W STRONĘ PEŁNI ŻYCIA

O emausowej metodzie życia duchowego

Wielu z nas nosi w sobie głębokie pragnienie doświadczania pokoju wewnętrznego
w swoim sercu, zwłaszcza wolności od lęku i presji wielu negatywnych
oraz nieprzyjemnych uczuć. Kiedy bowiem impulsywnie działamy pod ich wpływem,
potrafią one nam popsuć wiele relacji międzyludzkich, w tym również relację z Bogiem.

KS. JANUSZ MICHALEWSKI

Świdnica

Kleofas spotyka Jezusa w drodze do Emaus. Joseph von Führich,
olej na płótnie, 1837. W zbiorach Kunsthalle Bremen

WIKIMEDIA COMMONS

Wielu z nas często szuka jakiejś metody, która pomogłaby nam w radzeniu sobie z tymi emocjami, zwłaszcza przez odnajdowanie w sobie wewnętrznego ładu i pokoju.
Św. Ignacy Loyola pisał w Ćwiczeniach duchownych, że zmierzają one do „przygotowania i usposobienia duszy do usunięcia wszystkich uczuć nieuporządkowanych, a po ich usunięciu – do szukania i znalezienia woli Bożej w takim uporządkowaniu swego życia, żeby służyło dla dobra i zbawienia duszy”.
Nasze życie modlitewne z jednej strony polega na chwaleniu, uwielbianiu i dziękczynieniu składanemu Bogu, ale z drugiej – jak pisze św. Ignacy – ma nas wewnętrznie przemieniać przez porządkowanie naszego serca i życia tak, by służyło ono oraz objawiało zbawienie udzielone przez Boga nam i innym. Jedną z ważniejszych w tym kontekście opowieści ewangelicznych, zawierającą skróconą metodę realizującą podobny cel jak Ćwiczenia duchowne św. Ignacego, jest opisana przez św. Łukasza historia wędrówki dwóch uczniów do Emaus (24, 13-35).
Przyjrzyjmy się zatem poszczególnym etapom tej metody.
Etap pierwszy – świadomość odruchów swojego wnętrza. Dwaj uczniowie mimo informacji od kobiet, że Jezus zmartwychwstał, postanawiają uciec z Jerozolimy, prawdopodobnie do miejscowości swojego pochodzenia – do wsi Emaus. Jak mówi św. Łukasz, podczas tej ucieczki rozmawiali ze sobą o wszystkim, czego byli świadkami w ostatnich dniach w Jerozolimie: męki, śmierci Jezusa i dla nich tylko pogłosek o Jego zmartwychwstaniu.
Ważne jest uchwycenie emocjonalnego klimatu tych rozmów.
Św. Łukasz w Dziejach Apostolskich opisał m.in. historię wysłania listu przez Apostołów do chrześcijan w Antiochii, w którym napisali oni: „…dowiedzieliśmy się, że niektórzy bez naszego upoważnienia wyszli od nas i zaniepokoili was naukami, siejąc zamęt w waszych duszach…” (Dz 15, 24). Czytając oryginalny tekst Nowego Testamentu, słowa: „zaniepokoili was naukami, siejąc zamęt w waszych duszach” można by także przetłumaczyć: „poruszyli, zmącili was słowami, które rozstroiły wasze emocje i umysł”.
Wydaje się, że te słowa bardzo dobrze opisują to, czego doświadczają wewnętrznie dwaj uczniowie wędrujący do Emaus. Są mocno rozstrojeni emocjonalnie i przeżywają silny umysłowy zamęt. W takim ich wewnętrznym stanie dołącza do nich tajemniczy wędrowiec – zmartwychwstały Jezus, choć oni o tym nie wiedzą, bo jak pisze ewangelista: „oczy ich były niejako na uwięzi”. Stawia On im proste pytanie: „Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze?”. W reakcji na to pytanie „zatrzymali się smutni”. Później czytamy, że opowiadają owemu wędrowcowi to wszystko, co się stało w Jerozolimie w ostatnich trzech dniach. Czytając ich słowa, nie tylko zapoznajemy się z faktami, ale potrafimy wyczuć emocje, jakie są w ich wnętrzu w związku z tymi wydarzeniami.
Pierwszy etap – porządkowania naszego wnętrza – polega właśnie na świadomości tego, co dzieje się w naszym wnętrzu: świadomości istniejących w nas uczuć, myśli, impulsów, wyobrażeń, fantazji, oczekiwań, pragnień czy też potrzeb. Ale co ważne, zwłaszcza świadomości naszego rozstrojenia i zamętu emocjonalno-umysłowego.
Pytanie Jezusa pobudziło uczniów do uświadomienia sobie, co tak naprawdę czują w sobie. Opowiadając o wydarzeniach z ostatnich trzech dni, opisali swój stan „ja”, jaki się zrodził w nich w związku z sytuacjami, jakich byli świadkami. Są nie tylko smutni, ale rozczarowani i rozgoryczeni („a myśmy się spodziewali”), z pewnością także doświadczający złości, ale też przestraszeni i pełni lęku („nadto jeszcze niektóre z naszych kobiet przeraziły nas”).
Są także zagubieni i nierozumiejący tego, co się stało, a mówiąc dokładniej – niepotrafiący znaleźć sensu w tym wszystkim, czego byli uczestnikami.
Nie umieją sobie tego poukładać we własnym rozumie.
Historia ta może nas uczyć zatem, że nieraz na początku naszej modlitwy trzeba najpierw się zastanowić nad tym, w jakim jestem stanie, co nurtuje moje wnętrze. Jest to tym ważniejsze, im bardziej doświadczamy w sobie rozstrojonych emocji i umysłowego zamętu. Lekceważenie tych stanów wewnętrznych może bowiem doprowadzić do tego, że nie będziemy widzieć i słyszeć Boga w trakcie naszej modlitwy, a przez to nie doświadczymy łaski Jego działania niosącego nam pokój, poczucie sensu i mocy.

