KS ANDRZEJ DRAGUŁA

Zielona Góra

(Bez)płodność ojca

Podczas tegorocznych Gorzkich Żalów przyszło mi wysłuchać kazania, które niestety na długo pozostanie mi w pamięci. To było kazanie „w starym stylu”, gdzie wydarzenia pasyjne są jedynie punktem wyjścia do tematycznych rozważań kaznodziei. Tym razem punktem wyjścia był Judasz, a tematem wstyd, wszak Judasz „wstydu nie miał, że Jezusa wydał”. Kaznodzieja wziął się za pouczanie rodziców, jak wychowywać dzieci. A tych, zważywszy na seniorski wiek zgromadzonych, w kościele raczej nie było. Jeśli już, to babcie i dziadkowie, którzy zwykle nie mają najlepszej opinii o zachowaniu swoich wnuków, bo „za ich czasów czegoś takiego nie było”. Teraz już tylko upadek. Kaznodzieja w ten właśnie ton uderzył.

Tezy pedagogiczne wygłaszane przez kaznodzieję były co najmniej ryzykowne. Padały hasła typu „karcenie z miłości” czy też „święty gniew rodzicielski”, który każe rodzicowi, jeśli trzeba, rzucić dziecku na pomoc nawet drut kolczasty. Nie trzeba dużo, by w kategoriach współczesnej wrażliwości uznać to za wezwanie do stosowania przemocy wobec dzieci, przynajmniej słownej. Bardziej zastanawia mnie wizja świata, jaka kryje się za takim kaznodziejstwem. Gdy dyskutowaliśmy o tym na Facebooku, jedna z moich znajomych napisała: „to jest reakcja obronna na doświadczenie bezpłodności. Fizycznej, duchowej. Jak się ma świadomość, że się komuś ten świat zostawia […], trzeba robić, ile się da, żeby był […] do ocalenia. Ale jak nie ma komu zostawić, no to wypada obwieścić jego koniec”. W myśleniu o świecie jako dziedzictwie można wyróżnić dwie perspektywy. W pierwszej postrzega się świat jako coś odziedziczonego po tych, co byli przed nami. Dzieci jednak nie szanują tego, co się im zostawia. Trwonią to, co uzbierały pokolenia (nie tylko wartości materialne, ale i moralne czy duchowe). W drugiej perspektywie świat postrzega się jako coś pożyczonego od pokoleń, które po nas przyjdą. Wtedy nie myśli się o tym, co oni z tym zrobią, ale o tym, co my im zostawimy. Żeby tak myśleć, trzeba mieć doświadczenie płodności.
Nie myślę tu jedynie o posiadaniu dzieci. Czy jednak bezpłodność fizyczna musi być bezpłodnością duchową?

Miała rację moja znajoma. Człowiek, który myśli w kategoriach przyszłości, chce, aby zostawić świat w jak najlepszej kondycji, a w pokoleniach, które nadchodzą, widzi szansę na kontynuację, ciągłość, pamięć i ocalenie. Ospała zima nie lubi wiosny, a młodość jest właśnie wiosną ze swoim wybujałym szaleństwem. Dopiero z czasem przychodzi uspokojenie i dojrzałość lata. Ojciec syna marnotrawnego z Jezusowej przypowieści wiedział, że młodszy syn popełni niejeden błąd, ale nie wstrzymywał go ani na chwilę. Pozwolił mu odejść. A potem przyjął go z otwartymi ramionami. Myślę, że obaj naraziliby się na ostrą reprymendę ze strony owego wielkopostnego kaznodziei. Szczęśliwie tę przypowieść opowiedział Jezus, który dobrze wiedział, czym jest płodna miłość Ojca.