Nekrolatria i Stary Testament

Śmierć jest jedną z trzech konsekwencji rajskiego upadku
zwycięstwo nad śmiercią jest natomiast momentem
odkupienia całej ludzkości.
Z punktu widzenia chrześcijaństwa śmierć
nie wydaje się jednak nieprzekraczalną granicą
pomiędzy tym a przyszłym światem.

ANNA RAMBIERT-KWAŚNIEWSKA

Wrocław

Saul i wiedźma z Endor, Jacob Cornelisz, olej na płótnie, 1526.
Rijksmuseum, Amsterdam.

Przed bitwą z Filistynami Saul, król Izraelitów, zasięgnął rady wróżki z Endor.
Usłyszał, że przegra. Tak też się stało. Nie chcąc zostać zabitym przez Filistynów,
król rzucił się na miecz. Jego samobójstwo (w środkowym polu) jest
ostrzeżeniem przed czarami

RIJKSMUSEUM.NL/CLASSIC.EUROPEANA.EU LIC. CC

Zapowiadane powszechne zmartwychwstanie, którego oczekiwano już w początkach Kościoła, sugeruje, że istnieje nawet droga powrotu – choć do nieco odmiennego stanu ciała, ale jednak. Gdy mowa o bardzo szeroko pojętej współczesności (mam tu na myśli jej zakres biblijny pomiędzy działalnością Jezusa a Jego paruzją) i przeżywanych w niej doświadczeniach herosów wiary, śmierci jako doświadczeniu ostatecznemu kłam zadają również ich spotkania z duszami czyśćcowymi, których wiele już opisano. Istnieje także wiele wizji tego, w jakim stanie znajduje się człowiek po śmierci – a wyobrażenia na ten temat ewoluują wraz z kulturą.
Ale, ad rem. Czy w związku z niepewnością tego, czego my, żyjący, możemy spodziewać się po śmierci, nie należałoby zmarłym oddawać znaczniejszej czci niż tylko ta, która ogranicza się do modlitw o poprawienie ich kondycji po śmierci, porządkowania, nawiedzania miejsc pochówku i serdecznej o nich pamięci? Wszak w wielu religiach po dziś dzień tzw. nekrolatria ma się bardzo dobrze.
Nekro-latria
Te dwa słowa z pewnością nie pobrzmiewają nam obco. Nekros wskazuje na zmarłego, człon latria natomiast, per analogiam choćby z monolatrią (czczenie jednego boga przy nienegowaniu istnienia innych bóstw), jest formą służby, ale powiązanej raczej z kultem niż zwykłą opieką nad doczesnymi szczątkami. Słusznie praktyki nekrolatryczne kojarzą się z religiami niechrześcijańskimi (buddyzmem, hinduizmem, religiami plemiennymi), choć niektórzy dostrzegą jej elementy również w naszym Dniu Zadusznym.
I choć nekrolatrii nie należy w całości utożsamiać z kultem przodków, ten jest z pewnością jej najpowszechniejszą odmianą, tylko z pozoru wydającą się niewinną praktyką (aczkolwiek wywodzi się on w prostej linii z wiary w życie pozagrobowe – a to jest w pełni zgodne z wiarą chrześcijan). Problem tkwi jednak w tym, że w nekrolatrii od pośmiertnej kondycji protoplastów, ich samopoczucia (czy najedzenia!) w zaświatach zależeć ma jakość życia członków rodziny wciąż stąpających po ziemi! I choć ten pogląd wydaje się dość prymitywny i pradawny, Stary Testament, który sięga w głąb historii (nawet do X w. przed Chr.) do czasów wydawałoby się na płaszczyźnie religijnej równie prymitywnych i pradawnych, dość jednoznacznie rozprawia się z takimi praktykami. Trudno jednak pominąć fakt, że idea „łączenia się z przodkami” tekstom biblijnym jest bardzo bliska (np. Rdz 24, 17; Pwt 32, 50; 1 Krl 11, 43 itd.), ale niegenerująca żadnych kultycznych zobowiązań względem zmarłych.
Nie wolno wam!
Tymi słowy wprowadza się jeden z przepisów Tory, który informuje: „Nie będziecie się zwracać do wywołujących duchy ani do wróżbitów.

Nie będziecie zasięgać ich rady, aby nie splugawić się przez nich. Ja jestem Pan, Bóg wasz!” (Kpł 19, 31). Zwłaszcza ostatni manifest ukazuje, w czym tkwi kłopot.
Bóg podkreśla, że jest jedynym Panem Izraela, a to oznacza, że nie mogą oni podejmować żadnych prób komunikowania się ze zmarłymi, ponieważ jest to forma… bałwochwalstwa. Podejmowanie takich prób świadczy o tym, że zmarłego uważa się za istotę wiedzącą i możną, a stąd już krótka droga do nadania mu atrybutów boskich.
Z takimi więc, którzy podejmują takie próby, Prawo nakazuje obchodzić się bardzo brutalnie: „będą ukarani śmiercią. Kamieniami zabijecie ich.
Sami ściągnęli śmierć na siebie” (Kpł 20, 27). Nieco łaskawiej – przynajmniej fizycznie – obchodzi się z takimi osobami kodeks zwany deuteronomistycznym, który za przejawy kultu zmarłych grozi „jedynie” wypędzeniem sprzed oblicza Jahwe (Pwt 18, 12). Zakazy te nie straciły na aktualności (jakkolwiek nie są dziś oczywiście tak brutalnie karane), a mimo to wielu chrześcijan wciąż praktykuje modlitwę DO zmarłych.
Pamiętajmy jednak, że jedynym, ku któremu należy kierować modlitwy, jest Bóg – zmarły, o ile odszedł w opinii świętości, może jedynie przysłużyć się swoim wstawiennictwem, dlatego nie modlimy się DO świętych, ale za ich życzliwym wstawiennictwem. W ten sposób unikniemy błędów potępianych już od czasów Tory.
Przeniewierstwo
Cudowne zaistnienie Prawa nie zabezpieczało przed próbami jego łamania. Chyba najlepiej znaną i opłakaną w skutki była podjęta przez pierwszego króla Izraela (choć współcześni historycy uważają go jedynie za władcę beniaminitów), Saula, próba nawiązania kontaktu ze zmarłym prorokiem Samuelem.
Był to ruch o tyle zaskakujący, że „Saul usunął wróżbitów i czarnoksiężników z kraju” (1 Sm 28, 3). Co nim kierowało? Oczywiście strach, który nie opuszczał króla po grzechu przeciw Bogu, tym razem na widok wielkiej liczby Filistynów. Trudno się królowi dziwić, skoro Pan milczał. Dziwi jednak fakt, że zamiast wrócić na ścieżkę wierności, Saul coraz bardziej pogrążał się w grzechu, prosząc o sprowadzenie wróżki z Endor. Los króla został ostatecznie przesądzony i choć to nie wywołanie ducha Samuela stało się przysłowiową „kropką nad i”, z pewnością było jedną z przyczyn smutnego losu Saula, którego następnego dnia powalił nieprzyjaciel.
Jaki z tego wniosek? Taki, że zmarłych nie należy ani czcić, ani się ich radzić, ale przede wszystkim się za nich modlić. Z prawdziwości tego twierdzenia zdawał sobie sprawę już greckojęzyczny autor Drugiej Księgi Machabejskiej (12, 38-45), datowanej przecież na II w. przed Chr. Tym bardziej prawda ta powinna zostać uznana przez każdego chrześcijanina żyjącego dziś, ponad dwadzieścia dwa wieki później.