KS ANDRZEJ DRAGUŁA

Zielona Góra

Emaus Różewicza

Wróciłem do Różewicza. Wciąż do niego wracam. Czytam właśnie listy, jakie wymieniali między sobą Tadeusz Różewicz i Ryszard Przybylski, eseista i historyk literatury. To interesująca lektura. Różewicz wciąż definiuje się w nich jako człowiek niewierzący. Przybylski – przeciwnie. Stale przewija się w jego listach potrzeba wyznawania wiary i sporu z Różewiczem. W jednym z listów deklaruje: „bo ja kocham Krzyż”, w innym: „bo ja teraz jestem obłąkany od Jezusa”. O niewierze poety Przybylski pisze, że to „wściekła apostazja”. Nie ignoruje jednak problemów Różewicza z Bogiem. Próbuje je interpretować w perspektywie wiary. Pisze: „Naśladując Chrystusa, uznał Pan Jego największą świętość – humanistyczny sens Wcielenia. Powielił Pan Jego Archetyp. W planie irracjonalnym jest Pan Jego bezwiednym uczniem”.

Dla Przybylskiego Różewicz jest niczym uczeń zmierzający o poranku Zmartwychwstania do Emaus. Na łamach wrocławskiej „Odry” w 1970 r. pisał: „Różewicz znalazł się na drodze do Emaus. […] w parę dni po strasznym pogromie, tuż po śmierci Chrystusa, wyszedł zgnębiony […] z Miasta, w którym dokonało się zbawienie świata”. Tego samego roku prosił Różewicza w liście: „Mam do Pana prośbę: niech Pan napisze o Emaus. Jest Pan po pogromie, ucieka Pan drogą, jest Pan głodny, dokoła pełno kurzu, kurzu, kurzu… A potem w gospodzie już Pan wie, że to On. Zaczyna łamać chleb i… i właśnie, co Pan myśli? Jak Pan na Niego patrzy? Kostur podróżny jest pod ręką. Można wylać na niego polewkę, która stygnie w talerzach. Jak zwykle – zaraz zniknie. Zniknął. I właśnie, co Pan o Nim myśli, kiedy zniknął. Jeszcze odgina się (nasz dzisiejszy) chleb, przyduszony Jego palcami. Oto kubek, którego nie dotknął jeszcze ustami. Mnie się to śni”. Kilka miesięcy później ponawia prośbę: „Napisz Emaus. Napisz Emaus. Napisz Emaus”. Ale temat Emaus nie był obcy Różewiczowi. W liście do Przybylskiego wspomina o wizycie w Muzeach Watykańskich, gdzie podziwiał arras nt. Emaus. „Przed tą tkaniną spędziłem wiele, wiele godzin – jeszcze tam jest moje patrzenie – wielogodzinne”. Przyznaje, że dwukrotnie zaczynał pisać wiersz, ale go nie kończył. W 1994 r. w „Odrze” publikuje wiersz W świetle lamp filujących. Powraca w nim do świata swojej dziecięcej wiary: „Wystarczyło otworzyć drzwi/ żeby znaleźć się/ w drodze do Emaus/ spotkać Jezusa żywego/który jeszcze nie rozpoznany/ jadł rybę pieczoną / chleb plaster miodu”.

Czy Różewicz przeżył swoje Emaus? Czy spotkał Nieznajomego, rozpoznał Go przy łamaniu chleba? Czy powrócił do Jerozolimy – miasta wiary? Czy porzucona niegdyś wiara może odejść bezpowrotnie? Czy też, jak pisał Różewicz, „wraca do starego człowieka, do umierającego”. „Jestem niewierzący – z krwi i kości” – pisał w 1966 r. Czy taki pozostał? Do ostatniego listu z 2014 r. dołączył wiersz kończący się słowami: „Ciężko jest schodzić/ pod ziemię/ po tak długim życiu/w świetle”. A jednak to życie to była światłość, a nie ciemność.