Moja Niedziela

5 KWIETNIA 2020 R.
Niedziela Męki Pańskiej

Wstyd

IZ 50, 4-7; FLP 2, 6-11; MT 26, 14-27, 66

Czym tak naprawdę jest wstyd? Czy jest jedynie rodzajem stresu? Mechanizmem miękkiej kontroli, którym społeczeństwo posługuje się, aby podtrzymać konwencje, które z jakichś względów uznane są za korzystne? A jeśli tak, to dlaczego „bezwstydnik” to słowo pejoratywne – dlaczego człowiek pozbawiony wstydu to ktoś, kogo podświadomie odbieramy jako zagrożenie? Powinien się nam raczej kojarzyć z kimś wyzwolonym z konwenansów, odpornym na to, co tam sobie o nim myśli ogół. Chyba należy sięgnąć głębiej.
Na właściwy trop naprowadzić może nas fakt, że wstyd pojawia się w momencie grzechu pierwszych rodziców.
Jest zatem bezpośrednio pochodną grzechu – wstydzimy się, ponieważ zrobiliśmy coś, co nie przynosi nam chluby.
Ale pośrednio wstyd jest również wynikiem wolności.
Wstyd to porównanie z Innym – porównanie możliwe za sprawą różnicy w życiowych wyborach. Dlatego człowiek, który się nie wstydzi, to ten, kto albo nie ma wyboru, ponieważ jego kondycja nie do końca zależy od niego – tak więc nie spodziewamy się wstydu po osobach chorych, których zachowania w innej sytuacji kategoryzowalibyśmy jako wstydliwe – albo też ktoś, kto dokonał wyboru i chce pozostać mu wierny. Ten drugi przypadek to sytuacja, w której znalazł się Jezus. Wstyd, ośmieszenie, „potrząsanie głowami”, patrzenie z politowaniem – chrześcijanie całego świata znają dobrze ten asortyment środków, które stosowane są, by nam uświadomić, że błądzimy. Cieszmy się, ilekroć nas to spotyka, bo nie jesteśmy sami – Jezus przeszedł to samo przed nami: „dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam” – pamiętajmy, że wierzymy w Tego, kto nie tylko dwa tysiące lat temu, ale i dziś jest wyśmiewany i wyszydzany. Czy dzieląc z Nim ten los, rzeczywiście to my powinniśmy się wstydzić?

12 KWIETNIA 2020 R.
Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego

Minimalne warunki
zmartwychwstania

DZ 10, 34A. 37-43; KOL 3, 1-4; J 20, 1-9

Ewangelia Jana, zazwyczaj tak elokwentnie i – metaforycznie rzec można – barokowo opisująca niejedno wydarzenie z życia Jezusa, dziś zaskakuje minimalistycznymi środkami wyrazu i niezwykle prostym obrazowaniem. Poza jednozdaniową relacją Marii Magdaleny nikt się nie odzywa. Na jej rewelacje nie odpowiada Piotr ani żaden z uczniów. Także uczeń, który pierwszy przybywa na miejsce pochówku Jezusa, nie woła do idącego za nim Piotra, że grób jest pusty. Na miejscu również żaden z nich się nie odzywa. W grobie nie ma nic poza całunem i chustą. Brakuje też jakichkolwiek emocji – nie wiemy nawet, czy apostołowie denerwują się, czy ogarnia ich rozpacz – a może przeczucie nadziei? Nie wiemy nic – czytelnik, podobnie jak Piotr i drugi uczeń, zostaje sam na sam z tajemniczym pustym grobem. Nie ma nic więcej – tylko człowiek w otoczeniu insygniów śmierci.
I w tej sytuacji granicznej, gdy żadne słowa nie pocieszają lub nie kłamią, żadne inne obrazy nie wpychają się przed oczy, kulminacyjny punkt wyznacza nie wybuch płaczu, nie beznadzieja, ale słowa „ujrzał i uwierzył”. W tym jest też nasza nadzieja – że do zmartwychwstania nie potrzeba nam niczego. Musimy tylko uwierzyć w to, że ono nastąpi.
To bardzo wiele, nikt z nas nie jest chyba do końca gotowy na takie samodzielne zmierzenie się ze sprawami ostatecznymi, ale takie są właśnie minimalne warunki zmartwychwstania. Poza nimi jest tylko tajemnica.

