Pozostajemy solidarni

Inicjatywa upamiętnienia 40. rocznicy strajków sierpniowych
na łamach „Nowego Życia”, istotnego medium katolickiego w naszym regionie,
nie wynika z obowiązku „odfajkowania” rocznicy, ale z głębokiej potrzeby
serca i umysłu. Godne to zauważenia i docenienia.

KAZIMIERZ KIMSO

Przewodniczący Zarządu Regionu Dolny Śląsk
NSZZ „Solidarność”

Zajezdnia autobusowa nr VII przy ul. Grabiszyńskiej podczas strajku
w solidarności ze Stocznią Gdańską. Wrocław, sierpień 1980 r.

ARCHIWUM „GOŚCIA NIEDZIELNEGO”

Dziękuję za zaproszenie redakcji „Nowego Życia” do współudziału w tym święcie. Nie bez powodu w swojej refleksji odwołuję się do dwóch najważniejszych ośrodków ludzkiego działania – serca i umysłu.
Sierpniowy zryw to przykład, jak pozytywne mogą być tego efekty.
Kiedy wczesnym rankiem 26 sierpnia młody kierowca wrocławskiego Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji, Tomek Surowiec, zastawił autobusem wjazd do zajezdni przy ul. Grabiszyńskiej, kierował się i sercem, bo przecież nie wykalkulował sobie na chłodno, że jego gest pociągnie za sobą jak lawina kolejne zakłady do protestu wobec ówczesnej władzy. Jednak byłbym ostatni, który by ocenił to jedynie jako młodzieńczy, żywiołowy bunt. Młodzi robotnicy, którzy w 1980 r. przejęli stery działania w Zajezdni przy ul. Grabiszyńskiej, dokonali głębokiego namysłu, np. wybierając na przewodniczącego MKS Jerzego Piórkowskiego, człowieka dojrzałego i choć członka partii, to jednak osobę uczciwą i cieszącą się zaufaniem pracowników MPK.
Sierpień ’80
Słusznie Sierpień 1980 r. postrzegany jest jako jeden z kamieni milowych przybliżających wolną Polskę, ale ja chciałbym się skupić na jego innym aspekcie – walce o godność. Po 1944 r. w Polsce rządy przejęła ekipa, która wtłaczała w głowy kolejnym rocznikom peerelowskich szkół, że władzę w Polsce sprawuje „lud pracujący miast i wsi”. Ten cytat ze stalinowskiej konstytucji przyjętej w 1952 r. brzmiał jak szyderstwo z pracowników. Wszelkiego rodzaju braki – surowców, towarów – splatały się w potępieńczy węzeł z promocją cwaniactwa, kombinowania, czyli zwykłego złodziejstwa. Upodlenie pracownika, który aby coś otrzymać, musiał właśnie zakombinować, a najlepiej zapisać się do jedynie słusznej partii, było niebywałe.
Każdy kto swoje zawodowe życie rozpoczynał przed 1989 r., z pewnością potwierdzi tę opinię. A jednak to pierwsze pokolenie 20–30-latków, które dorastało w tej toksycznej atmosferze, potrafiło o tę godność zawalczyć. Strajk dotąd opisywany przez propagandę jako walka robotników gdzieś na zgniłym Zachodzie, stał się bronią polskiego pracownika w 1980 r. W kraju demokracji ludowej – lud zbuntował się przeciw władzy, która rzekomo sprawowała rządy w tegoż ludu imieniu.
Oto „robol”, jak pogardliwie nazywali pracowników przedstawiciele warstwy uprzywilejowanej, wykazał się niebywałą świadomością, gdy upomniał się o wyrzuconą z pracy suwnicową Annę Walentynowicz.

Tomasz Surowiec (na zdjęciu
z 2015 r.) i autobus, którym
zastawił wjazd do zajezdni przy
ul. Grabiszyńskiej, rozpoczynając
strajk popierający protest w Stoczni
Gdańskiej w sierpniu 1980 r.

Solidarny Wrocław
We Wrocławiu ten solidarnościowy strajk, w którym poparto sformułowane na Wybrzeżu 21 postulatów (bez formułowania dodatkowych, aby nie ułatwiać władzy rozgrywania przeciwko sobie robotników), miał jeszcze dodatkowy, fundamentalny aspekt dla naszej społeczności. Jeśli powszechnie uważa się, że pierwsza wizyta Jana Pawła II sprawiła, że „Polacy mogli się policzyć”, to z pewnością późniejszy o rok sierpniowy strajk w zajezdni sprawił, że policzyli się także reprezentanci 176 zakładów pracy, szpitali, uczelni i tłumy mieszkańców biorących udział w pamiętnej Mszy św. odprawianej przez ks. Stanisława Orzechowskiego. Policzyli się i zobaczyli, że już nie są zlepkiem różnych społeczności zza Buga, spod Wilna czy Kielc, ale wrocławianami. I to jest niejako „uboczny efekt” sierpniowego strajku w zajezdni. Podkreślmy to mocno, od tego momentu Wrocław zyskuje unikatową tożsamość!

