Biblijne epidemie

Czasy zarazy z pewnością należą do trudnych doświadczeń egzystencjalnych,
gdy wszystko, co znane i po ludzku zorganizowane, traci swoje gliniane nogi, które miały
przecież stanowić solidne podparcie. Czasy zarazy są także lekcją człowieczeństwa,
zmuszają do wyjścia z utartych schematów i stanięcia naprzeciw drugiemu, nawet
gdy ten odwraca wzrok, myśląc, że w ten sposób skuteczniej uniknie zarażenia.

ANNA RAMBIERT-KWAŚNIEWSKA

Wrocław

Pięć plag egipskich, William Turner, olej na płótnie, 1800.
Indianapolis Museum of Art

WIKIMEDIA COMMONS/GOOGLE ART PROJECT

Czasy zarazy nie dotyczą wyłącznie nas, ale wpisują się w doświadczenie wielu pokoleń poprzedzających nasze istnienie – również tych, które zamieszkiwały świat na terenach starożytnego Lewantu. Co biblijne teksty mówią o epidemiach?
Czy spadały one wyłącznie na wrogów Izraela lub ludzkość, która odwracała się od Boga? Czy treść Pisma Świętego pozwala porządkować naszą rzeczywistość w czasach tak osobliwych dla nas doświadczeń?
Plaga i pycha
Pośród nieszczęść, które dotknęły Egipt za sprawą zatwardziałości faraona, znalazły się i te, które śmiało uznać należy za epidemie: mowa o wrzodach, które powszechnie dotknęły bydło i egipskich obywateli (Wj 9, 9), oraz o powszechnej śmierci pierworodnych spośród ludzi i zwierząt, gdy Hebrajczycy obchodzili swoje Przejście – Paschę. Kogóż dotyka zatem plaga, jeśli nie wrogów narodu wybranego? Interesującą jednak sprawą w wypadku obu tych doświadczeń jest reakcja władcy kraju nad Nilem. Otóż choroba wrzodowa nie dosięgnęła ani jego, ani jego dworu.
Jaką ten fakt wywołał reakcję? Na wskroś ludzką! Wzmocnił w faraonie poczucie pychy i nietykalności. Dopiero osobista tragedia związana z utratą syna poruszyła go do głębi, choć było to poruszenie złe, generujące pragnienie zemsty. Większą rezolutnością wykazał się w VIII w. przed Chr. król asyryjski, Sennacheryb, którego wojsko porażone zostało tajemniczą i tragiczną w skutkach epidemią – wódz cofnął bowiem rękę, którą śmiał wyciągnąć po ziemie ludu Jahwe.
Ale wizja epidemii nie ciążyła jedynie na wrogach Izraela, ale również na nim samym. Choćby w Kpł 26, 25 zaraza staje się obrazem konsekwencji wynikających z niewierności, karą, przed którą nie ma ucieczki. Autor przywołuje bardzo mocne Boże słowa: „Ześlę na was miecz, który się pomści za złamanie przymierza. Jeżeli wtedy schronicie się do miast, ześlę zarazę pomiędzy was” (por. Pwt 28, 59-61; Jr 21, 6). Natchnionemu pisarzowi Prawa wtórują głosy proroków zwanych wielkimi, Ezechiela (6, 12; 12, 16), Jeremiasz (21, 6-9), a także mniejszymi – jak Amos (4, 10).
Środki zaradcze?
Stary Testament oferuje ich całą gamę, choć wszystkie sprowadzić można do dwóch słów – wierność i rytuał. Tak jak w starożytnej Mezopotamii, tak też w Izraelu naród pokładał ufność w tych, którzy cieszyli się bliskością Boga. O ile jednak za mieszkańcami krainy ulokowanej pomiędzy Tygrysem i Eufratem tzw. panowie rytuału wykonywali puste czynności dla przebłagania lub przechytrzenia demonicznych bóstw, o tyle Izrael dysponował prorokami i kapłanami – namaszczonymi pośrednikami między światem a żywym Bogiem. O ile pierwsi pomagali wskazać przyczynę nieszczęść, o tyle drudzy uciekali się do przepisanych Prawem rytuałów. Rytuał związany z wszelkimi chorobami, również tymi, które uznać można za epidemie, wiązał się nie tylko z uznaniem czystości ozdrowieńca przez świadków kwalifikowanych (kapłanów), ale także z ablucjami i złożeniem odpowiednich ofiar.
W tych praktykach dostrzegamy jednak pewne niezrozumienie: po pierwsze, wynikające z faktu dostrzegania źródła klęsk w Bogu;

