Ludzkie życie, aborcja i Trybunał Konstytucyjny

Te trzy elementy – edukacja, pomoc dla kobiet w ciąży,
wsparcie dla osób z niepełnosprawnościami – są podstawą do budowy
ochrony życia nienarodzonych w Polsce.

ALICJA SZWIEC-BEYGA

Wrocław

Marsz na Warszawę, Strajk Kobiet.
Protesty po orzeczeniu TK w sprawie
aborcji. Warszawa, plac Trzech
Krzyży, 30 października 2020 r.

TOMASZ GOŁĄB/FOTO GOŚĆ

Od wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który zapadł 22 października 2020 r., można obserwować powrót do dyskursu publicznego jednego z najbardziej kontrowersyjnych tematów społecznych, czyli aborcji. Pomiędzy nauczycielami religii krąży niewesoły żart, że te trzy kwestie – aborcja, nauczanie Kościoła w sprawie homoseksualizmu i antykoncepcja – to tematy, które pobudzą każdą, nawet najbardziej znudzoną grupę uczniów. Trudno jednak dyskutować rozsądnie w emocjach, którym uległy tłumy, i ogólnej (moim zdaniem także celowo podtrzymywanej) dezinformacji, niejednolitej postawie rządzących, którzy jakby sami bali się konsekwencji wyroku TK, a przede wszystkim przy tak różnym rozumieniu podstawowych pojęć, jakimi są prawo do życia, wolność, wybór, człowieczeństwo i kobiecość.
Sama aborcja według jednej strony jest zdobyczą cywilizacyjną, a jej konsekwencje sprowadzane są niemal do kosmetycznego zabiegu, dla drugiej zaś strony sporu jest zbrodnią przeciwko ludzkości i największą tragedią, jakiej może doświadczyć kobieta matka i jej nienarodzone dziecko.
Uliczne protesty oprócz wielu różnych postulatów formułowały m.in. żądanie, aby o aborcji nie rozmawiać z mężczyznami lub żeby prawo aborcyjne nie było stanowione przez mężczyzn, ale przez kobiety właśnie. Aby uczynić zadość przynajmniej pierwszemu z tych żądań, warto „kobiecym okiem” spojrzeć na trzy sprawy. Przy czym, pozostawiając na boku emocje, warto trzymać się faktów, czyli przedstawić dotychczasowe prawo aborcyjne w Polsce i zastanowić się, co obecny wyrok w nim faktycznie zmienia.
Kolejno, należy pomyśleć, skąd wzięła się tak burzliwa reakcja społeczna na decyzję TK, zapytać, kim są ci, którzy wychodzą na ulicę, i czego w istocie żądają. Na koniec można też spróbować wyciągnąć wnioski z obecnego impasu, choć trudno przewidzieć, co przyniesie złożona społeczno-polityczna rzeczywistość w naszym kraju w tej kwestii w przyszłości. Jak będzie z ochroną życia dzieci nienarodzonych w Polsce, dotychczas, jakkolwiek na tę kwestię patrzeć, katolickiej i dość konserwatywnej na tle innych państw europejskich.
Co zmienia wyrok?
Polskie prawo od 1993 r. dopuszcza trzy sytuacje, w których aborcja jest dozwolona, określane ogólnym mianem słynnego już „kompromisu aborcyjnego”. Pierwszą taką sytuacją jest moment, kiedy ciąża zagraża życiu lub zdrowiu matki. Druga okoliczność to stwierdzenie dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu, nazywana również „przesłanką eugeniczną”.
Liczą się w tej kwestii badania prenatalne lub inne dane medyczne wskazujące na chorobę lub uszkodzenie płodu. Wreszcie trzecia możliwość dokonania aborcji zgodnie z polskim prawem to ciąża, która jest wynikiem czynu zabronionego, np. gwałtu. Od 1996 r. ustawa została znowelizowana poprzez wprowadzenie tzw. aborcji z przyczyn społecznych. Wchodziły tutaj w grę ciężkie warunki życiowe lub trudna sytuacja osobista kobiety.
W 1997 r. Trybunał Konstytucyjny pod przewodnictwem Andrzeja Zolla orzekł niezgodność z polską konstytucją tej nowelizacji ustawy regulującej dokonywanie aborcji. Niektórzy komentatorzy widzieli w tej nowelizacji wprowadzenie „aborcji na życzenie”, ponieważ pod przyczyny społeczne można tak naprawdę podciągnąć wszystko. Co ciekawe, jeden z byłych przewodniczących TK zaznaczył niedawno, że gdyby w 1997 r. zadano pytanie o przesłankę eugeniczną do wykonywania aborcji, to zapadłby wyrok podobny do tego, jaki zapadł w obecnym roku.
Trybunał nie zajął się tą sprawą, ponieważ nikt nie zadał wtedy tego pytania.
Dopiero po „zamrożeniu” w komisji przez parlament trzy lata temu obywatelskiego projektu ustawy „Zatrzymaj Aborcję”, polscy zwolennicy obrony życia skierowali do TK właśnie pytanie o ocenę przesłanki eugenicznej w świetle Konstytucji.
Co zmienia wyrok z 2020 roku?

