O relacjach społecznych niekoniecznie całkiem poważnie

Widok osób zatopionych w ekranach swoich smartfonów nie należy do wyjątkowych –
na ulicach, skwerach, przystankach i w autobusach pełno jest takich sytuacji,
stają się one inspiracją dla twórców memów internetowych
i trzeźwo patrzących na świat karykaturzystów.
Jednak to, że coś jest powszechne, nie oznacza, że jest normalne.

PIOTR SUTOWICZ

Wrocław

PIXABAY.COM

Sytuacja jakich wiele: w jeszcze letnie przedpołudnie idę sobie przez galerię handlową – także jedną z wielu. Mijam jedną z restauracji, jakich tam mnóstwo. Przy stoliku siedzi dwoje ludzi wcale niemłodych, może są w moim wieku, może starsi. Przed nimi dwie smacznie wyglądające jajecznice z pomidorami i kawy, których jednak nie jedzą i nie piją.

OBOJE ZATOPIENI SĄ W EKRANACH SWOICH SMARTFONÓW, WYDAJE SIĘ, ŻE DO TEGO STOPNIA, IŻ GDYBYM ZECHCIAŁ, TO RZECZONE ŚNIADANIE BYM IM „ZWINĄŁ”, ZJADŁ, OBLIZAŁ SIĘ I… ODSZEDŁ NIEZAUWAŻONY.

Jeśli czytają te słowa jacyś moi znajomi, to wiedzą, że jestem do takich „performansów” zdolny. Jednak, po pierwsze, nie chciało mi się jeść, a po drugie, miałem mało czasu. Co nie zmienia faktu, że sytuacja zapadła mi w pamięć, o czym świadczy niniejszy tekst.
O co mi chodzi?
Zapyta ktoś, po co o tym wspominać, szczególnie że takowy widok nie należy do jakichś unikalnych. Wszyscy ci klikający ludzie na pewno z kimś lub czymś się komunikują, wchodzą w interakcję. Niektórzy, być może, załatwiają ważne sprawy. Niemniej wiemy dobrze, że 90 procent takiej aktywności to zajmowanie się rzeczami i zjawiskami, których mogłoby w ogóle nie być. Często mamy tu do czynienia ze zwykłym „zabijaniem”, i to dosłownie!, czasu, to znaczy marnowaniem go. Co gorsza, możemy śmiało powiedzieć, że ludzie pochłonięci taką formą komunikacji wyłączają się ze świata realnego, nie widzą otoczenia i nie interesują się nim. Kiedyś szczytem bycia „cool” było chodzenie w ciemnych okularach – ludziom tak się „noszącym” zarzucano, że są dla otoczenia niedostępni, nie widać bowiem prawdy o ich wyrazie twarzy, a tym samym reakcji na to, co dzieje się wokoło. A jednak owi „okularnicy” interesowali się światem zewnętrznym, jedynie chcieli być nieco bardziej incognito. Może było to śmieszne, a może nie, dziś wszakże owo wyłączenie się ze świata i relacji z otoczeniem idzie w parze ze specyficzną formą celebrytyzmu.
Istnieć gdzie indziej
Niestety, przy przeglądaniu choćby mediów społecznościowych widać wyraźnie, że często służą one ludziom do bycia gdzie indziej, niż są.

Nawet jeśli wspomniana przeze mnie na początku para sfotografowałaby obydwie jajecznice i podzieliła się swoją „radością” bycia w restauracji, to przekaz ten nie służyłby wyłącznie celom informacyjnym: „jestem głodny i jem”, lecz czemuś więcej: „oto jestem w ładnym otoczeniu i zamierzam miło spędzić czas”.
Do zdjęcia wykonanego samemu sobie specjalnie dla ubarwienia przekazu trzeba by się jeszcze uśmiechnąć, dobrze, jeśli za tło robiłaby witryna jakiegoś markowego sklepu albo coś, co posłużyłoby za dowód, że jest się „kimś”– jakimś nieokreślonym VIP-em.
Rozmowa z drugą osobą, przebywającą obok, tylko by w tej autoprezentacji przeszkodziła – co to w końcu za rarytas rozmawiać z kimś obok, kto widzi i wie, jak się rzeczy mają. Poza tym, o czym tu rozmawiać? O rodzinie, polityce czy pogodzie? To jest w zasadzie nudne, a może się okazać niebezpieczne, w końcu taka wymiana zdań może zakończyć się kłótnią, której nie da się w żaden sposób sprzedać w sieci. Poza tym wszystkim – wyłączając się z niej, choćby na krótko, można zobaczyć jakieś niefajne rzeczy, np. kurz uliczny, jeśli jesteśmy w centrum miast. Okaże się, że otacza nas nie tyle przyjemne ciepło, lecz upał, nie miły deszczyk, ale plucha. Kto wie, czy nie będzie takiemu wyłączonemu obserwatorowi niemiła konstatacja faktu, że inni są podobnie ubrani, że nie jest się żadnym celebrytą, lecz zwyczajnym członkiem zbiorowości przemieszczającej się w ramach miasta z jednego miejsca w drugie.
Wśród ludzi
Zauważenie faktu życia społecznego może okazać się zbawienne dla wyrwania się z dość zaklętego kręgu relacji zbudowanych na wzajemnym „lajkowaniu” swoich niekoniecznie realnych kreacji. Na pewno jest ono pierwszym krokiem w stronę rozpoznania świata. Nie oznacza to, że nie wolno korzystać z mediów elektronicznych, bo nie tylko można, ale i trzeba.
Jeśli chcemy być szybko poinformowani o rzeczach ważnych z naszego punktu widzenia, to niewielki elektroniczny gadżet jest do tego doskonałym narzędziem. Lecz kiedy idę ulicą lub rozmawiam z przyjacielem albo nawet przypadkowym uczestnikiem ruchu ulicznego, dobrze by było, bym choć przez chwilę zajął się tylko tym – w zakresie, w jakim jest to konieczne, by partycypować w przekazie, który chce mi on przedstawić. Jeżeli zaś jestem z kimś bliskim w restauracji, to też dobrze, bym z nim wspólnie zjadł, bacząc na to, aby mi ktoś nie sprzątnął w sposób niezauważalny posiłku sprzed nosa.