MAŁŻEŃSTWO (NIE)DOSKONAŁE

Tak, tak…

Ten 37. werset 5. rozdziału Mateuszowej Ewangelii wydawał się w dzieciństwie jakiś tajemniczy
i niejasny mimo prostoty swego przekazu. Przychodziło skojarzenie z potakiwaniem na zadane
przez rodziców pytanie o odrobione lekcje – „Tak, tak, zrobiłem…”.  Dorosłe życie, a w szczególności
stan małżeński pozwala się nieco przybliżyć do pojęcia i przyjęcia zadania zawartego w tym prostym poleceniu.

AMELIA I DOMINIK GOLEMOWIE

Zajęcia z dziećmi w Salezjańskiej
Szkole Podstawowej

ZDJĘCIE WWW.SALEZ-WROC.PL

Wypełnienie tych słów, zwłaszcza we współczesnym świecie zdominowanym przez tzw. poprawność, staje się często nie lada wyzwaniem.
Zaczęło się od TAK
To maleńkie słowo jest jak ziarenko, jak fundament pod wielką budowę. To praktycznie od tego TAK wypowiadanego przez młodą kobietę, przyjmującą oświadczyny zakochanego młodzieńca, rozpoczyna się jakaś nowa historia, zalążek nowej rodziny. Jeżeli to TAK zostaje potwierdzone potem przed ołtarzem i uświęcone sakramentem, oznacza to, że ów zasiew się przyjął. Doskonale zachowaliśmy w pamięci to drżenie serca, z którym było pomiędzy nami wypowiadane przed 23 latami to pytanie i potem twierdząca odpowiedź. Krótko potem powtórzone ponownie wobec naszych rodzin te słowa podczas uroczystych zaręczyn to dzień, który świętujemy co roku z takim samym przejęciem jak kolejne rocznice ślubu. Podpowiedzią nam są w tym pierwsi błogosławieni małżonkowie w dziejach kościoła, Maria i Alojzy (Luigi) Beltrame-Quattrocchi.
W swych wspomnieniach zaznaczają wyraźnie, że moment przyjęcia oświadczyn i zaręczyny stały się dla nich w pewnym sensie nawet bardziej znaczącym początkiem ich wspólnego życia niż moment ślubu. Choć czas narzeczeństwa nie obdarza jeszcze dwojga młodych pełnią wspólnego życia, podobnie jak klerykat przed kapłaństwem, to na poziomie zwerbalizowanej decyzji coś niezwykle ważnego już się dokonało. Tak, słowo TAK ma sprawczą moc, sprawcze działanie oraz pociąga bardzo konkretne konsekwencje. Nie inaczej było z przyjęciem zwiastowania anielskiego przez Maryję. Ten moment dał początek życiu Pana Jezusa. Waga słowa TAK, jego wartość i moc jest jednak tylko wtedy pełna, jeżeli jest samo, czyste, bez obciążeń zawahania, stawiania warunków, powątpiewania.

Kolejne TAK
Pan Bóg, głosem kapłana, stawia nam potem kolejne pytania, kiedy już stajemy przed ołtarzem, aby uświęcić nasze TAK. – „Czy chcecie przyjąć i po katolicku wychować dzieci, którymi Bóg was obdarzy?” I znowu odpowiadamy naszym TAK. Ta prosta odpowiedź w tym momencie niesie za sobą potężną odpowiedzialność. Mówiąc w tym momencie TAK, stawiamy jednocześnie nasze jednoznaczne NIE aborcji, antykoncepcji, relatywizmowi w wychowaniu, a przyjmujemy zobowiązanie, aby Miłość Bożą oraz miłość do Pana Boga naszym dzieciom przekazać. Rozpoczynamy już w tym momencie dzieło wychowywania w Prawdzie naszych dzieci, które dopiero potem pojawią się w naszym życiu.
Jeżeli kiedyś przed ołtarzem powiedzieliśmy TAK, to naturalną konsekwencją tego jednego słowa jest nasze zobowiązanie do codziennego dawania świadectwa naszym dzieciom. Świadectwa przejawiającego się zwykłą codziennością – wspólną małżeńską oraz potem rodzinną modlitwą, życiem sakramentami, mówieniem prawdy, mówieniem: tak, tak, nie, nie…
Pan Bóg, tym razem głosem dzieci, znowu stawia nam pytania, na które oczekuje naszych jednoznacznych odpowiedzi.
Nasz syn, będąc kilkuletnim chłopcem, zadał podczas rodzinnego imieninowego przyjęcia pytanie, czy to źle, że ciocia pali papierosy (wspomniana ciocia stała tuż obok). Zadbanie o jej komfort i dobrą atmosferę wymagałoby użycia odpowiedzi wymijającej bądź relatywizującej, że np. „jeden papieros czasami to nic złego…”, albo co najmniej przemilczenia. Jednak nasza mowa winna być: „tak, tak, nie, nie…”, nawet jeżeli potem może być niewygodnie.