MAŁŻEŃSTWO (NIE)DOSKONAŁE

Moc słowa – zobowiązanie

Benedykt XVI pośród pierwszych zdań, jakie skierował do witającego go tłumu wiernych
w dniu wyboru, podkreślił, że zagrożeniem współczesnego świata jest relatywizm.
Doświadczamy tego coraz częściej, szczególnie gdy w dyskursie publicznym
pojawiają się wywody dotyczące zmiennego poczucia tożsamości płciowej, seksualnej
czy nawet odpowiedzialności, czyli wierności małżeńskiej.

AMELIA I DOMINIK GOLEMOWIE

SZYMON ZMARLICKI/FOTO GOŚĆ

Co więcej, nawet samo małżeństwo w swej istocie poddaje się względności przez używanie tego terminu wraz z przymiotnikiem „tradycyjne” w opozycji do „homoseksualne”. Oswaja się nas z takimi terminami, aby w przyszłości spowszedniało nam używanie oksymoronu „małżeństwo jednopłciowe”.
To naszą odpowiedzialność obciąża fakt, że kolejne pokolenia, począwszy od naszych dzieci, ryzykują przyjęcie za normę takiego zrelatywizowanego pojmowania i nazywania świata.
Dla poprawności komunikacyjnej, rzekomego poszanowania wrażliwości osób o odmiennych poglądach stopniowo zastępuje się męża i żonę partnerem i partnerką. Dosyć popularne jest żonglowanie określeniem „wierzący niepraktykujący”, które jest tak absurdalne, jak „mąż wierny, ale niepraktykujący” czy „niepraktykujący abstynent”. Kamuflujemy łamanie piątego przykazania Bożego woalem terminacji ciąży, eutanazji, zapłodnienia pozaustrojowego, nie chcemy widzieć, że nasza niewierność wobec żony czy męża może przejawić się większym zaangażowaniem w realizację różnych tzw. projektów niż w życie małżeńskie.
Dość powszechne staje się we współczesnym społeczeństwie nazywanie „członkami rodziny” czworonożnych pupilów. Jest to nawet spójne z tendencją do nadawania im ludzkich imion i z nazywaniem „adopcją” przyjęcia zwierzaka ze schroniska.
Jednak w Słowniku języka polskiego w haśle „adopcja” pośród różnych znaczeń nie pojawia się odniesienie do przyjęcia trwałej opieki nad zwierzęciem.
Nierzadkim zjawiskiem jest zamiana sformułowania, że pies czy kot zdechł – na termin „umarł”.

Proces odczłowieczania ludzi jest na poziomie językowym równoległy do uczłowieczania zwierząt.
Przewidywalną konsekwencją staje się oburzenie przedstawicieli różnych środowisk libertyńskich na samo używanie sformułowania „normalna rodzina”. Cóż jest wszak normą w ich rozumieniu i żądaniu rozumienia? Pewnie brak jakichkolwiek norm. Niepostrzeżenie zacieramy w naszej codziennej komunikacji prawdę.
Nie pozostaje to bez znaczenia dla jakości naszego przeżywania narzeczeństwa i małżeństwa. Często, dając sobie milczące przyzwolenie na niedomówienia czy grę pozorów, brniemy w konflikt, oddalanie się od siebie i od Pana Boga, a potem próbujemy usprawiedliwiać taki stan rzeczy, zabiegając o dowody na nieważność podjętych zobowiązań i złożonych ślubów.
„Na początku było Słowo” – pisze ewangelista Jan. Wielokrotnie w naszym życiu właśnie słowo daje początek nowej rzeczywistości. Na mocy słowa zapisanego bądź wypowiedzianego powstają umowy, deklaracje, zobowiązania. Poprzez łaskę sakramentu i wypowiadane słowa stajemy się małżeństwem. Słowo musi być jednak czyste, czyli oparte na prawdzie i miłości oraz wyrażające prawdę i miłość. Jeżeli jest inaczej, słowa mogą przynieść koniec, ból, cierpienie. Na mocnym, dobrym fundamencie słowa można budować pięknie i trwale. Na słowach przysięgi małżeńskiej rozpoczęliśmy przeszło 21 lat temu budowę naszego małżeństwa, dziś przepełnieni wdzięcznością dziękujemy Bogu za każdy rok i każdy dzień tego budowania.
Czyż może być piękniejsze wyznanie niż: „nie opuszczę Cię aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy jedyny i wszyscy święci”?