po drugie, widzenie w chorobie konsekwencji grzechu jednostki lub ludu, który na nią zapadł; po trzecie, „leczenia” najpierw poprzez wykluczenie ze społeczności, a następnie poprzez szereg czynności niesłużących ani poprawieniu „higieny życia”, ani wewnętrznej przemianie – choć od tej ostatniej reguły i w Starym Testamencie istniały wyjątki (2 Sm 24, 13-17).
Chrześcijańska pandemia
Nowy Testament przynosi radykalną zmianę w postrzeganiu zarówno chorób, jak i ich źródła – zwłaszcza że Syn Boży jest Tym, który chorobami nie obarcza, ale z nich wyzwala. Gdy zaś mowa o epidemiach, niezwykle mocno pobrzmiewa świadectwo Łukasza, jakoby pierwszych wyznawców Chrystusa uznawano za zarazę (Dz 24, 5). I tu dochodzimy do clou i pytania najważniejszego – choć z pewnością autorzy wspomnianej obelgi nie to mieli na myśli – jakiej epidemii pragnie Bóg?
Pragnie pandemii miłości, która w atmosferze powszechnego zagrożenia kieruje wzrok ku Bogu i ku bezbronnemu bliźniemu, nawet kosztem osobistego narażenia się na zagrożenie. Skąd więc epidemia? Czy to Bóg karze świat?
Choć wielu współczesnych fałszywych proroków tej myśli z pewnością by przyklasnęło, musimy pamiętać, że Bóg świat odkupił, jest zaprzeczeniem śmierci, grzechu i cierpienia. I chociaż świat nie jest już w mocy Złego, wciąż ulega jego wpływom – bo czyż nie one są znamieniem czasów ostatecznych?
Obrazowo poświadcza to Objawienie Janowe, wspominając o czterech strasznych jeźdźcach, z których jeden miał na imię Śmierć: „Śmierć, i Otchłań mu towarzyszyła. I dano im władzę nad czwartą częścią ziemi, by zabijali mieczem i głodem, i morem, i przez dzikie zwierzęta” (Ap 6, 8).
Odpowiedzialność
Pismo Święte całe jest wezwaniem do miłości Boga i bliźniego – zwłaszcza w kontekście cierpień. Skoro zmartwychwstaniemy, czy wolno nam nadmiernie drżeć ze strachu o nasze zdrowie i dobrobyt? Bo czy stan zagrożenia, który chętnie pogłębiamy lekturą przyprawiających o dreszcz historii w sieci, nie uciszył naszej wrażliwości i czujności oraz czy nie ugasił w nas poczucia odpowiedzialności za słabszych i bezbronnych? Czy przeświadczeni o własnej niezniszczalności nie mamy przypadkiem za nic czyhającego za naszą sprawą na starszych członkach rodziny niebezpieczeństwa? Czy krytykujemy wszystko i wszystkich, ponieważ oficjalnie podejmowane środki osobiście nie przypadają nam do gustu?
A może mając trudności spowodowane pandemią, szukamy winnych przede wszystkim poza sobą, również w Bogu? Pycha jest pierwszym z ludzkich grzechów i motorem wszystkich kolejnych, wyłącza myślenie i zaciemnia obraz rzeczywistości. I choć potępiamy bezimiennego faraona, który gnębił Hebrajczyków, dziwimy się bałwochwalcom Izraelitom czasów asyryjskich, cieszymy z klęski butnego Sennacheryba, to pamiętajmy, że grzech pychy nie jest problemem kończącym się na nich, ale dotyka bezpośrednio nas, również, a może zwłaszcza teraz – w czasie pandemii. Na szczęście jest na nią skuteczne lekarstwo – epidemia chrześcijańskiej miłości.