KS ANDRZEJ DRAGUŁA

Zielona Góra

Obcy Jezus

Związków między chrześcijaństwem a obcością jest wiele. Samo chrześcijaństwo jest swego rodzaju stanem obcości w tym świecie.
Jezus zapowiedział, że Jego Królestwo „nie jest z tego świata”. Jest więc wobec tego świata obce. Pierwsi chrześcijanie mieli świadomość owej obcości bardziej niż my. W starożytnym Liście do Diogneta czytamy, że chrześcijanie „Mieszkają każdy we własnej ojczyźnie, lecz niby obcy przybysze. […] Każda ziemia obca jest im ojczyzną i każda ojczyzna ziemią obcą”. Stwierdzenie to ukazuje paradoksalny stan bycia u siebie i nie u siebie jednocześnie. Jesteśmy tutaj nie tylko przychodniami, ale i przechodniami. Nasza ojczyzna jest w niebie. Tu jesteśmy jeno tymczasowo. I w dodatku na wygnaniu. Obcy był też sam Jezus. Św. Jan mówi o Nim, że przyszedł do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli.
Przeciwieństwem obcości jest swojskość. Dlaczego Jezus objawiał się swoim współziomkom jako nie swój? Kiedy zaczął nauczać w Nazarecie, mieszańcy miasteczka przyznawali się do Niego. „Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Mariam” – pytali retorycznie. Był jednym z nich. Był swój. Ale do czasu. Wyobcowanie zaczęło się właśnie w Nazarecie, gdy dostrzeżono jego „inność”. Pytano: „Skąd u Niego ta mądrość i cuda?”. To była ta wyraźna różnica między Nim a nimi: mądrość i cuda, które czynił. Był jednym z nich i kimś innym jednocześnie. Wg św. Łukasza pierwsze wystąpienie Jezusa w Nazarecie doprowadziło mieszkańców do radykalnej decyzji: „wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na urwisko góry, na której zbudowane było ich miasto, aby Go strącić. On jednak, przeszedłszy pośród nich, oddalił się”. To był początek społecznego odrzucenia Jezusa przez Jego współczesnych.
Potem wskazywano na inne różnice: że jada z grzesznikami i celnikami, że Jego uczniowie nie poszczą, że – w końcu – mówi o sobie, iż jest Synem Bożym. W Jerozolimie uda się wreszcie to, co zamierzali mieszkańcy Nazaretu: wyprowadzić Go poza miasto, aby Go stracić. Tym razem Jego współbracia zrobili to rękami Rzymian.
Społeczeństwo nie lubi odmieńców, tych, którzy kwestionują uznany sposób życia. Oto pojawił się ktoś, kto podważył dotychczasowe fundamenty. Mówił, że nieważny jest już szabat, że trzeba zburzyć świątynię, jawnogrzeszną puścił wolno i chwalił Samarytan. Zbyt często mówił „a Ja wam powiadam”, biorąc w nawias to, czego uczyli się przez wieki. Stał się zagrożeniem dla ich egzystencji. M. Jedliński pisze: „obcość i obcy muszą być identyfikowani z czymś złym, niepożądanym, wrogim czy wręcz odrażającym”. Tak stało się w przypadku Jezusa, który zamiast wybawicielem, stał się „dla swoich” zagrożeniem. „Podburza nasz lud”, zeznali arcykapłani przed Piłatem: To wichrzyciel, buntownik, wróg ludu.
Niegościnność mieszkańców Betlejem będzie zapowiedzią wyobcowania Jezusa, które dopełni się na Golgocie. Poza miastem przyszło Mu się narodzić. Poza miastem przyjdzie Mu umrzeć. Jak komuś obcemu.