Z pamiętnika pluszowego Mnicha

ILUSTRACJA MWM

GIENEK, FRYDERYK I SMARTFON

– Fryderyk, obiad! – zawołał Gienek. Bardzo lubił, kiedy mógł sam przygotować posiłek. Na co dzień obiady były bardzo dobre, ale Pluszowy Mnich, wychowany na obozach skautowych, bardzo lubił gotować i wymyślać nowe potrawy. A to sypnął garść curry do purée kartoflanego, zabarwiając je na jasnożółto, a to przygotował pyszny sos grzybowo-awokadowy do makaronu, a to upiekł na patelni pizzę z ciasta własnej produkcji. Była to dla niego wielka przyjemność móc podzielić się swoimi zdolnościami z Fryderykiem, który…
– Fryderyk! Gdzie jesteś? Obiad już jest na stole! – Gienek zaczynał się denerwować. Freddy sam zaproponował, żeby obiad był punktualnie o 16, a tymczasem była już 16.15, a po Szopie ani śladu…
Po chwili Gienek nie wytrzymał i ruszył na poszukiwanie przyjaciela. Otworzył drzwi do pokoju, a tam w fotelu, przy zgaszonym świetle majaczyła futrzana postać Szopa Pracza ze… smartfonem w łapkach.
– Freddy! – jęknął Mnich. – Umówiliśmy się! Wszystko będzie zimne, a zaraz potem mieliśmy przecież jechać na pocztę odebrać paczkę, która nie zdążyła przylecieć na święta. Co ty wyprawiasz?
– Ojejku, jejku, o co tyle krzyku? Tylko skończę czternasty poziom gry, odpiszę Wiewiórce Basi na jej SMS-a, sprawdzę pocztę ze szkoły, wrzucę selfie z fotela na fejsa i zaraz idę – Fryderyk nawet nie podniósł głowy.
– Dość! – warknął gniewnie Gienek. Gwałtownym ruchem chwycił za telefon, by wyrwać go Freddy’emy, ale Szop był szybszy i nie puścił swojego cacka.
– „Zostaw!”, „Oddaj!”, „Nie”, „Tak”, „Ja ci dam!”, „Jak możesz!” – na fotelu się zakotłowało. Obaj byli w tak bojowych nastrojach, że nawet nie zauważyli, gdy ksiądz wszedł do pokoju i mocno schwycił obu, rozdzielając walczących.

– O co chodzi? – zapytał ksiądz Piotr, starając się zrozumieć krzyczących na siebie przyjaciół.
– „Bo to on”, „A on tak zawsze”, „Bo ty myślisz, że ci wszystko wolno”, „Mam cię dość”.
– Spokój, panowie. Bo jak się nie uspokoicie, to obaj idziecie do prania i po żadną paczkę nie jedziemy – zagroził ksiądz. – Proszę wszystko po kolei wytłumaczyć.
Usiedli zatem w miarę spokojnie. Po kilku minutach pełnych szlochów, krzyków i przerywania ksiądz wreszcie zrozumiawszy, w czym rzecz, powiedział:
– Idolatria.
– Że co? – zapytali obaj?
– Idolatria. Oddawanie czci czemuś, co nie jest Bogiem, czyli idolowi. Dla Freddy’ego jest to telefon i jego koledzy, dla Gienka jest „ja muszę mieć rację”.
– Ale przecież… – próbowali zaprotestować obaj.
– Przecież wiedziałeś, że Gienek czeka na ciebie z obiadem i że to było dla niego ważne. Twoi koledzy, których tutaj nie ma, zawsze powinni być na drugim miejscu wobec tych, którzy są przy tobie. Telefon to fajna rzecz, ale zabiera ci prawdziwe życie. Stał się dla ciebie idolem. A ty, Gienku, wiedziałeś, że Fryderyk ma problem z telefonem, i wiedziałeś, jak zareaguje, gdy będziesz mu próbował go siłą odebrać. Ale koniecznie chciałeś postawić na swoim, prawda? A wystarczyło poczekać jeszcze pięć minut, a ja zdążyłbym wrócić i może udałoby mi się rozwiązać cały problem bez rękoczynów. Czyż nie?
– No tak – zgodzili się smutno obaj.
– Wspaniale. Zatem pomódlmy się, żeby Pan Jezus dał wam pojednanie, i siadajcie do obiadu, bo nie zdążymy na pocztę – zawyrokował ksiądz.

KS. PIOTR NARKIEWICZ