Etap drugi – wypowiedzieć swoje serce przed Bogiem. Zauważmy, że kiedy doświadczamy rozstrojenia emocjonalnego i umysłowego zamętu, ulegamy nieraz poczuciu, iż Bóg jest z dala od nas. Często zamykamy się w sobie i właśnie jak owi dwaj uczniowie uciekamy od Boga, innych i życia.
Analizowana ewangeliczna historia jest jednak Dobrą Nowiną. Jak pisze św. Łukasz: „Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi”. Słowa te ukazują, że choć my możemy uciekać od Boga w takich stanach, to On nas jednak nigdy nie zostawia samych. Przyłącza się do nas, choć nie mamy tego świadomości, gotowy wysłuchać tego, co boli nasze serce i umysł.
Ewangelista pisze, że Jezus zapytał ich: o czym tak rozmawiacie i cóż takiego stało się w tych dniach w Jerozolimie?
Czy Jezus nie wiedział, co dzieje się w ich sercach i umysłach, skoro o to pyta? Jest Bogiem, więc pewnie wiedział. Zresztą ten dar widzenia wnętrza człowieka przez Jezusa bardzo trafnie ujął św. Jan, kiedy zanotował w napisanej przez siebie Ewangelii, że Jezus „wszystkich znał i nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku.
Sam bowiem wiedział, co w człowieku się kryje” (2, 24-25). Skoro wiedział, to dlaczego pytał? W tym zachowaniu ukryta jest mądrość Jezusa, znającego doskonale naturę ludzkiego serca. Wie On bowiem, że dopóki ludzkie serce samo z siebie nie wypowie prawdy o sobie, dopóty będzie mieć na sobie owe więzy, które nie będą pozwalały mu szerzej widzieć i rozumieć Boga, innych i życia. Niewypowiedziane stany emocjonalne trzymają człowieka w pewnym wewnętrznym uścisku, ograniczając jego umysł i serce. Dlatego Jezus zachęca ich, by wypowiedzieli przed Nim to, co noszą w swoim wnętrzu.
To, co się dzieje w tym fragmencie historii ewangelicznej, jest bardzo ważnym przesłaniem dla nas – Bóg chce, byśmy przychodzili do Niego, wypowiadali i powierzali Mu wszystko, czym żyjemy, a zwłaszcza trudne, bolesne, ale i wstydliwe emocje, odczucia, myśli, pragnienia oraz potrzeby. To dlatego psalmista nas zachęca: „Przed Nim serca wasze wylejcie” (62, 8).
Etap trzeci – odnajdować pokój serca i sens życia, opierając się na Bożym słowie. Uczniowie, kiedy wypowiedzieli wszystko, co nosili w swoim wnętrzu, zostali zaproszeni przez Jezusa do popatrzenia na swoje przeżycia przez pryzmat Bożego słowa. Św. Łukasz pisze, że Zmartwychwstały, „zaczynając od Mojżesza, poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego”. Tak odnajdujemy trzeci etap emausowej metody życia duchowego – etap słuchania Bożego słowa, by na jego podstawie z jednej strony znajdować sens tego, co nas spotyka, a z drugiej, by odnajdować pokój serca, ale też ład dla swoich emocji i poczucie sensu dla swojego umysłu.
Etap ten nam uświadamia, że w dialogu z Bożym słowem możemy usłyszeć i zrozumieć to, jak Bóg patrzy na nasze życie i wszystko, co ono ze sobą niesie, a zwłaszcza na trudne emocjonalnie sytuacje i wydarzenia. Ale trzeba pamiętać, że usłyszymy Go wtedy, kiedy przejdziemy wcześniejsze etapy, przede wszystkim etap wypowiedzenia przed Nim prawdy o swoim wnętrzu.
Etap czwarty – celebrowanie obecności Boga w codzienności. Ciekawa i bardzo wymowna sytuacja wytworzyła się podczas wspólnego posiłku uczniów i tajemniczego wędrowca.
Jak pisze św. Łukasz: „Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu”. Kiedy nagle w towarzyszu ich drogi zobaczyli Jezusa, to On im zniknął.
Wydaje się, że to dziwne zachowanie Jezusa. Ale jest w postępowaniu Jezusa zawarta głęboka duchowa prawda, pokazująca, że Jezus od momentu Zmartwychwstania obecny jest w każdej życiowej sytuacji jego uczniów, począwszy od Eucharystii po najbardziej trudne emocjonalnie wydarzenia i sytuacje.
Cała ta emausowa metoda życia duchowego zmierza właśnie do tego, byśmy zrozumieli i przyjęli z wiarą prawdę o nieustannej obecności Jezusa w każdej chwili naszego życia. On jest bliżej nas nawet bardziej wtedy, kiedy nam się wydaje, że jest daleko, niż wtedy, kiedy czujemy, że jest On blisko. Trzeba przyznać, że trudno nam czasami tę prawdę przyjąć i nią żyć.
Ten, kto to zrozumie i przyjmie z wiarą, stanie się błogosławiony, jak bowiem mówi Jezus: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20, 29).