Solidarność po wrocławsku

Mija 40 lat od pamiętnego sierpnia 1980 r., który zatrzymał całą Polskę w strajkowym proteście,
a następnie – po podpisaniu porozumień gdańskich – dał potężny zastrzyk nadziei, który zaowocował
najpierw powstaniem niezależnego od władzy związku zawodowego „Solidarność”,
a w kolejnych latach stał się początkiem upadku komunizmu w Europie Środkowej.

ANDRZEJ JERIE

Centrum Historii Zajezdnia

Wjazd do Zajezdni zastawiony został autobusem z portretem
Jana Pawła II, hasłem 21× TAK i napisem „Solidarność”

ZDJĘCIA WIESŁAW DĘBICKI/ARCH. OŚRODKA „PAMIĘĆ I PRZYSZŁOŚĆ”

Z perspektywy czterech dekad widać coraz wyraźniej, że to co stało się w sierpniu 1980 r., będzie prawdopodobnie oceniane jako jedno z najważniejszych wydarzeń w historii Polski.
Wrocławski strajk solidarnościowy
Strajk we Wrocławiu, który miał swój początek i centrum w zajezdni przy ul. Grabiszyńskiej, a następnie rozlał się szybko na miasto i region, miał niebagatelne znaczenie dla przebiegu sierpniowego buntu w skali całej Polski. 26 sierpnia 1980 r. przed godz. 6 rano Tomasz Surowiec z bratem Bohdanem Jetzem odczytali kierowcom 21 postulatów gdańskich, a następnie, po poparciu przez większość propozycji strajku, zablokowali dwoma autobusami bramę do Zajezdni nr VII. Stanęła komunikacja miejska.

Mimo cenzury i blokady informacyjnej już po kilku godzinach cały Wrocław wiedział, że „zaczęło się”. Do strajku przyłączały się kolejne zakłady pracy, a ich przedstawiciele meldowali się w zajezdni przy ul. Grabiszyńskiej.
Szybko powstał, wzorowany na gdańskim, Międzyzakładowy Komitet Strajkowy. Na jego czele stanął kierowca MPK Jerzy Piórkowski. W zajezdni już przed południem pierwszego dnia strajku pojawili się opozycjoniści ze Studenckiego Komitetu Solidarności, Klubu Samoobrony Społecznej i innych organizacji niezależnych. Wspierali strajkujących przede wszystkim umiejętnościami poligraficznymi i redakcyjnymi, ale także służyli radą, kontaktami i buntowniczym doświadczeniem.

Pod bramą Zajezdni nr VII przy ul. Grabiszyńskiej przez cały czas
trwania strajku gromadzili się wrocławianie

Tego samego dnia na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR zebrani uznali, że skala protestu jest tak duża, że nie da się jej już powstrzymać i trzeba zgodzić się na postulaty strajkujących. Czy solidarnościowy gest Wrocławia przeważył? Pewnie nigdy się tego nie dowiemy.
„Oni nie są i nie będą sami”
Słowo „solidarność” było w tych dniach w stolicy Dolnego Śląska odmieniane przez wszystkie przypadki.
„Solidaryzujemy się z Wybrzeżem”, „Załoga pracując solidaryzuje się ze strajkującymi w słusznej sprawie”, głosiły transparenty i ulotki. I nie były to puste słowa.

Wrocławski strajk miał solidarnościowy charakter przede wszystkim dlatego, że przyjął za swoje postulaty gdańskie, rezygnując jednocześnie z wysuwania własnych, ale także dlatego, że od początku twardo stawiał sprawę zakończenia strajku – wrócimy do pracy dopiero wtedy, kiedy zobaczymy potwierdzoną za zgodność z oryginałem kopię podpisanych porozumień przywiezioną przez naszych przedstawicieli z Gdańska. Tak realizowało się proste hasło kolportowane przez Kornela Morawieckiego i Jana Waszkiewicza w „Biuletynie Dolnośląskim” jeszcze przed wybuchem wrocławskiego strajku – „Oni nie są i nie będą sami”. 

