Posługa wśród chorych

RADEK MOKRZYCKI

O codzienności wśród
chorych i służbie
na pierwszej linii
zagrożenia covidowego
z o. Ezechielem
Adamskim OFM,
kapelanem Wojewódzkiego
Szpitala Specjalistycznego
we Wrocławiu,
rozmawia

KS. ŁUKASZ ROMAŃCZUK

„Niedziela”

Ks. Łukasz Romańczuk: Za każdą osobą powołaną do życia zakonnego kryje się indywidualna historia pójścia za Chrystusem. Jak to było w Ojca przypadku?
O. Ezechiel Adamski OFM: Historia mojego powołania nie jest nadzwyczajna. Przez wiele lat zaangażowany byłem w pomoc przy swojej rodzinnej parafii na wrocławskim Nowym Dworze. Tam mieścił się Klub Młodzieżowy.
Gdy przyszedł czas podejmowania decyzji co do swojej przyszłości, zacząłem rozeznawać, czy nadaję się do małżeństwa czy do życia we wspólnocie zakonnej. Pan Bóg wskazał mi, że drogą, którą powinienem pójść, jest kapłaństwo.
Chciałem, aby to była wspólnota z tradycją. W tym czasie wpadła mi w ręce ulotka od franciszkanów.
Pojechałem do nich na rekolekcje i tak odnalazłem swoje miejsce.
Jakie były początki służby kapelana w szpitalu?
Moim wielkim pragnieniem była praca z ludźmi chorymi, cierpiącymi. Nawet na drodze mojej formacji pisałem o tym, ale ostatecznie pismo to trafiło do archiwum. Na początku byłem wikariuszem w parafii. Prowadziłem młodzież, uczyłem katechezy.
Kiedy nadszedł odpowiedni moment, przełożeni przypomnieli sobie o moim pragnieniu i zaproponowali mi posługę w szpitalu. Zgodziłem się na to, bo było to moim pragnieniem. Przyznam jednak, że była to dla mnie nowość. Nie pracowałem nigdy wcześniej z osobami chorymi.
Kiedy po raz pierwszy przyszedłem do szpitala, byłem przerażony. Ogromny szpital, mnóstwo pacjentów i ja, początkujący kapelan. Zadanie wydawało mi się trudne do wykonania, ale jak to w życiu bywa, z czasem nabiera się doświadczenia. Przez pierwsze dni wszystkiego się uczyłem – poznawałem szpital, zasady jego funkcjonowania i działania od wewnątrz służby zdrowia.
Pomocny dla mnie był personel medyczny, bardzo wobec mnie wyrozumiały. Odbyłem wiele rozmów z ludźmi, bo otwartość na drugiego człowieka jest bardzo ważna.
Jak wygląda jeden dzień z życia kapelana szpitala?
Chciałbym zaznaczyć, że posługa kapelana szpitala nie ma konkretnych godzin. Jestem do dyspozycji 24 godziny na dobę przez 365 dni w roku.

Wstaję o godz. 5.00, tak aby zdążyć na Mszę św. w kaplicy szpitalnej o godz. 6.30.
Eucharystia ta jest odprawiana dla pracowników placówki. Następnie jestem do dyspozycji osób, które chciałyby porozmawiać z kapelanem. Jest to czas na spowiedź, rozmowę duchową. Gdy są wezwania do osób chorych, udaję się do nich z posługą sakramentalną. Idę także na SOR, aby sprawdzić, czy nie znajdują się tam osoby niezarejestrowane, ale mogące potrzebować kapłana. Trwa to do wieczora, do godziny 18.00.
Odprawiam wtedy Mszę św. dla pacjentów i osób przychodzących z zewnątrz. Dzięki temu, że są dwie liturgie, każdy może na nią dotrzeć w odpowiedniej dla siebie porze. Następnie odbywa się adoracja Najświętszego Sakramentu, odmawiany jest Różaniec za personel szpitala, koronka do Bożego Miłosierdzia za personel i pacjentów. Dla wielu jest to ważne. Dlatego przychodzą na osobistą modlitwę, ale także po to, aby spotkać się z innymi modlącymi się ludźmi. To są ważne elementy budujące jedność szpitalnej załogi. Bywają takie dni, że wezwań jest bardzo dużo.
W obecnej sytuacji wiąże się to z przestrzeganiem reżimu sanitarnego. Czasem należy pacjentom poświęcić więcej czasu i moim zadaniem jest dać im do zrozumienia, że jestem do ich dyspozycji. Dzięki temu nie muszą się spieszyć i to przynosi dobre owoce.
W jaki sposób pacjenci odbierają fakt, że w szpitalu jest kapelan?
Zazwyczaj spotykam się z życzliwością. Nie mam trudności w pełnieniu swojej posługi. Bywają sytuacje, że personel wstrzymuje mnie na chwilę ze względu na obowiązki, które muszą przy pacjencie wykonać, ale to jest rutynowe działanie. Nie wynika to z jakiejkolwiek złośliwości, ale z troski i chęci pomocy osobie cierpiącej.
Zawodowa powinność wymaga, aby procedury zachować. Są też sytuacje, gdy już niewiele można zrobić. Największą pomocą jest wtedy poproszenie kapłana o posługę sakramentalną. Jest to także danie nadziei, że śmierć nie jest końcem, lecz nowym początkiem. Daje to człowiekowi pokój serca odejścia z tego świata. I takich postaw się uczymy. Przez pięć lat mojej posługi zauważam pozytywną zmianę postaw.