Poświęcenie sali im. ks. Jerzego Popiełuszki w siedzibie dolnośląskiej
Solidarności. Na zdjęciu: Abp Józef Kupny, Kazimierz Kimso (w środku)
oraz rodzina błogosławionego. Wrocław, 19 października 2015 r.

MACIEJ RAJFUR/FOTO GOŚĆ

Trudna droga do zwycięstwa (1980–1989)
Z tych wszystkich powodów boli mnie, gdy ktoś, licząc na niewiedzę odbiorcy albo kierując się nieczystymi intencjami, powtarza propagandowe, rodem z minionej epoki stwierdzenia, że ludzie wtedy protestowali z czysto przyziemnych powodów. Tak, nie było mięsa, ale polski robotnik żądał czegoś więcej – szacunku i uznania, godnej płacy i godziwych warunków pracy.
Wystarczy spojrzeć na kolejne lata – karnawał Solidarności zakończony stanem wojennym i lata podziemnej walki zakończone ponowną rejestracją Związku i wyborami 4 czerwca 1989 r.
Współczesna Solidarność
Dzisiejszy dzień Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność” to zwykła działalność na rzecz ludzi pracy. W zmienionych gospodarczo warunkach nasi członkowie w swoich zakładach pracy starają się o polepszenie bytu pracownika. Spotykają się w naszym Związku działacze, tak jak ja, pamiętający czas heroicznych zmagań „z komuną” oraz młodsi, dla których 1980 r. to niemal taka sama historyczna data jak bitwa pod Wiedniem.
Łączy nas jednak oprócz szlachetnego dziedzictwa ta sama pasja i niezgoda na krzywdę pracownika.
Tak było choćby w ostatnich latach, gdy nieprawdopodobnym wysiłkiem mobilizacyjnym udało nam się zebrać ogromną liczbę podpisów pod projektem referendum na rzecz obniżenia wieku emerytalnego.
Przypomnę tylko, że poprzedni rząd PO–PSL bez zapowiedzi wprowadził tę reformę w 2011 r., która uderzała szczególnie w kobiety, którym wydłużono czas pracy o 7 lat! Wprawdzie nasz projekt referendum został przez ówczesny Sejm wyrzucony do kosza, jednak energia społeczna, jaka się wówczas uwolniła, doprowadziła do zmiany władzy i w konsekwencji do powrotu wieku emerytalnego jak przed reformą.
Owszem, słyszymy „rady”, że Solidarność była dobra w latach 80., ale teraz najlepiej zwinąć sztandary do muzeum. Podobno najlepiej by było, aby Związek nie mieszał się do polityki.

Także we własnym gronie często dochodzi u nas do zażartych dyskusji dotyczących stopnia zaangażowania Solidarności w działania służące realizacji statutowych celów. Czy jednak przywołana przeze mnie kwestia wieku emerytalnego zostałaby rozwiązana bez udziału władz wybieranych w wolnych wyborach, o które walczyła Solidarność? Czy mielibyśmy jedynie szlachetnie protestować pod Sejmem i rozdawać ulotki, a potem dziwić się, że nas nie posłuchano?
To tylko jeden z przykładów naszej troski o dobro wspólne. Nieprzypadkowo używam tu pojęcia znanego z katolickiej nauki społecznej. Czasy się zmieniają, ale Solidarność jest wierna swoim korzeniom – nauczaniu papieża Jana Pawła II, prymasa Stefana Wyszyńskiego, błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki. Tak jak nauczał właśnie ks. Jerzy – wypowiadamy prawdę, nawet gdy inni milczą.
Jednak staramy się pokazać, że w XXI wieku możliwy jest związek zawodowy, który działa tak jak inne na całym świecie, a wyróżnia go choćby to, że prowadzi dialog nie tylko na ulicy czy przy negocjacyjnym stole. Obecny jest także ze swoim arcypasterzem w Henrykowie, uczestnicząc w Archidiecezjalnej Pielgrzymce Ludzi Pracy.
Wspólnie z naszym abp. Józefem Kupnym i przedstawicielami pracodawców, rzemieślników Solidarność integruje środowisko pracy na Dolnym Śląsku.
Obecny rok miał być w zamierzeniach rokiem świętowania jubileuszu 40-lecia NSZZ „Solidarność”. Niestety panująca od marca pandemia koronawirusa brutalnie zweryfikowała te plany. Nie oznacza to jednak, że pozostaliśmy zamknięci. Korzystając z kontaktów z pracodawcami, udało nam się wspomóc domy pomocy społecznej i placówki opiekuńcze jakże potrzebnymi środkami ochronnymi.
Ogłoszona przez nas zbiórka pieniędzy pozwoliła na zasilenie pokaźną kwotą kilku wrocławskich szpitali. To także przykład naszej umiejętności reagowania na bieżące potrzeby. Pozostajemy solidarni, bo nasza misja nadal trwa.