Wartość ludzkiego życia oczami położnej

O znaczeniu każdego ludzkiego życia oraz
zawodzie, jakim jest położnictwo,
z Ireną Olczyk, emerytowaną położną
z 40-letnim doświadczeniem,
oraz Katarzyną Karpicką,
która od kilku lat pełni funkcję położnej,
rozmawiają

MARTA KLIMCZAK,
KS. ŁUKASZ ROMAŃCZUK

Wrocław

Szpitalny oddział noworodków

HENRYK PRZONDZIONO/FOTO GOŚĆ

Marta Klimczak, ks. Łukasz Romańczuk: Skąd pomysł na wybranie zawodu, jakim jest położnictwo?

Irena Olczyk: Myśl o zostaniu położną towarzyszyła mi od młodych lat.
Pamiętam rozmowy z moją śp. mamą, która opowiadała mi o położnej pomagającej przy moim porodzie, spokojnej, niezwykle opanowanej kobiecie.
Kiedy rozpoczęłam pracę jako położna, od samego początku traktowałam ją bardzo poważnie.
Każdy dzień pracy rozpoczynałam od znaku krzyża i słów „Jezu, Tobie oddaję ten dyżur. Miej w opiece kobiety, które postawisz na mojej drodze”.

 

Katarzyna Karpicka: Zawsze chciałam w swojej pracy towarzyszyć ludziom i czynić dobro.
Od dziecka intrygował mnie świat medycyny, różnych czynności związanych z pielęgnacją, leczeniem i fizjologią człowieka. W pracy położnej spodobała mi się pewnego rodzaju tajemnica związana z kobietą – jej ciałem i dzieckiem rozwijającym się w jej łonie.
Praca położnej związana jest także z pewną dynamiką, kreatywnością, delikatnością i stanowczością. Myślę, że jest to też pewien styl życia.
Wychodząc z pracy, nie zostawiam jej w szpitalu. Kobiety często zwracają się do mnie po różnego rodzaju porady, wsparcie.
Bycie położną staje się moją tożsamością. Myślę, że jest to powołanie.
Rola, którą z pomocą Bożą mogłam odczytać, dorastać do niej. Ten zawód nie jest obojętny moralnie.
Trzeba mieć mocno ukształtowany system wartości, którymi chce się kierować w życiu prywatnym i zawodowo-społecznym. Te dziedziny wzajemnie się przenikają.

Jakie uczucia towarzyszyły Pani podczas odbierania porodów?
I.O.: Była to radość i szczęście. Często nie mogłam się napatrzeć na te piękne dzieci przychodzące na świat.
Oczywiście nie wszystkie porody były łatwe, a dzieci rodzące się zdrowe.
Niektóre porody wymagały szybkiej interwencji, by móc uratować życie noworodka. Jednak bardzo cieszyłam się z każdego narodzonego dziecka.
K.K.: Obecnie nie pracuję na sali porodowej. Sprawuję opiekę nad kobietami po porodzie – położnicami.
W swojej pracy często spotykam się z nagością. Nagość w dzisiejszych czasach dla wielu straciła swoją wartość, przestała być czymś intymnym, wyjątkowym.
Osobiście nie chciałabym nigdy utonąć w tym nurcie. Do swoich pacjentek podchodzę zawsze z myślą, że dotykam ciała, w którym mieszka Bóg, dlatego chcę traktować je z szacunkiem, empatią i akceptacją. Zmysły są tym, czym człowiek komunikuje się ze światem zewnętrznym. Wzrok, mimika twarzy, dotyk, mowa, słuchanie – są to narzędzia mojej pracy, a więc powinny być dobre i ukierunkowane na dobro.
Wracając wspomnieniami do praktyk na sali porodowej, które odbywałam w czasie studiów, towarzyszą mi różne emocje. Z jednej strony czysto rozumowe przeżycia – jakie czynności powinnam wykonać w sposób dokładny i bezpieczny, jak mogę ulżyć w bólu, pomóc rodzącej, by poród nie był wspomnieniem trudnym, ale mimo ogromnego wysiłku fizycznego momentem pięknym i ważnym dla całej rodziny.
Poród sam w sobie jest dynamiczny i nieprzewidywalny, trzeba być skupionym i elastycznym, a z drugiej strony całkowicie oddanym człowiekowi, który w tym momencie potrzebuje słowa wsparcia, motywacji, dobrego dotyku i opieki. Często po porodzie ogarniało mnie zdumienie, jak Pan Bóg to wszystko wymyślił. Zachwyca mnie fizjologia ciała ludzkiego. Położna jest również pierwszą osobą, która dotyka dziecka, nowego człowieka, myślę, że jest to coś wyjątkowego.