Poświęcenie nowych ołtarzy w kaplicy pw. Podwyższenia Krzyża Świętego
w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym we Wrocławiu, 22 lutego 2020 r.

KAROL BIAŁKOWSKI/FOTO GOŚĆ

Skąd pacjenci, którzy są przyjmowani do szpitala, mogą dowiedzieć się o obecności kapelana?
Na każdym oddziale wywieszona jest informacja o posłudze kapelana na terenie szpitala. Nie podaje się jej, gdy pacjent rejestruje się w szpitalu, więc każdy musi sam się o tym dowiedzieć.
W szpitalu przy ul. Kamieńskiego znajduje się oddział, gdzie przebywają osoby chore na COVID-19. Jak wygląda posługa wśród takich osób?
Na oddziały covidowe chodzę trzy razy w tygodniu. Większość pacjentów jest zaopiekowana pod względem sakramentalnym.
Do osób leżących pod respiratorem chodzę raz w tygodniu i udzielam wszystkim wierzącym namaszczenia.
Gdy zdarzy się sytuacja nadzwyczajna, wtedy ubieram się w kombinezon i idę do chorego lub umierającego.
W jaki sposób zweryfikować, czy dana osoba jest katolikiem? Bywają sytuacje, że pacjent jest nieprzytomny, a rozpoznanie bywa trudne.
Najczęściej opieram się na informacji od rodziny. Proszę też personel, aby sprawdził oznaki bycia katolikiem – krzyżyk, medalik. Jeżeli tego nie ma, to zakładam, że człowiek ten jest ochrzczony i namaszczam. Pan Bóg sobie z tym poradzi. Bo człowiekowi niewierzącemu to nie zaszkodzi, a wierzącemu z pewnością bardzo pomoże.
Poza tym nieprzytomność nie wiąże się z brakiem świadomości. Zakładam, że sakramenty są przyjmowane świadomie na poziomie duchowym.
Jakie zadania oprócz posługi sakramentalnej wypełnia Ojciec jako kapelan?
Bardzo często wystarczy sama obecność. Są sytuacje, gdy pacjenci nie są gotowi do rozmowy. W momencie zauważenia kapelana stają się bardziej otwarci. Pojawiają się osoby innych wyznań lub religii. Nie przeszkadza to w nawiązaniu rozmowy. Fakt, że jest osoba duchowna, działa na nich kojąco.
Wierzą w życie nadprzyrodzone, niekoniecznie na sposób chrześcijański. I nie przeszkadza im ani moja obecność, ani modlitwa w ich intencji. Najczęściej są to osoby kościołów protestanckich, które bardzo chcą się wygadać. Ważną rolę odgrywa też kaplica, gdzie ludzie przychodzą na modlitwę, a jak nie mogą, to mają świadomość obecności osób, które się za nich modlą.
Chciałbym zaznaczyć, że moja posługa nie skupia się tylko na pacjentach. Jestem także do dyspozycji rodzin osób przebywających w szpitalu. Przejęci są trudną sytuacją ukochanej osoby, a ja muszę takie osoby trochę uspokoić i dać pokój serca. Można powiedzieć, że uczestniczę w procesie informowania rodziny o stanie pacjenta. Czasem rodzina szuka pacjenta i nie mogąc sobie z tym poradzić, dzwonią do kapelana.
Wtedy staram się im pomóc i przekazuję informacje, czy coś pacjent potrzebuje, czy nie. Obecnie, gdy nie ma odwiedzin, mogę być jedynym kontaktem z osobą chorą. Krótko mówiąc, czasami pełnię funkcję pośrednika między rodziną a pacjentem. Oczywiście informacji medycznych nie przekazuję, ale sam fakt zainteresowania jest ważny.
Wiele osób boi się śmierci. Jak wygląda to w praktyce szpitalnej?
Ogromna część pacjentów uważa, że to jeszcze nie jest ten czas. Natomiast jeśli spotykam człowieka głęboko wierzącego, to podczas rozmowy mówi o potrzebie przyjęcia sakramentów.
I dla takiego człowieka jest to oczywiste. Wiele osób lęka się śmierci. Pojawiają się obawy, które wynikają z osobistej grzeszności. Spotykam osoby mające trudności np. ze spowiedzią. Wpływ na to mają różne względy. W takich sytuacjach lękają się złych doświadczeń, że po raz kolejny nie zostaną zrozumieni albo że znów zostaną zranieni. 

