13a).

ILUSTRACJA MWM

Każdemu, kto przyjmuje Jego zaproszenie, Bóg obiecuje zbawienie – wieczność z Nim samym. To Jego łaska, wynagradzająca wszystkich, którzy odpowiedzieli na Jego miłość – niezależnie od tego, kiedy to zrobili, na początku czy u kresu życia. Każdy ma całe ziemskie życie, aby tę łaskę i zaproszenie przyjąć – choć nie wiemy, ile to życie będzie trwało. Aż do chwili naszej śmierci Bóg wychodzi do ciebie i do mnie ze swoim zaproszeniem. Tego, kto przyjął Boże zaproszenie, Pan już nazywa swoim przyjacielem. Tę przyjaźń pielęgnujemy, pogłębiamy i rozwijamy każdego dnia coraz pełniejszą odpowiedzią: większą miłością, oddaniem i zaangażowaniem. Nie ma miejsca na kalkulacje, czy ktoś inny robi mniej czy więcej dla Boga. Nie liczymy, ile podjęliśmy wysiłku, wyrzeczeń czy trudu, ponieważ kieruje nami miłość, którą On zasiał w naszych sercach.
Bóg jest dobry dla wszystkich. Jest bardzo dobry dla ciebie i dla mnie, ale też dla pozostałych. Daje każdemu to, co słuszne w Jego oczach – to znaczy to, co dla każdego jest najlepsze. Ciesz się już teraz Bożą obietnicą i obdarowaniem.

EWA CZERWIŃSKA