Zdarzyło się Pani odbierać porody dzieci, które na podstawie wcześniejszych badań miały urodzić się niepełnosprawne, a jednak rodziły się zdrowe?
I.O.: Zdarzały się takie przypadki. Niedawno pomagałam odebrać poród kobiecie, która wiedziała, że dziecko urodzi się z poważną wadą. Kobieta zdecydowała się urodzić dziecko, choć miało w niedługim czasie umrzeć. Rozmawiałam z nią o tym wielokrotnie. To była bardzo wierząca kobieta.
Czy kobiety, którym pomagała Pani w porodach, zmieniały się, gdy na świat przychodziły ich dzieci?
I.O.: Najczęściej przed porodem kobiety paraliżuje strach. Pamiętam ze swojego doświadczenia jako matka, że towarzyszącym uczuciem jest lęk, którego nie można całkowicie wyeliminować.
Kobiety obawiają się o zdrowie dziecka i swoje oraz o to, czy poród przebiegnie prawidłowo. Po porodzie jednak najczęściej pojawiają się łzy szczęścia.
Jest to taka radość, która pozwala zapomnieć o bólu i strachu. Bardzo często kobiety mówiły do dziecka z czułością, wyrażając podziw dla jego piękna.
Miłość matki do dziecka przejawia się właśnie w tym, że zapomina ona o swoim cierpieniu i bólu porodowym. Całą swoją radość przelewa na dziecko.
K.K.: Zdecydowanie. Kobieta przez okres ciąży przygotowuje się do nowej roli, w której będzie się rozwijać już do końca życia. Można powiedzieć, że do czasu, zanim pojawia się dziecko, kobieta żyła dla siebie. Decydowała – komu i ile chce poświęcić czasu, życzliwości, energii. Z chwilą gdy staje się matką, przestaje żyć dla siebie. Całą sobą angażuje się i oddaje swojemu dziecku. Przed porodem żyła wyobrażeniami o tym, jak będzie wyglądało jej maleństwo, jak będzie się zachowywało, co będzie robiła, jak będzie się nim zajmowała. Najpiękniejszy moment w czasie porodu to ten, kiedy matka otrzymuje noworodka na piersi.
Widzi swoje maleństwo, a jej miłość staje się realna. Od tej pory wszystko, co robi, jest ukierunkowane na dziecko. Macierzyństwo z pewnością wyzwala z (potęgowanego w dzisiejszych czasach) egoizmu.