Przede wszystkich chcę takiego człowieka doprowadzić do sakramentu, tak aby był gotowy na odejście z tego świata. Gdy następuje poprawa zdrowia i dana osoba wychodzi ze szpitala, jestem pełen nadziei, że będzie korzystać częściej z sakramentów.
Jakie efekty może przynieść takie działanie?
Osoby przebywające w szpitalu często mają jakiś życiowy kryzys. Przez to mają także swoje przemyślenia – na miarę swojego problemu. Rolą kapłana jest pomoc w uzdrowieniu relacji do życia sakramentalnego, Pana Boga i pokazanie cierpienia nie jako karę, ale okazję do przemiany czy nawrócenia.
Doświadczył Ojciec takiej metamorfozy u pacjentów, gdy na początku byli sceptycznie nastawieni do posługi kapłańskiej, a później prosili o rozmowę, modlitwę, sakramenty?
Przed pandemią było więcej takich sytuacji. Wtedy chodziłem po oddziałach i miałem większy kontakt z pacjentami. Zdarzały się sytuacje początkowej niechęci wobec mojej osoby, lecz z czasem, widząc zainteresowanie sakramentami innych osób, też chcą z nich skorzystać.
Skoro posługa kapelana jest niemalże non stop, kiedy Ojciec znajduje czas na odpoczynek?
Kapelan szpitala odpoczywa na urlopie, który przysługuje mu tak jak każdemu pracownikowi. Podczas krótkiego snu też można odpocząć. Na noc wracam do zakonu na ul. Kasprowicza, leczy gdy zdarzy się wezwanie, wtedy wracam, aby służyć pacjentom.
Przyznam, że personel szpitalny dba o swojego kapelana. Ostatnio np. otrzymałem do zakrystii fotel, abym mógł sobie wygodnie odpoczywać.
Z jaką częstotliwością zdarzają się nocne wezwania?
Są sytuacje, gdy jadę dwa razy. Pamiętam, jak raz przyjechałem w nocy do chorego, ale osoba ta nie chciała skorzystać z posługi. Można by stwierdzić, że jechałem na darmo. Tymczasem daje mi to możliwość spotkania i pomoc w wyciszeniu różnych emocji po ciężkim dyżurze.
W szpitalach pojawiają się osoby, które moglibyśmy nazwać „stałymi bywalcami”. Przypominają oni o swojej obecności?
Mamy stałych pacjentów i jestem przez nich rozpoznawalny. Niektórych udało mi się lepiej poznać. Po jakimś czasie wspominają różne sytuacje z wcześniejszych pobytów. Jest to dla mnie miłe, jeśli dobrze zapamiętali spotkania ze mną. Poza tym, gdy opowiadają o mojej posłudze w szpitalu i robią to w sposób pozytywny, stają się apostołami tej naszej posługi.
I dzięki temu inni wiedzą, że podczas pobytu w szpitalu mogą się do mnie zgłosić.
Jak rozmawiać z pacjentami o cierpieniu i śmierci?
Przede wszystkim należy ich wysłuchać i się nie wymądrzać. Każdy człowiek inaczej przeżywa swoje cierpienie i jest to doświadczenie, które przewyższa inne. Nie jestem z wykształcenia psychologiem, więc nie mam prawa do układania czyichś uczuć i przeżyć. Wysłuchuję i pomagam dojść do osobistych przemyśleń.
Czy w ferworze posługi wśród pacjentów udaje się Ojcu umacniać duchowo personel?
Trzy lata temu z inicjatywy pielęgniarek i lekarzy powstała Wspólnota Żywego Różańca. Dziś już są trzy pełne róże, czyli sześćdziesiąt osób zaangażowanych w modlitwę za szpital i relacje pomiędzy pracownikami i za pacjentów. To daje komfort, że przestrzeń jest przemodlona. Dzięki temu łatwiej o dialog. Wspólna modlitwa nas integruje i pomaga w otwartości na siebie.
Na koniec chciałbym wspomnieć o swojej posłudze we Wspólnocie L’Arche, wśród osób niepełnosprawnych.
Ich dom znajduje się niedaleko szpitala.