PIOTR SUTOWICZ

Wrocław

To już było

Pewien poseł, lokujący się na lewicy, wyraził jakiś czas temu oburzenie z faktu, że na liście lektur szkolnych znajduje się książka H. Sienkiewicza W pustyni i w puszczy. Temat ten nie po raz pierwszy pojawia się w narracji środowisk lewicowych, przypisuje się w niej naszemu poczciwemu nobliście rasizm. Sam zainteresowany pewnie byłby takim posądzeniem zdziwiony, wszakże nie może się już bronić, więc… na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą.

Fakt pośmiertnej walki z Sienkiewiczem byłby nawet i śmieszny, ale na dłuższą metę chyba nie ma się z czego śmiać. Mamy bowiem do czynienia z rzeczywistością raczej smutną. Pomijam nazwisko posła celowo, bo w sprawie tej nie jest ono istotne. O jego wątpliwej aktywności w tej kwestii za chwilę zapomnimy, ale zaraz pojawi się następny, aż do skutku. Co ma owym ostatecznym skutkiem być? Ano proste, chodzi o przemodelowanie historii, wyrzucenie z niej jednych rzeczy, po to by wrzucić inne, a najlepiej nie dawać do niej niczego, wtedy człowieka łatwiej wykorzenić. W pustyni i w puszczy pisane było w określonym czasie i w konkretnych realiach historycznych. Sienkiewicz, jak każdy pisarz, osadzony był w swojej epoce i własnych archetypach, kochał Polskę, ale starał się być obserwatorem wszystkiego, co się dzieje w świecie. Czytany bywał międzynarodowo, zresztą Nagroda Nobla, którą otrzymał, świadczyła o jego globalnej popularności. Wyjmowanie jego dorobku, jak również dorobku pokoleń minionych i dopasowywanie ich do ram wyznawanej przez kogoś politycznej poprawności jest oprócz kaleczenia historii także niszczeniem kultury.

Akcja przeciw kanonowi lektur szkolnych schodzi się w czasie z debatą na temat tego, jakich słów, dotychczas znajdujących się w obiegu publicznym, nie należy używać. I bynajmniej nie chodzi tu o stosowane masowo wulgaryzmy, co byłoby pożądane, lecz o istniejące w naszym języku np. te, które zawsze oznaczały człowieka o ciemnym kolorze skóry, a teraz okazuje się, że mają wydźwięk pejoratywny. Tu z kolei w grobie się przewraca J. Tuwim, któremu ani przez myśl nie przeszło, że pisząc Murzynka Bambo, też okazał się zwyczajnym rasistą. Gwoli ścisłości, warto podkreślić, że współcześni „okaleczacze” niczego na nowo nie odkryli, ich pomysły są stare jak świat. Już starożytni despoci obalali pomniki swoich poprzedników, by na pozostałych piedestałach postawić swoje, zresztą ten proces towarzyszył całej historii ludzkiej i to jak najbardziej w wymiarze dosłownym. W późniejszych czasach bywało tak, że określone rządy organizowały palenie książek, które nie pasowały do ich narracji. Wydaje się, że książki Sienkiewicza i innych niewygodnych, z jakiegoś punktu widzenia, pisarzy mogą być blisko takich stosów. W odniesieniu do mediów proces taki opisał G. Orwell w swej antyutopii Rok 1984. Polecam, tym bardziej że autor zdaje się nie był jakimś „zapiekłym” prawicowcem.