Z jakimi przeszkodami spotykała się Pani w pracy, wykonując zawód położnej?
I.O.: Jednym z problemów była niewystarczająca liczba personelu.
Zdarzały się sytuacje, że odbierałam jednocześnie kilka porodów. Bardzo dużo czasu zabiera położnym biurokracja.
Uważam, że ten czas powinien być poświęcony rodzącej kobiecie. Każda położna powinna być odporna na stres, ponieważ wiadomo, że porody przebiegają różnie. Zdarzają się porody, gdzie wszystko idzie łatwo, a nagle okazuje się, że niezbędna jest interwencja personelu medycznego.
K.K.: Myślę, że praca położnej bywa stresująca i obarczona ogromną odpowiedzialnością.
Położna jest osobą, która pozostaje w najbliższym kontakcie z kobietą. Musi więc posiadać wiedzę i „bystre oko”, aby zauważyć niepokojące sygnały i w odpowiednim momencie, za pomocą dobrze dobranych narzędzi – przeciwdziałać im.
Trudnością dla położnej może być również współprzeżywanie ludzkich dramatów. Cieszymy się i płaczemy z ludźmi. Towarzyszą nam w pracy chwile piękne, pełne wzruszenia, normalna codzienność, ale też sytuacje przykre, w których znajdują się rodziny nieuleczalnie chorego dziecka, matki porzucone przez swoich partnerów czy dzieci pozostawione do adopcji.
Jaka powinna być dobra położna?
I.O.: Położna jest osobą odpowiedzialną za dziecko i za matkę. Nie może przelewać swoich problemów z domu na pracę. Bardzo ważna w tym zawodzie jest cierpliwość i rozwaga. Położna powinna „wypełniać” matkę nadzieją, że wszystko będzie dobrze. Starałam się szukać tego każdego dnia w Eucharystii.
Myślę, że to ona dodawała mi spokoju wewnętrznego, który później przelewał się na mamy. Po odebraniu porodu prosiłam rodziców, by postawili krzyżyk na czole dziecka i w ten sposób je pobłogosławili. Zdarzały się sytuacje, że ojciec z matką odmawiali, jednak w większości przypadków zgadzali się, z czego bardzo się cieszę.

Macierzyństwo – jedna z barw Bożej miłości

FREEPIK.COM

Co w sytuacji, gdy matka nie chce przyjąć swojego dziecka? Czy istnieje jakiś sposób, by przekonać ją do zmiany zdania?
I.O.: Jest to bardzo trudne. Matka, przychodząc do szpitala, najczęściej jest już utwierdzona w tym, że zostawi swoje dziecko. Niejednokrotnie próbowałam przekonać te kobiety, by jednak przyjęły swoje dziecko. Niestety spotykałam się z odmową.
K.K.: Myślę, że jest to sprawa naprawdę trudna. Do tej pory nie miałam fizycznego kontaktu z taką mamą.
Karmiłam i nosiłam porzucone dzieci. Doświadczałam wtedy pewnego buntu, bezradności, goryczy. Dlaczego nikt nie chce ich kochać? Wiem, że takie decyzje nie są podejmowane bez przyczyny, z łatwością. Nie wiem, jakiego dramatu doświadczyła ta matka i co teraz przeżywa. Jako osoba wierząca wiem, że Bóg nawet z najtrudniejszej sytuacji potrafi wyprowadzić dobro, więc po prostu się modlę. Proszę Boga o miłosierdzie dla mamy i jej dziecka.
Proszę również Niepokalaną, by Ona była bardzo blisko nich. Dziękuję Bogu za to dziecko, za jego ciało, duszę, za to, jak je stworzył i do czego powołał.
Myślę, że w wielu przypadkach kobiety porzucają swoje dzieci z lęku, że sobie nie poradzą, że nie mają pieniędzy, wsparcia… Prawdziwa miłość usuwa lęk, modlę się więc, żeby takiej miłości doświadczyły w swoim życiu. Widzę potrzebę wspierania domów samotnych matek, instytucji udzielających wsparcia materialnego i duchowego.
Pamiętam, jak podczas studiów profesor zapytał nas: „Czy gdyby twój ojciec przyszedł do ciebie i powiedział, że bardzo cię kocha i zaopiekuje się tobą, abyś ty mogła opiekować się swoim dzieckiem – dokonałabyś aborcji lub porzuciła swoje dziecko?” – milczenie na sali było wtedy wymowne.
Obecnie w Polsce trwa batalia o obronę życia. Są środowiska kobiet protestujących, by móc zabijać nienarodzone dzieci. Jak Pani jako położna, ale przede wszystkim matka, odniosłaby się do tej kwestii?
I.O.: To bardzo przykre. Jest mi wstyd za zachowanie tych kobiet.
Zawsze stałam i stoję na stanowisku broniącym prawdy, że życie człowieka zaczyna się od momentu poczęcia.
Obecnie uczestniczę w inicjatywie, jaką jest Duchowa Adopcja Dziecka Poczętego.
Jest to coś wspaniałego. Będąc na emeryturze, jeszcze głębiej odkrywam, czym jest człowieczeństwo tego małego ziarenka.
K.K.: Problem jest o wiele głębszy niż prawo. Prawo jest literą, a wyboru dokonuje ukształtowane serce i rozum. Walki są obrazem tego, jak wykrzywione mamy sumienia. Gdyby były one czyste, nie byłoby powodu do starcia. Wiele osób pamięta jeszcze pielgrzymki Jana Pawła II do Polski, wszyscy mu klaskaliśmy, bo tak pięknie mówił. Smutna pozostaje odpowiedź na pytanie – ile z jego nauki zapamiętaliśmy?

