Katecheza rodzi się z wiary i służy wierze

O współczesnej katechezie w szkole
z ks. dr. Markiem Korgulem,
sekretarzem Komisji
Wychowania Katolickiego
Konferencji Episkopatu Polski,
rozmawia

KS. ŁUKASZ ROMAŃCZUK

„Niedziela”

Zadaniem katechezy jest wychowanie w wierze,
a także przekaz rzetelnej wiedzy religijnej

HENRYK PRZONDZIONO/FOTO GOŚĆ

Ks. Łukasz Romańczuk: Od połowy ubiegłego roku szkolnego uczniowie mieli zdalne nauczanie. Jak wyglądała wtedy katecheza? Czy ten nowy rodzaj nauczania sprawił kłopoty katechetom?
Ks. dr Marek Korgul: Mimo że katecheza jest w polskiej szkole od 30 lat, do tej pory nigdy nie spotkaliśmy się z sytuacją, jaka ma miejsce od marca tego roku. Zamknięcie szkół i zdalne nauczanie stanowiło dla katechetów, podobnie jak dla nauczycieli innych przedmiotów, niezwykłe wyzwanie. Na szczęście wszyscy mamy już do dyspozycji współczesne środki komunikowania się na odległość.
Zgodnie z sugestiami MEN, wynikającymi najpierw ze stanu zagrożenia epidemicznego, a następnie ze stanu pandemii, katecheci podjęli wyzwanie i musieli przystosować się do zaistniałych warunków. Katecheza przybrała więc formę nauczania na odległość, tzw. zdalnego nauczania. Technicznie katecheci poradzili sobie z tym całkiem nieźle, tym bardziej że w szkołach już wcześniej korzystali z narzędzi multimedialnych służących zarówno do przekazu informacji, wiadomości, jak i do komunikowania się czy to z rodzicami, czy z uczniami. Przygotowywali więc materiały, które udostępniali uczniom drogą elektroniczną (e-mail lub poprzez różne tzw. media społecznościowe).
Te internetowe i mobilne technologie wykorzystywali, by przekształcić komunikację w interaktywny dialog. Z tego, co wiem, katecheci zaczęli jeszcze bardziej ze sobą współpracować i dzielić się z innymi przygotowanymi przez siebie materiałami.
W zależności od możliwości technicznych (katechety i uczniów) i od wieku uczniów prowadzili więc fora dyskusyjne, podejmowali rozmowy – tzw. czat internetowy, komunikowali się poprzez komunikatory. Zgodnie mówią jednak, że tym, co sprawiało im największą trudność, była nie tylko potrzeba większej ilości czasu na przygotowanie materiałów (wbrew pozorom!), ale brak bezpośredniego kontaktu z uczniami. Nauczanie na odległość, choćby najlepsze, jest trochę „sztuczne” i nigdy nie zastąpi spontanicznie tworzonej podczas zajęć atmosfery i rozmowy. Najważniejsze, że katechezę w ogóle można było prowadzić, a sytuację, jaka nas spotkała, katecheci potraktowali z jednej strony jako wyzwanie, z drugiej zaś był to dla nich czas na zdobycie cennych doświadczeń, które z pewnością w przyszłości wykorzystają.

Pierwszego września rozpoczął się nowy rok szkolny. Wielu uczniów weźmie udział w katechezie, jednak jest też grono uczniów, którzy nie będą chcieli na nią uczęszczać. Co może być powodem wypisania się z lekcji religii i jak zachęcić takich uczniów do powrotu na katechezę?
Oczywiście nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie jednym zdaniem, ani wskazać na jedną czy dwie przyczyny. Przyczyną są zarówno ludzie, jak i aktualna sytuacja. Krótko mówiąc, sytuacja, jakiej obecnie doświadczamy (osłabienie wiary, mniejsza frekwencja na niedzielnej Eucharystii i innych nabożeństwach, powolny spadek uczestników katechezy – zarówno szkolnej, jak i parafialnej) z jednej strony jest efektem dotychczasowych działań Kościoła (zbieramy owoce wcześniejszych działań), a z drugiej wypadkową złożonych procesów społeczno-kulturowych, jakie dokonują się nie tylko w Polsce, ale także w Europie i na świecie.
Mówiąc o działaniach Kościoła, mam na myśli jakość wcześniejszej katechezy parafialnej (rodzice dzisiejszych uczniów byli przecież kiedyś uczestnikami katechezy – a więc tak zostali uformowani), a także oddziaływanie katechetów na uczniów w szkole w ciągu minionych 30 lat i obecnie.
Katecheta to „główne ogniwo” w dziedzinie ukazywania uczniom wartości religii, więzi z Chrystusem, piękna i potrzeby chrześcijaństwa w codziennym życiu. Katecheci mają możliwość bezpośredniego oddziaływania na uczniów dwa razy w tygodniu po 45 minut. Ważne jest to, że choć wielu uczniów nie uczestniczy regularnie w niedzielnej i świątecznej Eucharystii, bierze udział w szkolnej katechezie. To ogromna szansa ewangelizacyjna i nieustanne wyzwanie.
Ze strony katechety ważne jest zarówno świadectwo jego życia (postępowanie zgodne z tym, czego naucza), jak i sposób prowadzenia zajęć (nie może być nudny, monologiczny, niezrozumiały).
To ogromna odpowiedzialność, wyzwanie i konieczność profesjonalnego przygotowania się do prowadzenia zajęć, by nie zmarnować ani jednej godziny. Katecheci muszą nieustannie się dokształcać. Oczywiście różnie to wygląda w przypadku różnych katechetów.
Są katecheci, którzy mają stuprocentową frekwencję, są tacy, u których jest z tym gorzej. Zawsze trzeba pytać „dlaczego”, dokonywać autorefleksji, korzystać z pomocy, życzliwych podpowiedzi różnych ludzi.

