Jedno Słowo, wiele kultur

Czy można odnaleźć dwa takie języki, których każdy termin byłby lustrzanym odbiciem
tego drugiego? Czy istnieją dwa takie języki, w których świat idiomów i metafor
odmalowany został tymi samymi słowami, rodzącymi w wyobraźni identyczne obrazy?
Czy choć dwa z ziemskich języków są do siebie na tyle podobne, by pomiędzy
rozmówcami nie dochodziło do najdrobniejszych nieporozumień?

ANNA RAMBIERT-KWAŚNIEWSKA

Wrocław

Wiedeńska Genesis. Jedyny zachowany kodeks purpurowy Septuaginty i jeden z jej nielicznych ilustrowanych rękopisów.
Każda strona kodeksu jest ilustrowana. Kodeks nazywany bywa średniowiecznym komiksem. Większa część kodeksu,
datowanego na V lub VI wiek, zaginęła. Zachowane karty przechowywane są od 1644 roku w Wiedniu.
Na karcie: Rebeka czerpie wodę dla wielbłądów.

WIKIMEDIA COMMONS

W tym kontekście w sercu chrześcijanina powinno zrodzić się inne pytanie – skoro Pismo Święte spisano w trzech językach i przetłumaczono je w całości na 692 języki (aktualne dane z United Bible Societies), to czy my jesteśmy w stanie precyzyjnie je zrozumieć, albo czy jako chrześcijanie posługujemy się tym samym językiem Ewangelii lub, ostatecznie, językiem tej samej Ewangelii?
Tym, co może nieco wyciszyć nasze wewnętrzne niepokoje, jest obcość i konieczność studiowania biblijnych kultur – ta sama dla wszystkich, niezależnie od pochodzenia i języka (choć trzeba przyznać, że Grekom i Izraelczykom przychodzi to nieco łatwiej).
„Kultura” grecko-hebrajska
Wiele o rozumieniu samej kultury mówi słowo, którym starożytni posługiwali się na jej określenie. I tak oto w grece „kultura” ukryła się pod terminem paideusis, który słusznie powinno kojarzyć się z „pedagogiem”. Wskazuje on bowiem na kulturę rozumianą jako wychowanie, zdobytą wiedzę, a nawet biegłość we własnym języku, prezentowaną podczas krasomówczych popisów.
Nieco odmiennie ma się rzecz z językiem hebrajskim, który „kulturę” mieści w używanym również dziś rzeczowniku tarbut, oznaczającym w pierwszej kolejności „oswajanie” oraz „umiejętności” nabywane w ramach „wychowania” – predyspozycje pożądane w trudnych warunkach Bliskiego Wschodu, nawiązujące do codzienności koczowników. Co ciekawe, obie wspomniane wizje kultury wydają się odpowiadać dobrze znanej definicji, którą wpajano nam w szkołach: „materialna i umysłowa działalność społeczeństw oraz jej wytwory”.
Jak zatem greckie pięknoduchy i na wskroś praktyczni Żydzi zdołali się ze sobą porozumieć i czy Biblia Grecka, od niedawna publikowana na naszym rodzimym rynku pod znaczącym tytułem „Biblia pierwszych chrześcijan”, „rozumie” hebrajski Stary Testament na tyle, by właściwie oddać jego treści?
Wszak jest jej starożytnym przekładem znanym pod nazwą „Septuaginta”.
Koszerne menu
Księgi starotestamentowe już od III/II w. przed Chr. funkcjonowały w dwóch wersjach językowych – dokładnie tych, o których wspomnieliśmy powyżej. Pierwsza z nich, hebrajska, rozpowszechniona była przede wszystkim wśród Żydów palestyńskich – druga zaś, grecka, wśród tych, którzy żyli w rozproszeniu (Diasporze), od Egiptu przez Azję Mniejszą aż po Rzym.
Pomiędzy obydwoma wersjami zachodzą mniejsze i większe różnice, które, Bogu dzięki, nie stanowią sprzeczności tak wielkich, by doprowadzić do niemożności porozumienia tych, którzy czytali po grecku, z tymi, którym bliższa była hebrajszczyzna. Zdecydowana większość niezgodności dotyczy kultury i otaczającego autorów świata. Tak więc, o ile w Biblii Hebrajskiej wolno było spożywać żyjące w Palestynie: jelenia, gazelę, daniela, koziorożca, antylopę, bawoła i kozicę (Pwt 14, 5),

o tyle w Aleksandrii (z której wywodzi się Septuagintę) do wykazu dodano żyjące w Egipcie oryksy i majestatyczne żyrafy! Wszak są one parzystokopytnymi przeżuwaczami, czyli spełniają kryteria koszerności. Sądzić można, że gdyby Deuteronomium doczekało się tym podobnej adaptacji w Ameryce Południowej, do menu włączono by np. lamę.
Bogactwo nomadzkie
a mieszczański przepych Tym, co z pewnością daje się we znaki w obu kulturach biblijnych, jest odmienny status materialny żyjących za czasów babilońskich Palestyńczyków i Żydów egipskich epoki helleńskiej, u podstaw którego stoi nie tylko środowisko, ale także czas i… personalia okupanta. Najdoskonalej różnice te ujawniają się w księgach prorockich, zwłaszcza u proroków Izajasza i Ezechiela. Pierwszy, ganiąc krótkowzroczność i lekkomyślność zamożnych jerozolimskich dam, wspomina o ich bogatych strojach, które doskonale obrazują realia swoich czasów (Iz 3, 18-23). O ile bowiem Córki Syjońskie hebrajskiego Izajasza noszą charakterystyczne dla Bliskiego Wschodu brzękadełka, kolczyki w nosie, półksiężyce na piersi, woale zasłaniające twarz czy zawoje, o tyle grecki Izajaszowy tłumacz odziewa je z pełnym przepychem charakterystycznym dla greckich dam – szaty purpurowe i bramowane purpurą, przezroczyste szaty z Lakonii, naramienniki, obręcze na nogi i misterne diademy.
Ich strój całkiem odpowiada szatom i kosztownościom rodem z kobiecych wizerunków, które zachowały się na portretach mumiowych w egipskim Fajum!
Podobny wpływ kultury dostrzega się u proroka Ezechiela, zwłaszcza gdy wygłasza on swój podniosły „lament nad Tyrem” (Ez 27, 1-36). Okazuje się, że zarówno lista towarów, jak i eksporterów oraz importerów również odpowiadają realiom, w których narodził się tekst – okresowi niewoli babilońskiej w wersji hebrajskiej i okresowi hellenistycznemu w wersji greckiej.
Przykład? O ile autor hebrajski wspomniał o imporcie wyśmienitej białej wełny z okolic Damaszku (Ez 27,18), o tyle tłumacz grecki miał świadomość, że niekwestionowanie najlepszą wełnę w jego czasach nabyć można było od anatolijskiego Miletu. Przykłady można mnożyć i nie wszystkie z nich ograniczają się do realiów kulturowych.
Kultura przeszkodą lektury?
Choć powyższe przykłady wydają się błahe, doskonale obrazują jedną prawdę – bez znajomości kontekstu historycznego i związanych z nim realiów kulturowych jesteśmy nieprzygotowani do lektury Pisma Świętego.
Czy w takim wypadku należy po Biblię nie sięgać? Odpowiedź musi być oczywiście negatywna – przecież Bóg skierował swoje Słowo do każdego!
W wypadku trudności warto radzić się duszpasterzy lub zaglądać do biblijnych komentarzy, których rynek wydawniczy dostarcza nam w dość pokaźnej liczbie.