PIOTR SUTOWICZ

Wrocław

Kto kogo wybrał?

Polityka jest trudną dziedziną do komentowania pewnie dlatego, że łatwo w niej o emocje. Do tego są one jakieś takie… dziwne. W końcu inne, np. te sportowe, też są, ale szybko opadają. W czasie wakacji wybieraliśmy Prezydenta Polski, a przynajmniej tak mi się wydawało. Niektóre media i ich komentatorzy szybko jednak zajęli się wyprowadzaniem mnie z błędu. Najpierw informowano mnie, że źle jest, że wyboru dokonują osoby słabo wykształcone, mieszkające na wsi, a do tego stare. Potem wyczytałem, że osoby te wybrały… Dudę, czyli co?

Używając bardziej filozoficznego języka, trzeba by powiedzieć, że urząd prezydenta jest ideą istniejąca gdzieś tam w platońskich światach wyobrażonych, a tu na ziemi wśród nas istnieje jakaś wybrana przez emerytów „Duda”. Do tego część komentatorów zaczęła ów wybór kontestować i namawiać do jego odrzucenia. Bez wątpienia świadczy to o głębokim kryzysie elit albo grup, które się za owe elity uważają. Nie jestem wyznawcą religii zwanej demokracją, wierzę w Boga, jestem członkiem Kościoła katolickiego, którego nauczania słucham, i tyle. Jako historyk wiem, że istniały w dziejach, współcześnie też bywają, różne sposoby wyłaniania elit politycznych. Jednym z nich jest metoda demokratyczna. Jej używanie czasami mnie irytuje, nie widzę bowiem powodu, by pytać społeczeństwo w kwestii jego zgody na aborcję czy eutanazję, bo nadużyciem wydaje mi się pytanie o to, czy ktoś inny ma prawo do życia. Niemniej wybory są naszą rzeczywistością, a że ze względu na dużą dozę manipulacji politycznych używanych w propagandzie coraz bardziej ułomną, możemy sobie jedynie ponarzekać, i tyle. Wracając do meritum, miniona kampania była szczególnie zawzięta, a jej koniec i czas bezpośrednio po niej niepokoją. Osoba wybrana na tę funkcję może się podobać albo nie. Każdy ma prawo mieć w tym względzie swoją opinię. Każdemu wolno też wyrażać swoje zdanie publicznie, jeśli ma taką potrzebę lub uważa, że sprawa jest naprawdę ważna. Sam zamierzam z takiego prawa korzystać, jednak jedną z granic owej wolności wypowiedzi powinna być kwestia języka. Jeżeli w życie publiczne wkraczają wulgaryzmy i zwroty obraźliwe, to tym samym zaczynamy je akceptować w relacjach międzyludzkich. Drugą kwestią jest agresja, jaka ogarnęła masy społeczne poddane politycznej propagandzie. Jeżeli za wrogów uznamy członków naszego społeczeństwa, to nigdzie nie dojdziemy. Musimy zachowywać się dojrzale, by nie okazało się, że nie zasługujemy jako państwo na podmiotowość.

A tak w ogóle warto przypomnieć: społeczeństwo wybrało prezydenta, który z założenia „jest najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej Polskiej i gwarantem ciągłości władzy państwowej”. Dopóki nie sprzeniewierzy się temu zapisowi konstytucji, powinniśmy wszyscy ten wybór szanować, a jako katolicy powinniśmy modlić się o światło Ducha Świętego dla niego.