PIOTR SUTOWICZ

Wrocław

Epidemia a mit postępu

Epidemia czy też pandemia wywołana koronawirusem SARS-CoV-2, który z kolei wywołuje chorobę COVID-19 przetaczającą się przez świat, wiele zmieniła. Oprócz ofiar śmiertelnych przyniosła wiele nowych problemów i wyzwań natury społecznej i ekonomicznej o charakterze zarówno lokalnym, jak i globalnym. Chyba zostaną one z nami długo po jej ustaniu. Zwłaszcza że skutki nadchodzącego kryzysu ekonomicznego, jako jednego ze skutków owej pandemii, odczujemy wszyscy. Trudno więc będzie udawać, że nic się nie stało, bo się stało.

Epidemia pokazała światu jeszcze raz, że coś takiego jak niepowstrzymany rozwój ekonomiczny nie istnieje, a tym samym nie ma czegoś takiego jak koniec historii w świeckim tego słowa znaczeniu. To ostatnie pojęcie znane jest z eseju F. Fukuyamy pod tym samym tytułem. Autor wieszczył w nim koniec wielkich konfliktów politycznych i zapanowanie nad światem liberalnej demokracji (po upadku komunizmu). Od czasu ogłoszenia tej pracy wielokrotnie wykazywano niesłuszność jej założeń. Co rusz pojawiały się konflikty i katastrofy nimi wywołane, pęknięcia między poszczególnymi metodami życia zbiorowego pogłębiały się, a nie zasklepiały. Propagowanie amerykańskiego czy ogólnie tzw. zachodniego sposobu patrzenia na świat wymagało zaangażowania coraz większych sił militarnych. A powtarzające się kryzysy ekonomiczne świadczyły, że historia ciągle się dzieje, a choćby mityczny koniec postępu jest tak odległy, jak był kiedyś. Rosła natomiast konsumpcja, głównie w świecie zachodnim. To na nią patrząc, budowano modele przyszłości, choć trzeba przyznać, że czasami do debat publicznych przenikały głosy, że przyszłości tak się zaprogramować nie da, a postęp nie jest niepohamowany. Rosnąca konsumpcja rozleniwiała ludzi Zachodu, zresztą nie od dziś. Bieda połączona z różnicami demograficznymi powodowała kryzysy uchodźcze, które są paląco aktualnym wyzwaniem. Do tego doszła pandemia. Świat się cofnął, wykresy ekonomistów wyglądają niepokojąco. Nie wiadomo, czy odbudowywać się do stanu sprzed epidemii będziemy rok czy lat dziesięć, a może w ogóle. Jedna globalna epidemia może przynieść następną, a może wybuchnie konflikt zbrojny. Nie wiadomo, co będzie. Po raz kolejny okazało się, jak bardzo świat jest nieprzewidywalny.

Czymże więc jest ów postęp, w który nie od dziś każe nam się wierzyć i wyglądać go na horyzoncie? Ma on różne oblicza, zawsze jednak zdaje się być przedmiotem wiary jego wyznawców. Bywa głoszony przez swoistych świeckich misjonarzy, którzy nie chcą się pogodzić z faktem, że panem historii jest Bóg i tylko On może przeciąć nić dziejów, a człowiek, nawet jeśli nie chce, pozostaje tylko narzędziem w Jego ręku. Pamiętajmy o tym zarówno w czasach zarazy, jak i wojny, w biedzie, jak i bogactwie, w czasie śmierci, jak i rozwijającego się bujnie życia. Będzie nam łatwiej na tym świecie, a na tamten może będziemy lepiej przygotowani.