Jerzy Piórkowski informuje protestujących o powrocie delegacji z Gdańska z podpisaną kopią porozumień
i ogłasza zakończenie strajku. Noc z 31 sierpnia na 1 września 1980 r.

Opozycjoniści mieli głębokie przekonanie, że trzeba zrobić wszystko, żeby nie powtórzyła się tragedia z grudnia 1970 r. A żeby tak się stało, nie można milczeć, nie można pozostawać obojętnym, nie można zostawić „ich” bez jakiegokolwiek gestu solidarności. Protest na Wybrzeżu trzeba poprzeć tak mocno, jak to jest możliwe. Dlatego zaraz po wybuchu strajku w Trójmieście na Wybrzeże, z zebranymi wśród znajomych pieniędzmi, pojechali Romuald i Helena Lazarowiczowie. Kiedy wrócili z plecakiem wypchanym ulotkami, postanowili, że trzeba zrobić wszystko, żeby strajk poprzeć także we Wrocławiu. Środowisko „Biuletynu Dolnośląskiego” drukowało i kolportowało ulotki dzień i noc. Żeby informować, wspierać, żeby „nie zostali sami”.
Samoograniczająca się rewolucja
Siłą sierpniowego protestu była właśnie solidarność. Stocznia strajkowała, solidaryzując się ze zwolnioną z pracy Anną Walentynowicz, a cała Polska strajkowała, solidaryzując się ze stocznią. Można powiedzieć, że sierpniowy strajk zrealizował w praktyce chrześcijańską koncepcję miłości bliźniego, którą można streścić w prostych słowach: „nie myślę tylko o sobie – działam, walczę, angażuję się dla innych, dla braci, dla bliźnich”.
Jeżeli mogę wziąć na siebie jakiś ciężar, to go biorę. Stąd też płynęła specyficznie rozumiana samoorganizacja i samoograniczenie. Bo była to walka bez przemocy i bez pragnienia zemsty.
Doświadczenia poznańskiego czerwca 1956 i grudnia 1970 r. na Wybrzeżu uczyły, że z demonstracji ulicznych i palenia komitetów nic dobrego wyjść nie może. Stąd koncepcja strajków okupacyjnych w zakładach pracy.
Zwycięstwo sierpniowej sprawy wydawało się tak kruche i nieprawdopodobne, że mimo masowego poparcia dla ruchu solidarnościowego nie doszło do żadnego przewrotu, rewolucji, przejęcia władzy. To była, jak mówimy dzisiaj, „samoograniczająca się rewolucja”.
Zmiana, która zachodziła przede wszystkim w głowach i sercach ludzi udręczonych przez ponad trzy dekady komunizmu. Socjalistyczna nowomowa z braterstwem klasy robotniczej, bratnią pomocą i tego typu wyświechtanymi sloganami została w naturalny sposób zastąpiona słowem „Solidarność”, która zrodziła się spontanicznie i była najprawdziwszym owocem tego, co dobre i piękne w naszym narodzie – gościnności, zdolności do poświęceń, wyrzeczeń i ofiary.
W sierpniu 1980 r. te nasze narodowe cechy nabrały szczególnego wymiaru. Były ziarnem, które wykiełkowało 10 lat później.
Warto do tamtych wydarzeń wracać, bo tego solidarnościowego ducha w trudnych czasach, w których żyjemy, bardzo nam dzisiaj potrzeba.

Autobus blokujący wjazd do Zajezdni z widocznym portretem
Jana Pawła II, hasłem 21× TAK i napisem „Solidarność”

1 września 1980 r. – kierowcy wracają
do pracy, z lewej Tomasz Surowiec

Ołtarz przygotowany do Mszy św. polowej dla strajkujących,
której przewodniczył ks. Stanisław Orzechowski