MARTA WILCZYŃSKA

Środa Śląska

Odmienieni

Moja znajoma boi się wychodzić z domu. Ale tylko pośrednio przez wirusa. Dlaczego? Epidemia sprawiła, że fryzjer i kosmetyczka są zamknięte, więc koleżanka ma niezafarbowane włosy, zniszczone paznokcie i… brak rzęs, bo wszystkie sztuczne już odpadły i nie ma kto założyć nowych. Dało mi to do myślenia, podobnie jak cała kwarantanna. Jak bardzo jesteśmy uzależnieni od siebie nawzajem, od kupowania, od różnego rodzaju usług, od konsumpcjonizmu…

Na co dzień – powiedzmy w normalnych warunkach – robimy wszystko, żeby ułatwić sobie życie. I na przykład tak jak moja znajoma, chodzimy do kosmetyczki na paznokcie i rzęsy. A jak nam zabraknie śmietany, to po prostu idziemy do sklepu, niemal w każdym momencie dnia. Wszystko mamy na już, pod ręką. Trwająca pandemia uświadomiła mi między innymi to, jak złudna jest ta pewność. A także to, jak wiele energii poświęcam na rzeczy zupełnie niepotrzebne i że nie umiem czekać.

Tymczasem wszystko trzeba przewartościować, myśleć nad rzeczami, które wcześniej robiliśmy niemal automatycznie. To źle? Oczywiście wolałabym, żeby koronawirus nie pojawił się na świecie. Ale kiedy to już się wydarzyło, kiedy dzieje się coś, na co nie do końca mam wpływ, doświadczam tego, że trzeba zostawić nerwy, kłótnie i skupić się na dobru. Kiedy w Internecie trwają dyskusje teologów na temat bardziej godnego przyjmowania Komunii Świętej, kiedy wylewa się hejt na decyzje rządowe, kiedy mamy być może po dziurki w nosie siedzenia w domu… chcę widzieć dobre strony tej sytuacji. I nie, nie bagatelizuję jej! Ale jestem przekonana, że Pan Bóg z każdego czasu i każdego położenia jest w stanie wyciągnąć dobro. Możliwe, że będzie to nauka, której nie zapomnimy do końca życia, że nas to odmieni. I oby tak właśnie było, obyśmy wyszli z tego nie tylko zdrowi, ale też silniejsi: umocnieni Bożą łaską i zaufaniem Jemu. Warunek jak zawsze jest jeden: otwarte oczy, uszy i serce!