Warto…


przeczytać

Saga Niziołków

Wkrótce lato, więc oferta będzie wakacyjna. Wakacje (łac. vacatio, tj. „uwolnienie”) obligują mnie do zarekomendowania czegoś beztroskiego i sielskiego, a więc w tym numerze Małgorzata Klunder i jej trylogia Niziołkowie z ulicy Pamiątkowej (Wydawnictwo Replika, Poznań 2020).
Autorka, jak sama siebie charakteryzuje, jest z wykształcenia archeologiem, a z przekonania rzymską katoliczką.
Swoich bohaterów stworzyła z tęsknoty za uniwersalnymi wartościami: miłością, radością i wiarą. Robert i Róża to małżeństwo mieszkające w Poznaniu. Mają troje dzieci: Gosię (Perełkę), Jana Peregryna i Elanorę Pulcherię. Niziołkowie nie biorą udziału w wyścigu świata. Żyją, trzymając nosy w książkach, głęboko identyfikując się z życiem bohaterów.
Z literatury czerpią inspirację do życia i wiedzę, co dobre i ładne. Wszechobecny konsumpcjonizm i hedonizm jest im obcy. Rodzina jest nieco „odjechana”. Literatura pcha się im z kopytami w życie, a oni walczą o nią, nie bacząc na niepopularność swych poglądów i idei. Na przykład Elanora walczy z katechetą o Harry’ego Pottera. Klunder lubi puszczać oko do czytelnika. Pisze bardzo rytmicznie.
Pozycja to taki barwny korowód. Zręczny i dynamiczny język, pełnokrwiści, acz dobroduszni bohaterowie, ujmujące i serdeczne historie. Autorka nawiązuje bardzo silną więź z czytelnikiem. Ktoś napisał, że książka jest jak wizyta u miłych znajomych. Ja poszłabym znacząco dalej. My nie wizytujemy. My u Niziołków zamieszkujemy. Na całe trzy tomy. W pełni utożsamiamy się z ich strapieniami, uprzednio przeprowadziwszy gruntowny rekonesans i lustrację.
Autorka daje nam pełną zgodę na ten monitoring. Wszystko po to, by we współczesnym pościgu za pustką znów odnaleźć panaceum na szczęście, kanon eudajmonii… po prostu by znaleźć i założyć różowe okulary. Wszystkim, którzy chcą uwolnić się od pędów i popędów – gorąco polecam!

AGNIESZKA BOKRZYCKA


obejrzeć

W głowie się nie mieści

Czerwiec kojarzy się wszystkim bardzo pozytywnie. Przede wszystkim dlatego, że w tym miesiącu zaczynają się wakacje – czas odpoczynku i błogiej zabawy. Czy jednak jest tak zawsze? Wychodząc ze szkoły w ostatni dzień roku szkolnego, pewien nauczyciel spotkał dziewczynkę, która siedziała na ławce i płakała. Była to jedna z jego uczennic z IV klasy. Wzruszył go ten obraz, bo wiedział, że na co dzień tryska energią i jest bardzo wesołym dzieckiem.
Siadł obok niej i pyta: dlaczego tak płaczesz? Nie cieszysz się, że w końcu są wakacje? Ona mówi: nic mnie dobrego w te wakacje nie czeka… i płacze jeszcze bardziej.
Nauczycielowi brakowało słów, miał bowiem w głowie obraz tego, że wakacje to czas odpoczynku, wyjazdów i nowych przygód. Dziewczynka jednak nie umiała się cieszyć tym czasem, ponieważ w wakacje zazwyczaj pomagała rodzicom na gospodarstwie. Dla niej to okres roku szkolnego był czasem odpoczynku, zabawy i radości, mimo że był przeplatany nauką i innymi obowiązkami. Teraz przeżywała trudne emocje i do tego nikt jej nie rozumiał.
Dopóki nauczyciel nie poznał jej historii, nie wiedział, co przeżywa. Gdy opowiedziała mu swoją historię, jemu także udzielił się jej ból i smutek. W głowie się nie mieści (reż. P. Docter, studio Pixar) to film, który opowiada niełatwą, ale bardzo mądrą historię. Opowiadana jest w taki sposób, że bez względu na wiek każdy, kto ją ogląda, zaczynać rozumieć ten obraz na innej płaszczyźnie, odkrywa inną jego warstwę. Warto pooglądać go wspólnie, w gronie rodzinnym. Pomaga, niczym bajki Andersena, zrozumieć (nie tylko dzieciom!) świat i to, w jaki sposób go przeżywamy.
Dowiemy się, jak funkcjonuje nasz mózg i czym są emocje, a to pomoże nam wejść w świat przeżyć dziecka i kolejny raz, gdy dziecko będzie przeżywać trudne emocje, nie zostanie z tym samo, będziemy umieli zrozumieć to, co czuje, i wspólnie znaleźć jakieś rozwiązanie.

