Żywy testament

Kiedy po czasie kwarantanny zebrani w kościele pw. św. Jana Chrzciciela
w Piszkowicach żegnaliśmy s. Łucję Jakubowicz, usłyszeliśmy słowa jej testamentu.
Były głębokie i proste zarazem. Siostra dziękowała za każdą życzliwość, przepraszała
za każde uchybienie i prosiła o modlitwę. Znając ją, wiedzieliśmy jednak, że zostawiła
także drugi testament. Znajdował się kilkaset metrów od świątyni.

RADEK MICHALSKI

Wrocław

Wręczenie przyznanego s. Łucji w 2017 r.
Orderu Uśmiechu – 26 stycznia 2018 r.

ARCHIWUM ZGROMADZENIA SIÓSTR MARYI NIEPOKALANEJ

To tam, do Zakładu Leczniczo-Opiekuńczego dla Dzieci w Piszkowicach, trafiła w 1976 r., cztery lata po wstąpieniu do zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej i cztery lata przed złożeniem w nim ślubów wieczystych.
Rozpoczęła pracę jako intendentka, by w 1984 r. stać się dyrektorem tej placówki. Spędziła w niej zatem niemal całe swoje zakonne życie, nie licząc właściwie tylko okresu wczesnej formacji. Przez 44 lata opiekowała się swoimi podopiecznymi i rozbudowywała placówkę. Żeby zdać sobie sprawę ze skali pracy i odpowiedzialności, trzeba wiedzieć, że w piszkowickim Zakładzie przebywają dzieci, z których część wymaga pełnej 24-godzinnej opieki, a z pięćdziesięciorga pozostających pod opieką sióstr i personelu placówki tylko ok. dziesięciorga porusza się w pełni samodzielnie.
Różne stopnie niepełnosprawności, często w połączeniu z sytuacją rodzinną, sprawiały, że dzieci nie mogły pozostać w swoich domach. Piszkowice stały się zatem dla nich domem, a s. Łucja wraz ze współpracownikami nową rodziną, na którą mogły liczyć przez cały czas.
Zakład i funkcjonujący przy nim Ośrodek ze szkołą oraz salami edukacyjno-opiekuńczymi raz po raz borykał się z problemami wynikającymi głównie z regulacji prawnych, które nie widziały skomplikowanej materii niedużej w skali kraju grupy dzieci. O ile ich leczenie było refundowane przez odpowiednie agendy, o tyle utrzymanie już niekoniecznie. W tych sprawach siostra za pośrednictwem przyjaciół Zakładu i lokalnych samorządowców wielokrotnie interweniowała u władz centralnych.
Eugenia Jakubowicz urodziła się 18 maja 1952 r. w Miłoszycach w pow. oławskim. Ukończyła Technikum Ekonomiczne i pracowała jako kasjerka w sklepie.
12 października 1972 r. wstąpiła do zgromadzenia zakonnego założonego przez sługę bożego ks. Johanna Schneidera.
Przybrała imię zakonne Łucja i to pod nim została zapamiętana w Piszkowicach.
Pisanie tego piszkowickiego testamentu zajęło Łucji blisko pół wieku. Gdyby ktoś chciał go odczytać, musiałby spotkać podopiecznych i współpracowników Siostry.
Opowiedzieliby o tym, jak walczyła, zarówno o dzieci, jak i o współpracowników, dzieląc ich problemy i starając się pomóc także w sprawach, które wykraczały poza ich miejsce pracy. Jak sama pracowała, modliła się, dzieliła czasem. Jak wytrzymywała trudy własnej choroby – przez ostatnie lata życia walczyła z nowotworem, który z powodu przerzutów stawał się coraz bardzie bolesny.

Jeszcze w sobotę 1 sierpnia normalnie wypełniała swoje obowiązki, mimo pogłębiających się trudności z oddychaniem. Odeszła w niedzielny poranek 2 sierpnia 2020 r.
Siostra Łucja zawsze miała czas. Tak, jej czas, odcinany z wypoczynku czy chwili dla siebie. Zawsze była gotowa podarować go drugiemu człowiekowi. Gdy spadały na nią kolejne choroby, w Piszkowicach nic się nie zmieniło. Gdy kolejne diagnozy mówiły o pogarszającym się stanie, a lekarze wręcz nakazywali odpoczynek, siostra Łucja powtarzała swój codzienny rytuał, w którym przeplatała się modlitwa z czasem dla podopiecznych, sióstr, dla których była przełożoną domu, pracowników Zakładu, gości.
Gdy jej czas się skończył, spoczęła na cmentarzu parafialnym pośród swoich dzieci – jak o nich mówiła i jak je też kochała – którym także towarzyszyła w ich ostatnich drogach. Żeby zrozumieć jej życie i misję, trzeba odwiedzić piszkowicki Ośrodek – tam został jej prawdziwy testament, ludzie, którym poświęciła swoje życie.

Siostra Łucja – zawsze gotowa ofiarować dzieciom
swój czas i serce

RADEK MICHALSKI

WSPOMINAJĄ S. ŁUCJĘ

Cały czas dźwięczą mi w uszach słowa Siostry Łucji: „pamiętaj, trzeba dla ludzi być dobrym jak chleb, bo dobro zawsze wraca, nie tu na ziemi, to tam, w niebie”. I ona właśnie taka była, dobra jak chleb. Teraz patrzy na nas z góry i wiem, że będzie wypraszała dla nas łaski u Boga, strzegła i ochraniała swoje kochane Piszkowice, tak jak robiła to całe swoje życie.

EDYTA TOMCZAK, księgowa z Piszkowic

Odeszła od nas Święta Osoba. Siostra Łucja pozwalała mi wierzyć w sens powołania i pracy na rzecz innych. Pozwalała mi wierzyć w siłę łagodności i wartość poświęcenia. Była i będzie dla mnie wzorem postępowania w imię Dobra.

MACIEJ AWIŻEŃ, starosta kłodzki

Siostra Łucja z mojego dzieciństwa, jak sięgam pamięcią, to osoba, która była dla mnie przykładem, jak ofiarować serce osobie potrzebującej! Serdecznie dobry człowiek! Teraz sam będąc osobą życia konsekrowanego, w Siostrze Łucji widzę przykład wierności powołaniu zakonnemu!

O. PIOTR OSSOWSKI OMI

S. Łucja – Osoba, która miłość i wiarę w Boga przez całe życie przekładała na miłość i wiarę w drugiego człowieka. Kochała ludzi ze wszystkimi wadami i zaletami.

DOMINIK, rehabilitant w Piszkowicach

S. Łucja, w sobie tylko znany sposób, stworzyła miejsce, w którym te najgłębiej upośledzone sieroty i podrzutki czuły się szczęśliwe, otoczone opieką i kochane. Czego zwykle nie dawali im nawet najbliżsi. Dla mnie wizyty w Piszkowicach, u s. Łucji, były jednymi z najpiękniejszych doświadczeń w dorosłym życiu. Dzięki nim przypominałem sobie, dlaczego warto. I co jest najważniejsze.

MARCIN GUTOWSKI, przyjaciel s. Łucji

Do samego końca przekazywała mi swoisty testament, wskazywała osoby, powierzała je pod moją opiekę, prosiła o pamięć o nich. Do samego końca przytaczała też zabawne powiedzonko: „Zakonnica musi być człowiekiem, bo inaczej to i na kołku habit można zawiesić, tylko że kołek przez to, że w habit ubrany, nie stanie się zakonnicą”.

HENRYKA SZCZEPANOWSKA

Fragmenty wspomnień o s. Łucji z oficjalnej strony Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej: https://generalato.com/