Katecheta dobiera metody nauczania odpowiednie do wieku uczniów

HENRYK PRZONDZIONO/FOTO GOŚĆ

Nie można jednak na tym zakończyć, bo nawet najlepszy katecheta, mimo najlepszych starań, nie jest w stanie osiągnąć celu katechezy, jakim jest doprowadzenie uczniów do komunii z Chrystusem, jeśli nie ma on wsparcia ze strony rodziców, którzy są przecież pierwszymi, naturalnymi i dlatego najważniejszymi katechetami.
Mówimy o katechezie rodzinnej. To osobny temat – „temat rzeka”, chciałoby się powiedzieć. Odnoszę wrażenie, że z chwilą powrotu nauczania religii do szkół rodzice, którzy do tej pory dbali o religijne wychowanie dzieci i pilnowali, by brały udział w katechezie w parafii, od 1990 r. mówią sobie: katecheza jest w szkole, nie musimy się już o nic martwić – katecheci są od tego.
To poważny błąd. A jeszcze gorzej jest, gdy katecheta w szkole mówi dziecku, jak być powinno w życiu chrześcijanina, a w domu słyszy, że nie musi sobie aż tak bardzo tego brać do serca, lub spotyka się z antyprzykładem ze strony rodziców (kiedyś uczestników katechezy!). Można zauważyć, że wielu katolickich rodziców nie potrafi rozmawiać na temat religii, wiary czy Kościoła ze swoimi dziećmi, zachęcić je, przekonać do pójścia ma Mszę św. czy na katechezę. Są tacy, którzy zamiast rozmowy nakazują lub przymuszają. I bywa, że skutek jest odwrotny albo przynajmniej krótkotrwały.
Ostatnia sprawa, która ma duży wpływ na udział uczniów w szkolnej katechezie, to aktualna sytuacja i dynamiczne przemiany społeczno-kulturowe, jakie dokonują się na naszych oczach zwłaszcza w ostatnim czasie.
Prowadzą one do zmiany mentalności ludzi, przekonania, że Bóg nie jest człowiekowi do niczego potrzebny, że religia jest ciężarem i przeszkadza człowiekowi być wolnym. Po co więc bierzmowanie, ślub kościelny itp.? Trwająca i nasilająca się nagonka na Kościół, inwazja groźnych ideologii, zwłaszcza neomarksistowskich, fałszywie pojęta tolerancja (wobec wszystkiego i wszystkich z wyjątkiem chrześcijan), szeroki dostęp do internetu i czerpanie zeń informacji o Kościele czy wierze przez ludzi, którzy nie mają żadnych doświadczeń ze wspólnotą – to wszystko nie sprzyja młodym ludziom w zainteresowaniu się wiarą i postępowaniu według jej zasad. Jak wspomniałem, to tylko niektóre refleksje na temat zainteresowania się uczniów katechezą.
Jak zachęcić do powrotu tych, którzy z jakichś powodów zrezygnowali? Katecheci, rodzice i duszpasterze powinni zastanowić się, dlaczego odeszli. Może skorzystać z podpowiedzi zatroskanych o uczniów wychowawców, którzy też mają swoje obserwacje.
Może skorzystać z uwag kierowanych do katechetów po wizytacjach, zastanowić się nad skutecznością swojej pracy? Na pewno jednak trzeba robić swoje: rodzice, duszpasterze i katecheci. Ci ostatni nie mogą bać się rozmów z uczniami, nawet jeśli nie są one łatwe – nie uciekać od problemów. Katecheza nie może być monologiem, musi być prowadzona w ciekawy sposób.
Koniecznie podczas katechezy uczniowie muszą dowiedzieć się, jaki jest związek przekazywanych treści z ich codziennym życiem. 