MICHAŁ ŻÓŁKIEWSKI

Pokój gościnny

Kuchnia babci


zwiedzić

Miejsce, do którego poczujesz sentyment

Któż z nas nie pamięta meblościanki na wysoki połysk, pralki „Frani”, kuchennego kredensu, jedzonego palcami Vibovitu czy zaczytywanego (często ukradkiem) „Bravo” lub „Popcornu”? Nierzadko wzdychamy, mówiąc: „To były czasy”, bo choć niewiele było w sklepach, to ludzie i nasze ówczesne otoczenie wywołuje u nas ogromny sentyment.
Znamy miejsce, w którym Wasze wspomnienia związane z tym okresem powrócą jak żywe. Wejdźcie tam z nami. Poznajcie Muzeum Sentymentów.
Muzeum Sentymentów mieści się w legendarnej, lecz nieistniejącej już Fabryce Dywanów w Kowarach i jest swoistym wehikułem przenoszącym nas do czasów PRL-u.
Na ponad 400 m2 powierzchni znajdziemy eksponaty, niegdyś przedmioty codziennego użytku, nagromadzone tu przez lata. – Pochodzenie eksponatów jest bardzo różne – opowiada Andrzej Olszewski, właściciel Muzeum – część z nich to własna kolekcja, a nawet przedmioty z dzieciństwa przechowane na strychu, inne gromadzone są już pod kątem tego pomysłu. A gdy już muzeum zostało otwarte, to trafia do nas coraz więcej darów. Najczęściej ktoś znajduje pojedynczą rzecz albo porządkuje po kimś mieszkanie i przynosi do nas (lub sami odbieramy) cały zbiór, a my selekcjonujemy i wybieramy z tego wszystkiego tzw. smaczki – dodaje.
Muzeum podzielone jest na pokoje wystylizowane pod współczesne pokolenia, których młodość przypadła na okres od 1945 do 2000 roku.

Odwiedzimy pokój dziadków (w którym wszystkim można się było bawić i jakoś nic się nie psuło), wejdziemy do kuchni babci (z obowiązkowym białym kredensem), zajrzymy do pokoju gościnnego (z ekspozycją ówczesnego must-have, czyli kryształów).
Zobaczymy także zabawki naszego dzieciństwa i wiele innych przedmiotów, na których widok krzykniemy z sentymentem: „Pamiętam to!”.
Bo każdy z nas ma swoje piękne wspomnienia i chce do nich wracać. Tak zresztą zrodził się pomysł na powstanie tego miejsca. – Pomysł zrodził się właśnie z tych rzeczy przechowywanych latami na strychu – na co dzień nie używa się ich, ale żal było wyrzucić, bo jest to jakaś cząstka nas. Poza tym moi rodzice prowadzą bar sezonowy pod stokiem narciarskim. Postawiłem za bufetem szklaną litrową butelkę po Pepsi-Coli, która u naszych klientów wywoływała mnóstwo pozytywnych wspomnień. Zacząłem zatem zbierać inne „sentymenty” i tak oto, po kilku latach, w dniu 21 czerwca 2018 roku otworzyłem Muzeum Sentymentów – wspomina Andrzej Olszewski.
W Muzeum znajdziemy eksponaty z lat 1945–2000, ale rok 2000 jest tu datą umowną, gdyż jak podkreśla sam właściciel, „dla każdego pokolenia co innego jest sentymentem”.
Dlatego możecie być pewni, że w tym miejscu Wy także odnajdziecie swój sentymentalny przedmiot. I wspomnienia!

umwdKATARZYNA KRZEMIŃSKA
MATERIAŁ PRZYGOTOWANY
PRZEZ WYDZIAŁ PROMOCJI
WOJEWÓDZTWA