Otóż wbrew obiegowym opiniom aborcja nie zostaje w Polsce zakazana, Polki nadal mogą wykonywać badania prenatalne, nie oznacza on wreszcie penalizacji, czyli karania kobiet za przerywanie ciąży (choć tak zdają się myśleć niektórzy z uczestników protestów „z piorunem”). Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej w art. 38 stwierdza, że „Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę życia”, a wyrok TK sprzed ponad miesiąca jest jedynie realizacją zapisów konstytucyjnych. Z perspektywy kobiety oznacza to nie tylko, że płód, dziecko – jakkolwiek byśmy nazywali to, co jest pod sercem matki – jest chronione, ale także kobieta, która jest przy nadziei. Wydaje się, że nie dość podkreślany jest zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie sporu fakt, że ten konstytucyjny zapis dotyczy także matki dziecka. To ważne dla kobiet dopowiedzenia. Oczywiście wyrok znosi tylko jedną z przesłanek aborcyjnych, co z perspektywy obrońców życia jest wciąż niewystarczające, choć jest krokiem w dobrym kierunku. Fakt, że wyrok nie został jeszcze opublikowany, a rządzący wydają się z tym nie spieszyć, aby w okresie pandemii nie prowokować eskalacji protestów, sprawia, że proliferzy także nie mają powodu do zadowolenia – nie zmienił się stan faktyczny i „zabiegi” aborcji eugenicznej dalej mają miejsce. Propozycja ustawy przedstawionej przez prezydenta także nie satysfakcjonuje ani obrońców życia, ani tym bardziej strajkujących kobiet, dla których zakaz aborcji eugenicznej był tylko pretekstem i punktem wyjścia do bardziej radykalnych haseł.
Reakcje na wyrok
Kto z uwagą prześledził postulaty „strajku kobiet”, zauważył, że przeszły one swoją ewolucję. Najpierw na przysłowiowych już kartonach pojawiały się żądania niepublikowania wyroku Trybunału Konstytucyjnego, czyli de facto powrót do obowiązującego (jeszcze!) kompromisu aborcyjnego z 1993 r.
Na przybywających kartonach pojawiły się jednak radykalniejsze postulaty, m.in. aborcji na życzenie. Jest ona tu przedstawiana jako prawo człowieka, wolny wybór kobiety, rozwiązanie „problemu”, z czym jako matka nosząca pod sercem nowe życie nie mogę się nigdy zgodzić. Co ciekawe, już jedna z pierwszych feministek amerykańskich, Alice Stokes Paul, opowiadała się przeciwko jakiejkolwiek aborcji, podkreślając, że jest to jeden z najgorszych przykładów łamania praw kobiet. Nie mówiąc już o łamaniu niezbywalnego i podstawowego wobec innych praw – prawa do życia nienarodzonego dziecka. Warto przypomnieć tutaj krążące w internecie wystąpienie aktywistki Gianny Jessen, która przeżyła własną aborcję i jako dorosła już osoba opowiada o tym, jak nieludzkie jest ustawodawstwo, które pozwalało ją – kobietę – bezkarnie mordować w imię… praw kobiet.
Druga sprawa to wulgarność protestów, która przeszła wyobrażenia obserwatorów i sprowadziła wszelkie próby dyskusji na żenująco niski poziom.
Zostawmy na boku dewastacje kościołów i napaści na ludzi, którzy szli w niedzielę na Msze św. (Kościół, który od zawsze głosi świętość ludzkiego życia, stał się jednym z głównych wrogów dla protestujących), skupiając się tylko na wizerunku kobiety, który maluje się na kartonach, wykrzykiwanych hasłach, niesionych transparentach.
Kobieta została tu tak naprawdę sprowadzona do narządów płciowych, bo jak inaczej na to spojrzeć, jeżeli często powtarzającymi się obrazami z manifestacji były ilustracje dróg rodnych i wszystkiego, co znajduje się poniżej pasa. Gdzie tu godność, o którą tyle krzyku, gdzie prawdziwa kobieca natura?
Trzeba też zadać sobie pytanie, czy przypadkiem skala protestów nie ma związku z pandemią koronawirusa, która zmusiła wiele osób do pozostania w domach, do pracy lub nauki zdalnej.
Patrząc na wiek wielu protestujących dziewczyn, można dojść do wniosku, że są to głównie uczennice szkół średnich, które zobaczyły w manifestacji możliwość odreagowania skutków wielomiesięcznej izolacji społecznej, a wręcz… rozrywki.​