Myślę, że wielu Polaków dało się porwać kłamstwu i próbuje urządzić się wygodnie na tym świecie kosztem samowychowania, stawania w prawdzie i życia wg Słowa Bożego.
Warto w tym momencie wspomnieć o fizycznych środkach, które mogłyby pomóc w ochronie życia poczętego.
Od niedawna w Polsce funkcjonują hospicja perinatalne. Są w nich tworzone zespoły specjalistów, którzy oferują holistyczną pomoc rodzinie, w której poczęte dziecko jest obarczone nieuleczalną chorobą lub wadą prowadzącą do śmierci w łonie matki lub po porodzie. Warto tu wspomnieć o jednej z warszawskich poradni. Poradnię USG Agatowa w Warszawie tworzą pionierzy tematyki związanej z niesieniem pomocy i opieki ciężarnym z niepomyślną diagnozą prenatalną.
Z danych z 2015 r. podanych przez tę poradnię wynika, że kiedy przed 24 tygodniem ciąży rozpoznano wadę letalną i udzielono konsultacji w poradni, 89% rodzin podjęło decyzję pro-life, a 11% postanowiło przerwać ciążę. Kiedy zaś konsultacji udzielano w innych ośrodkach, 18% par wybrało donoszenie ciąży, a 84% aborcję. Warto więc rozpowszechniać idee hospicjum perinatalnego i uświadamiać społeczeństwo, że istnieje przestrzeń opieki nawet w tak trudnych sytuacjach, jednak wymaga ona ulepszenia funkcjonowania i wsparcia finansowego.
Według raportu wrocławskiego „Hospicjum dla życia poczętego” blisko 89% Polaków nie potrafi wyjaśnić, czym jest hospicjum perinatalne.
A czym dla Pani jest macierzyństwo?
I.O.: Jest to największy dar, jaki mogłam otrzymać od Pana Boga. Jestem wdzięczna za to, że trzykrotnie zostałam mamą. Myślę, że jest to największa i najwspanialsza przygoda w życiu każdej kobiety.
K.K.: Nie jestem jeszcze matką, ale dużo czasu spędzam z nimi w pracy i w życiu prywatnym. Macierzyństwo jest dla mnie przygodą na całe życie.
Kobieta, kiedy staje się matką, nigdy już nie przestaje nią być. Z pewnością jest ogromną siłą, która wyzwala w niej to, co dobre, szlachetne, często ukryte.
Kobieta doświadcza miłości i miłością darzy swoje dziecko, staje się zdolna do ofiary, poświęcenia. Wie, że ten mały człowiek jest całkowicie od niej zależny.
Macierzyństwo jest jedną z barw Bożej miłości.

Irena Olczyk, emerytowana położna z 40-letnim doświadczeniem
zawodowym. Żona, matka trzech córek.
Od 30 lat należy do Domowego Kościoła.

Katarzyna Karpicka
, 24 lata, magister położnictwa,
pracuje na oddziale położniczo-noworodkowym.
Należy do Wspólnoty Przymierza Rodzin Mamre.