Muszą wiedzieć, że religia to nie teoria, której trzeba się nauczyć, ale życie według przykazań Bożych i zasad ewangelicznych, że to naśladowanie Chrystusa.
Jaką rolę powinna odgrywać katecheza szkolna?
Zdaniem św. Jana Pawła II katecheza rodzi się z wiary i służy wierze. Dlatego właśnie winna ona towarzyszyć całemu życiu każdego chrześcijanina, stosownie do różnych etapów jego życiowej drogi, do różnych zadań i obowiązków, do wielorakich sytuacji,
jakie się na tę drogę składają. Katecheza jest przede wszystkim wychowaniem w wierze dzieci, młodzieży i dorosłych, ale jest też przekazywaniem prawd katolickiej wiary.
Pierwszoplanową rolą katechezy jest zatem wychowanie w wierze (formacja chrześcijańska, kształtowanie postaw religijnych, którymi uczniowie powinni się kierować w swoim codziennym życiu), a także przekaz rzetelnej wiedzy religijnej. Zważywszy, że język teologiczny nie funkcjonuje dziś na co dzień i jest raczej niezrozumiały, katecheta musi go koniecznie dostosować i wyjaśniać prawdy religijne w zależności od wieku uczniów i ich możliwości. Czemu to wszystko ma służyć? Wskazuje na to św. Jan Paweł II w dokumencie poświęconym katechezie: „ostatecznym celem katechezy jest doprowadzić kogoś nie tylko do spotkania z Jezusem Chrystusem, ale do zjednoczenia, a nawet głębokiej z Nim zażyłości”. Dlatego wszystko, co robi katecheta, powinno prowadzić uczniów do pogłębienia (czasem nawet nawiązania) więzi – serdecznej i przyjacielskiej – z Chrystusem: do zażyłości.
Jakie cechy powinien mieć katecheta?
Przede wszystkim katecheta musi być człowiekiem wierzącym (i praktykującym!). Nie wystarczy wykształcenie. Ma to być świadek wiary i świadek Chrystusa. Jego życie musi być potwierdzeniem tego, czego naucza, do czego przekonuje i do czego zachęca.
Powinno być po nim widać, że chrześcijaństwo to dla niego radość, styl życia, fascynacja Chrystusem. Musi mieć powołanie, czyli poczucie misji – tego, że to co robi, jest ważne, potrzebne, że Bóg go potrzebuje. Czasem, niestety, mimo braku katechetów, jaki zaczynamy odczuwać, trzeba komuś odmówić zatrudnienia go jako katechety, nawet jeśli posiada odpowiednie wykształcenie teologiczne z przygotowaniem pedagogicznym, a chce tylko wykonywać zawód nauczyciela religii.
Oczywiście musi mieć określone kwalifikacje, a te zostały sprecyzowane w porozumieniu między Ministrem Edukacji Narodowej a Konferencją Episkopatu Polski. Podkreślam to, bo od czasu do czasu, zwłaszcza z ust przeciwników Kościoła i katechezy w szkole, padają zarzuty, że katecheci nie posiadają kwalifikacji (ukończyli „jakieś tam szkoły kościelne”). Muszą spełniać takie same wymogi, jak inni nauczyciele, mają takie same jak inni prawa i obowiązki, a wspólnota Kościoła oczekuje od nich nawet czegoś więcej. Z tego tytułu całej rzeszy katechetów, szczególnie na początku nowego roku szkolnego, należy się ogromne podziękowanie i szacunek.