ROMAN KOSZOWSKI/FOTO GOŚĆ

Zlaicyzowana młodzież (nierzadko pachnąca jeszcze olejem krzyżma ze swojego bierzmowania, a już tak daleka od nauczania Kościoła), najbardziej zagubiona i osamotniona ze względu na rozmaite obostrzenia, znalazła w postulatach strajków to, w co warto się zaangażować. Jednak jeszcze bardziej od podatnych na manipulacje młodych przeraża poparcie, które przyznaje protestującym tak wiele matek, kobiet, które z wielką miłością wychowują swoje własne, czasem także niepełnosprawne potomstwo. Bo oprócz dobrze zorganizowanych, zagorzałych feministek wśród strajkujących można spotkać matki z dziećmi, a na portalach społecznościowych już normą są zdjęcia profilowe ukazujące szczęśliwe rodziny z piorunową „nakładką”. I tylko nieliczni zdają się dostrzegać paradoks i tragizm całej sytuacji, w której to matka od „wyboru” uzależnia to, czy jej dziecku ma należeć się prawo do życia czy też nie. Tak, aborcja jest wyborem – ale zawsze złym wyborem.
Nie jest ratunkiem przed cierpieniem dla chorego dziecka ani rozwiązaniem trudnej sytuacji dla matki. I nawet jeśli dziecko faktycznie umrze tuż po porodzie – jakże inne jest jego pożegnanie i sposób przeżycia żałoby dla matki, niż gdyby miało zostać zabite i pozostawione wśród medycznych odpadów.
Przyszłość
Aby nasze społeczeństwo mogło w większości przyjąć powyższy wniosek, musiałoby się zgadzać co do jednego

– CZŁOWIEK JEST PEŁNOPRAWNYM CZŁOWIEKIEM OD MOMENTU POCZĘCIA.

W sytuacji, w której nazywa się go „zlepkiem komórek”, „embrionem”, „płodem”, dużo łatwiej jest przyjąć lewicową optykę, w której to jasne, że jego życie się nie liczy w porównaniu z życiem kobiety, jej praw do „jej ciała”.

Ten podstawowy błąd w rozumieniu leżący u źródeł dzisiejszego konfliktu, to „odczłowieczenie” nienarodzonego dziecka sprawia, że wręcz niemodne jest opowiadanie się po stronie nienarodzonych.
I prawdą jest, że żaden prawny zakaz aborcji nie zmieni sytuacji, o ile ludzie wciąż nie będą uznawać naturalnych (biologicznych i logicznych!) konsekwencji poczęcia – porodu dziecka – człowieka. Dlatego tak nieocenioną rolę powinniśmy przyznać edukacji – młodszych i starszych, tak aby nawet w obliczu prawnej możliwości wyboru aborcji kobieta wiedziała, czym ona naprawdę jest i jakie niesie skutki. Historia powinna nam przypominać, czym była i jest eugenika, tak wzorcowo realizowana w minionych totalitarnych systemach. Gdy tymczasem po stronie feministek spotykamy się ze stanowiskiem, żeby w ogóle nie używać już zwrotu „przesłanka eugeniczna”, tylko „embrio-patologiczna”, bo tak się będzie lepiej kojarzyć. Nie bójmy się nazywać rzeczy po imieniu.
Kolejną (a może pierwszą) rzeczą niezbędną do ochrony życia nienarodzonych jest wsparcie dla kobiet stających przed tym tragicznym dylematem.
Informowanie ich o innych możliwościach i rozwiązaniach – bardziej godnych i wspierających, stała pomoc psychologiczna, a czasem i materialna.
Obecność, a nie pozostawianie matki samej. I wreszcie – na nic wsparcie w momencie niechcianej lub trudnej ciąży, jeśli potem narodzeni już niepełnosprawni i całe rodziny posiadające dzieci z niepełnosprawnościami są wykluczani przez system i pozbawieni należnej w ich przypadku niezbędnej pomocy.
Te trzy elementy – edukacja, pomoc dla kobiet w ciąży, wsparcie dla osób z niepełnosprawnościami – są podstawą do budowy ochrony życia nienarodzonych w Polsce. A ich realizacja należy owszem do państwa, ale także do każdego z nas, chrześcijan – jeśli tylko widzimy możliwość, by zaangażować się w dramatyczne sytuacje, które rozgrywają się tuż obok nas.