Zmartwychwstanie. Andrea Mantegna, olej na płótnie,
ok. 1459. Muzeum Sztuk Pięknych w Tours, Francja

WIKIMEDIA COMMONS

19 KWIETNIA 2020 R.
2. Niedziela Wielkanocna

Święty Tomasz – badacz

DZ 2, 42-47; 1 P 1, 3-9; J 20, 19-31

Od nieznanych z imienia malarzy starożytności i średniowiecza, przez słynne dzieło Caravaggia czy obraz Hendricka ter Brugghena, po późniejszych twórców niemal wszystkie obrazy dotyczące momentu „zwątpienia” Świętego Tomasza przedstawiają go w chwili, gdy wkłada palec lub niekiedy dłoń w bok zmartwychwstałego Chrystusa. Jan tymczasem nic o tym nie wspomina. Co więcej, Jezus przecież mówi „uwierzyłeś dlatego, że Mnie ujrzałeś” – a nie dotknąłeś! Cóż za paradoks, że ten, który uwierzył, kiedy tylko zobaczył Jezusa, portretowany jest niemal zawsze jako niedowiarek, któremu nie wystarczy zobaczyć, ale musi jeszcze dotknąć. Cóż za paradoks, że tak często słyszymy podczas niedzielnych kazań, żeby nie być jak Tomasz, aby uwierzyć, nie widząc. A tymczasem zwróćmy uwagę, że Jezus nie gani apostoła – raczej podkreśla zasługę tych, którzy uwierzą dzięki mocy Słowa, które im przekazał. Jego słowa są pociechą dla mnie i dla ciebie, dla wszystkich, którzy nie mieli szczęścia oglądać Go na własne oczy. Ale za postawą Świętego Tomasza kryje się również inna ważna lekcja: powinniśmy wierzyć, owszem, ale nie bezrefleksyjnie. Powinniśmy naszą wiarę uważnie egzaminować – nie tylko po to, by się nie zachwiała, gdy inni będą chcieli ją sprawdzić, ale też po to, by wierzyć świadomie i odpowiedzialnie. Tomasz to figura Kościoła racjonalnego, który nie przekazuje wiary w Chrystusa, by zachować społeczne status quo, ale robi to dlatego, że jest to wiara prawdziwa, sprawdzona tak bardzo, jak tylko człowiek jest w stanie to uczynić.

26 KWIETNIA 2020 R.
3. Niedziela Wielkanocna

Dwa oblicza

DZ 2, 14. 22B–28; 1 P 1, 17–21; ŁK 24, 13–35

Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze”? – zapytują uczniowie. Czy była to jedynie ożywiona dyskusja, czy też mieli oni na myśli inne przeżycie, bardziej mistyczne? Jakkolwiek by było, odnajdujemy w tym zdaniu pierwsze oblicze Jezusa ofiarującego się ludzkości. Przychodzi On najpierw w Słowie, w którym odwołuje się do naszego rozumu. I to jak się odwołuje!
„O nierozumni”, powiada Jezus – a współcześnie można by przetłumaczyć „głupcy”. To wezwanie do zastanowienia się i do spojrzenia na sprawy tak, jak się w istocie mają, bez strachu i beznadziei, w którą uczniowie popadli (a my dziś dzielnie idziemy w ich ślady). Ale, co ciekawe, o ile Chrystus stara się podbudować wiarę swoich uczniów słowami, o tyle nie daje im się rozpoznać. Samo Słowo, mimo że jest dla nas tak istotne, nie daje bowiem pełnej łączności z Bogiem.
Dopiero kiedy uczniowie siadają razem z Nieznajomym, dopiero kiedy łączy ich wspólne łamanie chleba, są w stanie rozpoznać swojego Mistrza. Co to oznacza? Skojarzenie z Mszą Świętą wydaje się oczywiste, ale to nie wszystko – wynika z tego jeszcze, że Eucharystia i przyjęcie Komunii to nie tylko jakaś pamiątka, nie jedynie zwyczaj lub symbol, ale moment rozpoznania Boga i spotkania z Nim tutaj, w naszej konkretnej rzeczywistości.

KRYSTIAN KWAŚNIEWSKI