KS ANDRZEJ DRAGUŁA

Zielona Góra

Odyseusz, Orfeusz, Chrystus

W adhortacji wydanej po synodzie nt. młodzieży znalazłem urzekający fragment. Papież Franciszek sięga w nim do mitologii: „Odyseusz, aby nie dać się uwieść śpiewowi syren, które czarowały żeglarzy, powodując, że rozbijali się o skały, przywiązał się do masztu i zatkał uszy towarzyszom podróży. Natomiast Orfeusz, aby oprzeć się śpiewowi syren, uczynił coś innego: zagrał melodię piękniejszą, która oczarowała syreny. Oto wasze wielkie zadanie: odpowiadać na paraliżujące śpiewki konsumpcjonizmu kulturowego decyzjami dynamicznymi i mocnymi, poszukiwaniami, wiedzą i dzieleniem się” (Christus vivit, nr 223).
Któż nie zna dramatycznej wędrówki Odyseusza, który wracając spod Troi do rodzinnej Itaki, narażony był na wiele niebezpieczeństw?
Jednym z nich były mityczne syreny. W Odysei Homera mieszkały one na wyspie, a ich rozlegający się na brzegu śpiew kusił przepływających żeglarzy. Brzegi wyspy usiane były kośćmi tych, którzy temu śpiewowi ulegli. Odyseusz chciał usłyszeć ich śpiew, a jednocześnie wyjść z niebezpieczeństwa cało. Za radą wróżki Kirke kazał się przywiązać do masztu, a uszy płynących z nim żeglarzy zalepił woskiem. Drugi z bohaterów, Orfeusz, przyjął inną metodę. Kiedy płynął na statku Argo do Kolchidy w poszukiwaniu złotego runa, także mijał wyspę syren. Za radą jednego z centaurów Orfeusz wyciągnął lirę i zagrał melodię, która oczarowała syreny i odwróciła ich uwagę. Obaj mityczni bohaterowie w obliczu niebezpieczeństwa przyjęli inną strategię działania. Odyseusz świadom, że zła nie pokona, podjął środki zapobiegawcze, by się przed nim uchronić. Jednak uległ pokusie – chciał usłyszeć syreni śpiew.
Orfeusz, świadom własnych zdolności, zagrał melodię piękniejszą niż syreni śpiew. Pokusy nie da się czasami uniknąć, ale można ją zagłuszyć.
Która ze strategii jest skuteczniejsza? Papież Franciszek opowiada się za strategią Orfeusza, pisząc, że złu należy się przeciwstawiać dobrem, owym piękniejszym śpiewem. Ciekawe w tym kontekście jest też to, że Orfeusz był w starożytnym Kościele symbolem Chrystusa, o czym świadczą malowidła w katakumbach. Potrafił swoją grą ożywiać to, co martwe. Nie bał się zejść do Hadesu, świata zmarłych, by stamtąd wyprowadzić swoją żonę Eurydykę. W micie o Orfeuszu tkwi jedno z największych marzeń ludzkości – wyrwanie ukochanego człowieka z ramion śmierci. Ten mit, będący zapowiedzią zbawienia, wypełnił się w życiu i śmierci Chrystusa, który przez krzyż wyprowadza ludzi z otchłani śmierci. XX-wieczny teolog H. Rahner napisał: „Ukrzyżowany Chrystus jest prawdziwym Orfeuszem, wyprowadził ludzkość jako swą oblubienicę z głębi mroków Hadesu”.
Jednak Eurydyka została powtórnie porwana do Hadesu, a Orfeusz popadł w żałobę. Nas nikt już nie wyrwie z ramion Chrystusa, bo jak pytał św. Paweł: „Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej?” (Rz 8, 35).
Nikt. Śmierć została pokonana. Dociera do nas jeszcze jej syreni śpiew, ale Chrystus śpiewa pieśń piękniejszą, pieśń życia.