Dlaczego wiele środowisk, zwłaszcza lewicowych, chce pozbyć się katechezy ze szkół?
Dobre pytanie. Wspomniałem wcześniej o napływie, a wręcz – co ostatnio obserwujemy – o agresywnym natarciu lewicowych i skrajnie liberalnych środowisk. Nie tylko w Polsce, ale w całej Europie i na świecie to, co robi Kościół, jest wciąż „solą w oku”, bo Kościół głosi niezmienną prawdę opartą na Objawieniu danym od Pana Boga. Nie chce się zgodzić na wykreślenie niektórych słów czy całych zdań z Pisma św., a zwłaszcza z Ewangelii tylko po to, by przypodobać się ludziom. Nie godzi się na dostosowanie swojej nauki (a przecież jest to nauka Chrystusa, której Kościół ma obowiązek strzec przed zafałszowaniami) do dzisiejszych czasów.
Dlatego przykleja się Kościołowi „łatki” – stereotypy: konserwatywny, niedzisiejszy, niemodny, zacofany itp. Przywracając nauczanie religii w polskich szkołach, w instrukcji MEN stwierdzono, że „katechizacja dzieci i młodzieży niesie ze sobą podstawowe wartości etyczne i moralne w procesie wychowania. Z tego powodu uznano za niezbędne, by państwowe placówki oświatowe zapewniły możliwość pobierania nauki religii przez wszystkich uczniów, których rodzice wyrażają takie życzenie”. Czy coś się w tym względzie zmieniło? Kiedyś było dobre i pomocne, a teraz ma być złe? Spotykam przy różnych okazjach wielu dyrektorów szkół, którzy bardzo cenią sobie pracę wykonywaną przez katechetów i są im wdzięczni za wspomaganie szkoły w procesie wychowawczym, jaki podejmuje szkoła wraz z rodzicami. O co zatem chodzi przeciwnikom? O względy ideologiczne (od czasów słusznie minionych nic się w tym względzie przecież nie zmieniło).
Jest takie powiedzenie: „jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o…” (wiadomo, o co). Chodzi o to, że Kościół przeszkadza niektórym środowiskom, bo oni głoszą i chcą wszystkim narzucić inne poglądy. Otrzymują na to niemałe pieniądze – także z zagranicy – w celu uciszenia Kościoła, osłabienia jego wpływu na młode pokolenie, zniszczenia jego autorytetu. Bo według nich wiara to sprawa prywatna, a ponad 1050-letnia tradycja chrześcijańska i korzenie, z których wyrastamy – kompletnie się nie liczą. Po prostu idzie nowe, w ich rozumieniu, i trzeba ludzi do tego przyzwyczaić. Chciałoby się ich zapytać, czy na tym polega tolerancja?

I przy okazji kolejny raz przypomnieć: szkoła nie jest laicka, nie jest świecka czy ateistyczna (bo to oznacza już określoną orientację ideologiczną), ale jest publiczna, państwowa, należy do społeczeństwa, jest po prostu nasza. A większość społeczeństwa jest katolicka, uczą się w niej też uczniowie innych wyznań i religii. Nie można udawać, że się tego nie widzi.
I jeszcze jedno: coraz częściej zajęcia z religii są umieszczane albo na bardzo wczesnych, albo na bardzo późnych godzinach lekcyjnych. To poważny powód, dla którego uczniowie nie biorą w nich udziału – zwłaszcza dojeżdżający z innych miejscowości.
Wiem, że powodem nieuczestniczenia w szkolnej katechezie jest też możliwość wyboru „niczego”, czyli ani religii, ani etyki. Stąd może trzeba, aby władze państwowe ponownie poważnie rozważyły proponowaną już od dawna możliwość obowiązkowego udziału uczniów w zajęciach o charakterze etyczno-moralnym. Dla uczniów wierzących obowiązkowy byłby wówczas udział w zajęciach z religii (oczywiście na życzenie rodziców lub pełnoletnich uczniów – jak obecnie), a dla pozostałych – obowiązkowa etyka.
Nie da się ukryć, że wielu ludzi wybiera to, co łatwiejsze: skoro więc można na nic nie chodzić i mieć więcej czasu, to dlaczego nie skorzystać z takiej możliwości? Dla społeczeństwa byłby to poważny sygnał ze strony państwa: ważny jest nie tylko dobrobyt i wykształcenie, ale przede wszystkim to, jakim się jest człowiekiem, jak się postępuje, jakimi zasadami się w życiu kieruje. Etyka i moralność to sprawy zasadnicze. Zależy nam na tym, by ludzie kończący szkołę byli nie tylko wykształceni, ale przede wszystkim dobrzy.
Podsumowując, mimo tych różnych perturbacji musimy robić swoje w myśl zasady, że prawda obroni się sama. Katecheci muszą swoją rzetelną posługą nadal bronić wartości katechezy i jej obecności w szkole, w której nie może być wychowania w duchu ateistycznym (bo nie takie jest polskie społeczeństwo). Wychowanie musi być integralne, a zatem w łączności z tym wszystkim, co dla nas Polaków przez całe wieki było, jest i pozostanie wartościowe, co nas łączyło i podnosiło z upadków. Potrzeba do tego dobrych katechetów, ale wydaje się, że muszą się także obudzić rodzice i bardziej przejąć się przyrzeczeniami złożonymi wobec wspólnoty Kościoła, gdy przynieśli swoje dziecko do chrztu.
Muszą stać się nie tylko jeszcze bliższymi sprzymierzeńcami katechetów i duszpasterzy, ale także ich współpracownikami.