„Jeśli nie chcesz mojej zguby,

krokodyla daj mi luby”

Tytułowe słowa niektórzy z nas pamiętają zapewne z lektury Zemsty
Aleksandra Fredry. Wypowiedziała je Klara do Papkina, który dręczył ją
swymi amorami. Była to prośba niewykonalna dla osobnika o wątpliwych zaletach
moralnych i charakterologicznych, do których tenże bez wątpienia się zaliczał.

PIOTR SUTOWICZ

Wrocław

Protest przeciwko naturalnym futrom w Warszawie.
Akcję zorganizowała organizacja Peta

JACEK ZAWADZKI/FOTO GOŚĆ

Nie o literaturze chciałbym jednak tu pisać, a powyższy cytat jest tylko swoistą zaczepką dla szerszego tematu.
Od literatury do rzeczywistości
A co, gdyby Klara owego krokodyla otrzymała, a następnie urządziła mu stosowne terrarium, w którym jej goście mogliby go oglądać? Albo idąc jeszcze dalej, co takiego by się wydarzyło, gdyby po otrzymaniu wspomnianego prezentu poleciła odpowiednim fachowcom rzeczonego gada pozbawić życia celem pozyskania z niego skóry na eleganckie buciki czy inne szykowne elementy służące kobiecie jej czasów do efektownego wyglądu? Ano właśnie. Generalnie przez większość historii takie praktyki były uważane za normalne. Nikt się nie buntował przeciw skórzanym butom, paskom, futrom z lisów, norek czy nutrii. Futrzane czapki uważane były za eleganckie, a do tego w zimie dawały ciepło. Czy to komuś przeszkadzało? No właśnie, nie.
W pewnym momencie jednak zaczęło i to na tyle mocno, że problem zwierząt futerkowych oraz takich, które hodowane są na rozmaite elementy odzieży, stał się kwestią debat politycznych w różnych krajach, w tym także w Polsce.
Między zyskiem a prawem
Kwestia tejże dyskusji jest ważna, choćby z tego powodu, że takie hodowle stanowią jakąś część naszej działalności gospodarczej. Firmy w tej branży działające dają ludziom pracę, a właścicielom przynoszą zyski, z których płacą oni pewnie podatki. Być może na skutek działalności ustawodawczej Sejmu wkrótce ten sektor gospodarki przestanie istnieć. Sprawa zwierząt futerkowych (krokodyli na buty nikt w Polsce chyba nie hoduje) jest istotna z kilku powodów.
Po pierwsze, ustanie tej działalności to jednak strata dla ludzi nią się trudniących. Z tego co słyszę, nie otrzymają oni żadnej rekompensaty finansowej, która pozwoliłaby im na przebranżowienie się.
Po drugie, nastąpiło coś jeszcze, oto w przestrzeni publicznej pojawiły się zmasowane głosy o konieczności przestrzegania praw zwierząt, z których owe zakazy mają wynikać. Na pewno mamy tu do czynienia z tworzeniem niebezpiecznych precedensów.
Do tej pory bowiem większość z nas była przekonana, że prawa posiadają ludzie, którzy są podmiotem zarówno państw, jak i wspólnoty międzynarodowej.
Tymczasem do życia wkroczyło nowe zjawisko w postaci praw zwierząt. Każde stworzenie Boże powinno być godnie traktowane, nikomu nie powinno się zadawać cierpień większych niż potrzeba, jest to oczywiste.

Hodowla zwierząt służących człowiekowi powinna być ograniczona prawnie, tzn. winny istnieć ściśle egzekwowane przepisy dotyczące ich dobrostanu. Z tym bywa różnie. Czasem obiega media taki czy inny film z hodowli kurczaków czy trzody chlewnej, w trakcie oglądania którego mimo wszystko do oczu cisną się łzy.
Kilka pewnych paradoksów
Obserwując to, co dzieje się wokół tegoż tematu, nie sposób przejść obojętnie obok pewnego faktu. Otóż często środowiska lewicowe protestują, niekiedy czynnie, przeciwko eksponowaniu przez działaczy pro-life zdjęć uśmierconych w wyniku aborcji dzieci. Taka działalność uzasadniana bywa sprzeciwem wobec pokazywania w przestrzeni publicznej tak brutalnych ilustracji. Zwraca się przy tym uwagę na szok, jaki oglądanie takich rzeczy może wywołać np. u dzieci. Te same środowiska nie widzą nic złego w happeningach, w których obrońcy wspomnianych powyżej mniemanych „praw zwierząt”, jak się obwołują, odgrywają drastyczne scenki uśmiercania „futrzaków”, tudzież dają się zamykać w klatkach symbolizujących smutny los takich zwierząt.
Jeżeli, jak twierdzą popierający ustawę o likwidacji hodowli zwierząt futerkowych politycy i publicyści, warunki w fermach są niegodziwe, to trzeba stworzyć takie prawo, by z tym skończyć. Z tym że nie widzę powodu, by owe prawa nie obejmowały wszystkich hodowli, także hodowli zwierząt rzeźnych, inaczej mamy do czynienia albo z brudną polityką służącą czyimś tam interesom, albo obłudą. Za mało wiem, żeby to ocenić.
Życie a życie
Ustawa rzeczona była procedowana bardzo gwałtownie, dosłownie w ciągu jednej nocy, stała się przyczyną kryzysu gabinetowego i omal nie doprowadziła do upadku rządu. Kiedyś ktoś, czytając o tym jako o wydarzeniu historycznym, będzie się przy tym uśmiechał. Mnie do śmiechu nie jest.
Od kilku lat Sejm blokuje rozwiązanie kwestii aborcji eugenicznych, jakie się w naszym kraju przeprowadza. W związku z tym iluś tam ludzi jest mordowanych w majestacie prawa.
Te dzieci nie mają prawa do życia, ale życie norek potraktowano z ogromną powagą. Coś tu w moim odczuciu stoi na głowie. Jest to jeden z przejawów kryzysu świata, który przebiegunowuje najważniejsze wartości. Człowiek gdzieś się tu zatraca. Nie zdziwię się, kiedy następnymi ustawami będą te mówiące o powszechnym weganizmie oraz eutanazji określonych grup ludzkich. Obym się mylił. Co do producentów zwierząt futerkowych, współczuję im tego, że państwo tak ich potraktowało.