MARTA WILCZYŃSKA

Środa Śląska

Kryjówka

Byłam świadkiem dwóch ciekawych październikowych wydarzeń. Postanowiłam je połączyć w tym tekście, bo oba mają według mnie wspólny mianownik – kryjówkę. Najpierw, podczas procesji różańcowej ulicami miasta, zauważyłam młodą dziewczynę z telefonem w ręce. Nic dziwnego. Ale kontekst był dla mnie zastanawiający: wszyscy uczestnicy procesji szli w jednym kierunku, a ona stała oparta o słupek przystankowy, na środku przejścia procesji, wpatrzona w telefon, odwrócona w przeciwną stronę niż idący. Nie było możliwości, żeby jej nie zauważyć, bo po prostu trzeba ją było ominąć. Chyba nawet nie podniosła wzroku. I drugi obrazek, tym razem z pielgrzymki do Trzebnicy. Tysiące ludzi, piękna pogoda, radosny śpiew pielgrzymów. A w jednym z domów mijanych po drodze w pokoju na piętrze okna otwarte na oścież i muzyka włączona na cały regulator.
Dlaczego łączę te migawki pod hasłem kryjówki?
Bo mam wrażenie, że każdy z tych dwóch bohaterów zamknął się w swoim świecie, uciekł od tego, co działo się wokół, i zapatrzył się w tę swoją własną rzeczywistość tak mocno, że wydawało mu się, że nic innego nie istnieje. Trochę tak, jak robią małe dzieci – jeśli ja nie widzę nikogo, to nikt nie widzi mnie; nawet jeśli stoję na środku pokoju i tylko zasłonię rękami oczy.
Kontekst religijny jest w tych obrazach dodatkową barwą, nie mam jednak pewności, że postawa bohaterów była wyrazem sprzeciwu wobec pobożności. Mam za to wrażenie, że coraz częściej, bez względu na wiek, znajdujemy sobie kryjówki. Zbyt dużo kosztuje nas bycie z innymi?
A może to strach przed relacjami, przed tym, czego inni mogą się o nas dowiedzieć? Odpowiedzi jest pewnie wiele. Grunt, żeby z tych kryjówek jak najrzadziej korzystać, zwłaszcza w trwającym przygotowaniu do Świąt i samym przeżywaniu Bożego Narodzenia. W cokolwiek więc uciekamy – w wirtualną rzeczywistość, media społecznościowe, telefon, grę, telewizję czy samotność – zostawmy to przynajmniej na czas świętowania. Czego sobie, Księdzu i Państwu życzę.