Praca nad sobą

W pracy nad sobą warto odróżnić to, nad czym da się pracować,
od tego, co trzeba zaakceptować. I jak radzą psychologowie
mieć wobec siebie realistyczne oczekiwania.

ALEKSANDRA ASZKIEŁOWICZ

Wrocław

Na początku nowego roku wielu z nas podejmuje decyzje
o rozpoczęciu regularnej pracy nad sobą.
Z nowym rokiem chcemy się zmieniać

GERD ALTMANN/PIXABAY.COM

Praca nad sobą i „wychodzenie ze strefy komfortu” jest ostatnio na czasie. Jedni hartują ciało i ducha, biegając albo ćwicząc crossfit czy jogę. Inni biorą udział w kolejnych szkoleniach, warsztatach, coachingu, grupach interpersonalnych. Zwłaszcza na początku nowego roku wielu z nas podejmuje decyzje o rozpoczęciu regularnego treningu, psychoterapii, wdrożeniu zdrowszej diety, odgracaniu mieszkania, o wyrzuceniu z domu szkodliwej chemii itp. Z nowym rokiem chcemy się zmieniać.
Zmiana czy akceptacja?
Zmiana ma być na lepsze. To oczywiste. Tylko jeżeli się zmieniać i ulepszać – to dobrze jest wiedzieć, w jakim obszarze i w jakim stopniu. Po czym poznam, że to już. Dobrze jest też wiedzieć, po co. Żeby osiągnąć ważny cel? Zrealizować noszone w sercu od dawna pragnienie? Żeby żyć pełniej, z większą satysfakcją? Czy żeby kogoś zadowolić, spełnić czyjeś oczekiwania? Z tymi zmianami jest pewien kłopot. Wiadomo, że warto się rozwijać, a jednocześnie ciągłe dążenie do zmiany męczy i pozostawia nas z poczuciem nienasycenia. Może nie nad wszystkim trzeba koniecznie pracować? Może czasem warto coś odpuścić?
To duże pytanie. Starać się siebie zmieniać – czy zaakceptować siebie takich, jacy jesteśmy? A może jedno drugiemu nie przeszkadza? Paradoksalnie akceptacja czegoś, czego nie da się w tej chwili (lub w ogóle) zmienić, to już duża zmiana. Uwalnia od wewnętrznego przymusu i daje nowe, świeże spojrzenie na dobrze znany kłopot. A żeby było jeszcze trudniej – czasem dopiero zaakceptowanie i „odpuszczenie” czegoś pozwala na zmianę.
Wiedzą o tym dobrze terapeuci pracujący z parami doświadczającymi niepłodności. Często dziecko pojawia się dopiero wtedy, kiedy para godzi się z losem i przestaje walczyć o nie za wszelką cenę.
W jednym z tekstów przeczytałam: „Jeśli walczysz, to uważaj, bo to znaczy, że jest jakiś wróg”. I myślę, że to bardzo celne spostrzeżenie. Kiedy z czymś walczymy, traktujemy to coś jak wroga.
Kiedy przestajemy walczyć – możemy małymi krokami to zmieniać. Dopiero wtedy jesteśmy w stanie to robić z troską i miłością wobec siebie. Bo przeważnie to, z czym walczymy, to część nas. Coś, co nosimy w sobie, co może jest konsekwencją zranienia czy wręcz traumy. Coś, co woła o uznanie i przyjęcie. „Tak, to jest część mnie i to jest w porządku”.
Walka ze sobą – przemoc wobec siebie?
Kiedy walczymy ze sobą, staramy się coś w sobie zniszczyć, to jest przemoc wobec siebie. I to nam nie służy.

A kiedy przyjmiemy – „Mam taki wrażliwy punkt, takie ograniczenie, ale to jest OK. To nie zmienia tego, że jestem fajnym człowiekiem” – to zyskujemy wolność. Bo możemy przez jakiś czas z tą trudnością po prostu pobyć, bez rzucania się na nią z kompletem narzędzi chirurgicznych. Zobaczyć z bliska, jaka ona jest. Czy to realne, żeby coś w tym zmienić, czy nie. A nawet jeśli tak, to czy chcę. I dopiero potem podjąć wolną i świadomą decyzję: czy zostawiam to tak, jak jest, czy chcę powoli i z czułością dla siebie podjąć nad tym pracę. Niestety sęk w tym, że nie da się zaakceptować trudnych rzeczy „na trzy–cztery”, wyłącznie siłą woli. Możemy podjąć decyzję o dążeniu do tego, ale zwykle jest to dłuższy proces.
Podstawa: rozpoznawanie własnych granic
W pracy nad sobą ważne jest rozpoznawanie pewnych granic. Dla jednych z nas będzie to granica między zdrowym i rozwijającym wymaganiem od siebie a zmianami na siłę. Inni potrzebują się uczyć rozpoznawać granicę między zdrowym odpuszczeniem a zaniedbaniem czegoś wartościowego i ważnego. Może w jakimś sensie to jest ta sama granica, tylko od innej strony obejrzana?
Te granice nie są narysowane grubą i wyraźną kreską. To coś, co rozpoznajemy intuicyjnie. Coś tak niepowtarzalnego, jak odciski palców.
Ta sama aktywność – np. wejście na Rysy – dla jednej osoby będzie wysiłkiem rozwijającym (jeśli lubi chodzić po górach i przygotowała się do tego, trenując wcześniej), dla drugiej (jeśli unika aktywności fizycznej i jej stan zdrowia nie jest najlepszy) wysiłkiem niszczącym, ponad siły. Podobnie jest z wysiłkami podejmowanymi w pracy nad sobą. To co jednemu pomoże wzrastać (mimo że będzie trudne), drugiemu może podciąć skrzydła. Jest różnica między wychodzeniem ze strefy komfortu a robieniem sobie krzywdy.
Słuchać siebie
I tylko my wiemy, w którym momencie przestajemy się przełamywać, a zaczynamy się łamać. Kiedy wysiłek przestaje być rozwijający, a zaczyna być niszczący. Nikt nam nie powie, jak to jest dla nas. Żeby się tego dowiedzieć, trzeba słuchać siebie.
O tym, że przekroczyliśmy granicę i zmusiliśmy się do czegoś niepotrzebnie, często daje znać ciało. Zwłaszcza jeśli mamy trudność z dostrzeganiem swoich uczuć, które mogą być sygnałami ostrzegawczymi. Ciało może reagować bólem, chorobą, osłabieniem.
„Zmusza” nas do odpuszczenia albo zrobienia przerwy, chwili odpoczynku. To ważne sygnały, których warto słuchać.