KS ANDRZEJ DRAGUŁA

Zielona Góra

Zrób sobie tele-Kościół

W nieistniejącym jak dotychczas „Słowniku czasu epidemii” hasło „uczestnictwo” zajmowałoby dużo miejsca. Dla wierzących katolików jedną z największych niedogodności tego czasu była niemożność uczestnictwa we Mszy św., zwłaszcza w tej niedzielnej.
I tutaj natychmiast trzeba dodać „uczestnictwa fizycznego” albo „uczestnictwa bezpośredniego”. Po co takie precyzowanie? Otóż, jak wiemy, biskupi udzielili wszystkim wiernym dyspensy od tzw. obowiązku niedzielnego, ale jednocześnie zachęcali do korzystania z medialnych transmisji Mszy św. Oferta, dotychczas kierowana przede wszystkim do chorych, niepełnosprawnych, osób w podeszłym wieku, teraz stała się propozycją dla wszystkich. Wzbudziło to wiele dyskusji wśród teologów, duszpasterzy, a także wiernych. Niestety, niektórzy błędnie zaczęli interpretować przepisy dotyczące transmisji, sugerując na przykład, że pozostający w domu są pod sankcją grzechu ciężkiego zobowiązani do skorzystania z oferty medialnej. Taka wykładnia prowadzi do wniosku, że Msza św. transmitowana i ta, w której uczestniczy się na miejscu, mają taką samą wartość, skoro istnieje obowiązek, by z tej pierwszej skorzystać. Trzeba przypomnieć, że instytucja prawna dyspensy oznacza zwolnienie z obowiązku i jest czymś innym niż jakaś jego zamiana.

Ale co tak właściwie robi człowiek, który śledzi, ogląda, korzysta z, łączy się za pośrednictwem transmisji? Czy on uczestniczy, a jeśli uczestniczy – to w czym? W wypowiedziach bardziej lub mniej oficjalnych pojawiały się wyrażenia „uczestnictwo duchowe”, „uczestnictwo zapośredniczone”, „uczestnictwo na odległość” czy „teleuczestnictwo”. Wszystkie one mówiły o dwóch aspektach tego aktu: z jednej strony jest to jakaś forma uczestnictwa, z drugiej – istotnie różni się ono od uczestnictwa fizycznego, na miejscu. Niestety, wielu było takich, którzy zrównywali jedno z drugim, twierdząc, że mamy do czynienia z takim samym aktem sakramentalnym. I choć teologowie wciąż o tym dyskutują, to jednak przeważa zdanie, że do uczestnictwa pełnego czy faktycznego konieczna jest fizyczna obecność w miejscu sprawowania liturgii. Nie wyklucza to oczywiście duchowej łączności w trakcie transmisji, trudno jednak uznać obie formy uczestnictwa za jednakowe.

W jednej z książek nt. transmisji Mszy św. był taki oto rysunek. Do kościoła idą mama z dzieckiem. Dziecko pyta, dlaczego muszą iść na Mszę, a mama odpowiada: „Ponieważ nie mamy telewizora”. Dzisiaj byłaby to rodzina pozbawiona komputera i Internetu. Takich rodzin już właściwie nie ma. Każdy może sobie zrobić tele-Kościół. W trakcie epidemii byłem na teleurodzinach. Pośpiewaliśmy on-line, złożyliśmy życzenia, a potem wszyscy patrzyliśmy, jak jubilat raczył się tortem i szampanem. Wszystko widzieliśmy, ale nikt z nas tam nie był. I choć każdy łączył się duchowo i wideotelefonicznie, nikt tak naprawdę w urodzinach nie uczestniczył. Jubilat celebrował swoją samotność.