MAŁŻEŃSTWO (NIE)DOSKONAŁE

Niedoczekane nasze

Doświadczenie straty, a w zasadzie przedwczesnego pożegnania dziecka
jest udziałem wielu rodziców. Jest to wydarzenie, o którym się nie zapomina
i które wciąż się przeżywa. Mijający czas uczy z tym żyć, wiara pozwala to nieść,
ale łzy tęsknoty z każdym wspomnieniem napływają do oczu.

AMELIA I DOMINIK GOLEMOWIE

Wrocław

KAROL BIAŁKOWSKI /FOTO GOŚĆ

Te wydarzenia rozegrały się 19 lat temu. Dwóch naszych dobrych przyjaciół miało się żenić tego samego dnia. Niestety w dwóch różnych miastach Polski, zatem zupełnie niemożliwe stało się uczestniczyć w obydwu uroczystościach. Jak wybrać, aby ten drugi nie poczuł się dotknięty? Ze względu na to, że oczekiwaliśmy wówczas dziecka, kryterium wyboru było – tam gdzie bliżej, aby uniknąć dyskomfortu dłuższej podróży. Prezent już był zapakowany, Amelia właśnie wróciła od fryzjera i powoli zbieraliśmy się do wyjścia z domu.
W tym momencie pojawiły się niepokojące sygnały związane z ciążą. Dotychczas wszystko przebiegało idealnie, kilka dni wcześniej byliśmy na wizycie kontrolnej u lekarza, podziwialiśmy na USG, jak Maleństwo „fika koziołki”, więc uspokajało nas to, że pewnie nic poważnego. Na wszelki wypadek postanowiliśmy jednak skonsultować stan rzeczy z lekarzem. Zalecił wizytę w szpitalu i dokładniejsze badania. Trochę szkoda nam było, że nie dotrzemy już na ślubną Mszę św., ale „dogonimy” parę młodą w sali weselnej. W szpitalu zapadła decyzja, że jednak trzeba zostać nieco dłużej na obserwacji. Zaczęto nawet mówić na Amelię – „pani z wesela”. Kilka godzin później pojęcie, które dotychczas było dla nas niemal wyrazem obcym, terminem napawającym lękiem – stało się naszym udziałem i bardzo bolesnym doświadczeniem. Tak, to trudne słowo, to – poronienie. Tamten sierpniowy wieczór to jedna z chwil, których nigdy się nie zapomina i wciąż przeżywa.
W tym roku Kamil zdawałby maturę w jakimś dziwnym trybie covidowym. Był kiedyś taki film, komedia obyczajowa: „4 wesela i pogrzeb”, my doświadczyliśmy historii pt. „Dwa wesela i brak pogrzebu”. Nie istniało jeszcze wtedy miejsce pochówku nienarodzonych dzieci na Cmentarzu Osobowickim, dziecięce zwłoki traktowano jak odpady medyczne.

To pozostawiło niewysłowioną gorycz w sercu, podobnie jak zapis w wypisie ze szpitala określający Nasze Dziecko jako „wyronione jajo”. Kamil był z nami 13 tygodni, był pewnie nieco większy od dzieciątka z billboardów oznajmującego światu: „mam 11 tygodni”. Zdążyliśmy go mocno pokochać, a kiedyś w niebie padniemy sobie w ramiona i w końcu się poznamy.
Przepiękne jest to, jak do dzisiaj nasze dzieci korygują nas, gdy opisując stan rodziny, powiemy, że mamy ich trójkę. Pada wtedy: „no jak to, przecież jest też Kamil”. Imię swemu bratu wybrało rodzeństwo, a raczej po prostu powiedziało, że to Kamil jest w niebie, bo przecież to takie oczywiste.
Wiemy, że doświadczenie tak bolesnej straty jest udziałem bardzo wielu rodziców. Możemy zatem z całą odpowiedzialnością powiedzieć: „wiemy, co czujecie” i pragniemy z Wami podzielić się naszym przeżywaniem. Dzisiaj wielokrotnie spotykamy się z postawą wypierania obecności nienarodzonych dzieci w ich rodzinie.
Przyjęcie strategii: „lepiej o tym nie mówmy”, „nie wracajmy do tego” itp. – wcale nie jest rzadkością. Jeżeli w Waszej rodzinie historia straty to nie jedynie opowieść z gazety, ale autentyczne doświadczenie, a to dzieciątko, które umknęło do nieba, nie zostało jeszcze w Waszych sercach przyjęte z imieniem i miłością – uczyńcie to. Niezbywalna godność i miejsce w rodzinie należy się każdemu człowiekowi, także temu nienarodzonemu.
Jeżeli doświadczyliście wczesnej straty dziecka, a jeszcze nie byliście przy grobie niedoczekanych dzieci na Cmentarzu Osobowickim, koniecznie tam pójdźcie. Pomódlcie się tam za wstawiennictwem Waszej córki, syna… może tam się kiedyś spotkamy, razem pomodlimy, chwilę porozmawiamy.