Odwaga świadectwa

„Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości oraz trzeźwego myślenia…” (2 Tm 1, 7).
O prześladowaniach chrześcijan, o ich męczeństwie, świadectwie życia donoszą mass media.
Z podziwem patrzymy na ich postawę, determinację, wiarę. Towarzyszy temu refleksja: dobrze,
że my w Polsce nie musimy dawać takiego świadectwa wiary w Pana Boga.

EWA PORADA

Katowice

FREEPIK.COM

Podczas rozmów osób wierzących nierzadko mówi się o heroicznym świadectwie wielu chrześcijan w różnych częściach świata.
Historia 1. Jest poniedziałkowy poranek, rozpoczyna się kolejna lekcja religii online w drugiej klasie liceum. Uczniowie nieco jeszcze zaspani, łączą się, aby uczestniczyć w tym spotkaniu. Wśród nich Marysia, ładna nastolatka o dziewczęcych jeszcze rysach twarzy. Marysia w zeszłym roku była inicjatorką wielu burzliwych dyskusji na temat religii, Kościoła, Pana Boga. Wszystkie były przesączone agresją, lekceważeniem, a nierzadko kpiną. Większość tychże polemik kończyła oświadczeniem, że chętnie wypisałaby się z religii, ale rodzice jej nie pozwalają.
W tym roku coś się zmieniło, nie prowokuje już swoimi pytaniami, jest przygotowana do każdej lekcji, a nawet w nich bryluje… Dzisiaj rozmawiamy akurat o nawróceniu św. Pawła. Marysia siedzi koło okna. Wczesne promienie słońca padają na jej twarz, jest w niej jakaś jasność. W pewnym momencie Marysia oświadcza: „Ze mną jest jak ze św. Pawłem”. Inni uczniowie podejmują temat, licząc na chwilę radości i śmiechu. Większość odnosi się do promieni słońca padających na jej twarz, inni robią porównania, prowokują Marysię do kpin. Tym razem reaguje jednak inaczej. Z powagą na twarzy mówi: „Zauważyliście, że przez wakacje coś się zmieniło? Tak, w zeszłym roku ironizowałam z Pana
Boga, z religii, ale podczas tych wakacji pierwszy raz w naszej rodzinie zaczęliśmy rozmawiać o religii, o Panu Bogu. Tak naprawdę coś się podziało z moim Tatą. Do tej pory zawsze żartował sobie z religii, to Mama dbała o sferę religijną.  Ale tego lata Tato zaczął czytać Pismo Święte, a jak jechaliśmy do Babci, puścił nam konferencję ks. Pawlukiewicza… zaczęliśmy o tym rozmawiać. To jest naprawdę ciekawe i «działa»”.
Zapadła cisza. I gdy już mieliśmy przejść do kolejnych kwestii, Krzysztof, który w zeszłym roku nierzadko wtórował Marysi w szukaniu argumentów przeciwko religii, odezwał się: „Czekaj, czekaj, bo mnie zaintrygowałaś… Mówisz serio?”. Marysia z powagą odpowiedziała: „Tak, ja się po prostu nawróciłam… jeśli było to możliwe dla św. Pawła, to dlaczego nie dla mnie? Może nie tak spektakularnie i jeszcze długa droga przede mną, ale zrobiłam pierwszy krok…”.

Myślę, ile ją to musiało kosztować odwagi, siły, determinacji, aby w obliczu całej klasy, wśród której była postrzegana jako wyzwolona buntowniczka, dać takie świadectwo wiary. Myślę: czy mam odwagę w moim codziennym życiu do takiego świadectwa wobec osób wątpiących, niewierzących, obojętnych?
Historia 2. Jest wiosenny wieczór, pierwsze chwile łagodniejszego powietrza, słychać już śpiewające ptaki. Kilka minut temu skończyła się wieczorna Msza św. Przed kościołem stoją młodzi małżonkowie, rozmawiają, cieszą się chwilą. Po jakimś czasie z kościoła wychodzi ksiądz. Sprawował Mszę św., teraz po całym dniu zajęć zmierza na probostwo. Gdy mija grupę młodych ludzi, drogę zastępuje mu mężczyzna w średnim wieku. Widać, że jest pijany.
Podchodząc do księdza, zaczyna swoją litanię wyzwisk i obelg pod adresem księży i Kościoła. Kapłan przystaje nieco zaskoczony sytuacją, nie bardzo wie, jak ma zareagować, co powiedzieć. Ale natychmiast reagują małżonkowie. Włączają się do dyskusji. Łagodnie i z lekkim uśmiechem podejmują rozmowę z pijanym człowiekiem, stają w obronie tego konkretnego księdza, księży w parafii. Biorą ciężar dyskusji na siebie. Już po chwili agresor, machając ręką i mrucząc coś pod nosem, odchodzi. Kapłan podchodzi do grupy młodych ludzi, dziękuje za reakcję, przyjaźnie rozmawiają.
Myślę, jak ja bym zareagowała w takiej sytuacji. Czy miałabym odwagę stanąć w obronie kapłana? Czy może udawałabym, że nie widzę, że to nie moja sprawa?

***

W Polsce nie musimy dawać heroicznego świadectwa wiary w Pana Boga, jak niektórzy chrześcijanie w różnych częściach świata. Na szczęście nie musimy. Ale czy w katolickim kraju, gdzie nikt nas nie prześladuje, potrafimy dać zwyczajne świadectwo wiary w obliczu osób niewierzących, obojętnych, wątpiących? Czy (w codziennych sytuacjach, w mediach, w rozmowach) potrafimy stawać w obronie krzywdzonych osób lub lekceważonych wartości?
Czy potrafimy jeszcze wyjść na ulice podczas procesji Bożego Ciała, Drogi Krzyżowej, żeby powiedzieć: tak, jestem wierzący, jest to dla mnie ważne. Wszak „nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości…”.