Warto…


przeczytać

Boże dziwy

Człowiek niby pragnie cudu, który jest demonstracją obecności Boga w jego życiu, z drugiej strony jednak się cudu wstydzi i tłumaczy jego zaistnienie przypadkiem czy zbiegiem okoliczności. Irracjonalnie głosi, że czasy cudów minęły, a ufa karcianym czy astrologicznym nonsensom.
A nieprawdopodobne osobliwości zdarzają się każdego dnia na naszym podwórku i w sąsiedztwie. Choć nikt ich nie bada, nie dokumentuje i nie potwierdza. Właśnie takie codzienne cudowności spisała Dorota Łosiewicz, dziennikarka i publicystka, w książce Cuda nasze powszednie (Wyd. Fronda, Warszawa 2019). Przecież on miał umrzeć, a ono miało się nie urodzić, oni mieli nie mieć dzieci, ten miał się dawno zapić, a się zmienił, a to niemowlę miało nie mieć mózgu – właśnie o takich cudach świadczy przed nami autorka. Poznajemy 16 historii o ludziach starszych i młodszych, prostych i wykształconych, ze wsi i z miasta.
Ludzi takich jak my, których spotkało cierpienie i ból, z którego, wbrew prawom przyrody i zdrowemu rozsądkowi, zostali uzdrowieni. Językiem prostym, ale i plastycznym kreśląc obrazy reporterskie, jednak i emocjonalne, autorka wprowadza nas w życie swoich bohaterów. Robi to tak sugestywnie, że ich ból staje się naszym bólem, a ich radość naszą radością. Każdy rozdział opatrzony jest fotografią bohaterów, co jeszcze bardziej pozwala się nam zaprzyjaźnić z postacią. Książkę wieńczy epilog, który jest intymną refleksją autorki nad fenomenem cudu, który stał się jej osobistym udziałem. Bo życie jest pełne dziwów Bożych.
Jednak wymagają one religijnej wrażliwości, by je usłyszeć czy zobaczyć. Gdyż te powszednie i codzienne dzieją się cichutko i subtelnie, a nie w obecności kamer. Nie są trąbione przez megafony z pompą i fanfarami. Bo Bóg nieczęsto sięga po spektakularne triumfy, ale woli szeptać, zostawiając szeroki margines naszej wierze. O tym właśnie opowiada nam D. Łosiewicz. Gorąco polecam!

AGNIESZKA BOKRZYCKA


obejrzeć

Pewnego razu…

Quentin Tarantino to jeden z tych reżyserów, którzy tworzą w sposób całkowicie inny. Jego styl znamy bardzo dobrze. Filmy Kill Bill, Pulp Fiction czy Wściekłe psy znane są pewnie każdemu. Czy Tarantino zaskakuje po raz kolejny? Pewnego razu w Hollywood to film stylizowany na lata 60. i 70. Nie jest to przypadek. W całej twórczości Tarantino widać głęboki wpływ tego właśnie okresu.
W konsekwencji gatunek, który wtedy staje się nośnikiem kultury Zachodu, staje się teraz wyrazem kreacji problemu ludzi ze świata filmowego.
Oglądając filmy, które powstają w ostatnim czasie, daje się zauważyć, że reżyserzy i aktorzy walczą z mitem na ich temat. Świat wielkiego kina, gwiazd, aktorstwa i kariery w show-biznesie zostaje nam pokazany trochę z innej strony. Filmy, które recenzowane były kilka miesięcy temu – Green Book i Narodziny gwiazdy – najlepiej potwierdzają tę tezę. Na przestrzeni ostatnich lat tych filmów było jeszcze więcej, a ta tendencja została zapoczątkowana przez Martina Scorsese w Wilku z Wall Street. Czy bycie aktorem może być oderwane od rzeczywistości? Dziś dzieje się to bardzo często. Media kreują wizerunek aktora, który ludzie przyjmują. Bardzo często jest on zupełnie nierealny, wręcz nieludzki. Droga do kariery i sławy zawsze zaczyna się w taki sam sposób. Człowiek musi stać się człowiekiem. Nie zabierajmy więc człowieczeństwa osobom ze świata show-biznesu. Zauważmy, że chociaż są bardziej rozpoznawalni, to przecież są przede wszystkim ludźmi. W trakcie filmu Tarantino nie zabraknie scen, podczas których razem z innymi widzami będziemy śmiać się do łez. Film jednak wyrywa nas ze schematów myślowych i tworzy napięcie, które sprawia, że widz jeszcze bardziej angażuje się w ten obraz filmowy. Można więc śmiało powiedzieć: stary, dobry Tarantino… No, może nie taki stary.

MICHAŁ ŻÓŁKIEWSKI


zwiedzić

Karkonosze – na długie jesienne spacery

Schronisko PTTK „Samotnia”

MATERIAŁY PRASOWE URZĘDU MARSZAŁKOWSKIEGO WOJ. DOLNOŚLĄSKIEGO

Mają mnóstwo zalet – wiele przystępnych szlaków, które pokonać może właściwie każdy. Znajdują się na Dolnym Śląsku i niemal z każdego zakątka regionu można dość szybko do nich dojechać, choćby koleją. Dobrze rozwinięta infrastruktura i baza noclegowa dopełniają faktu, że Karkonosze biją ostatnio rekordy turystycznej popularności.
Karkonosze (do 1946 r. zwane Górami Olbrzymimi) są najwyższym górskim pasmem Sudetów. Zajmują powierzchnię ok. 650 km2, z czego do Polski należy 185 km2.
Ich najwyższym szczytem (i najwyższą górą w Czechach) jest Śnieżka (1603 m n.p.m.). Innymi znanymi szczytami po polskiej stronie są: Wielki Szyszak (1509 m n.p.m.), Smogornia (1490 m n.p.m.), Łabski Szczyt (1472 m n.p.m.), Szrenica (1361 m n.p.m.). Od polskiej strony, od przystanku Karpacz-Biały Jar, Śnieżkę można zdobyć na trzy sposoby.
Dla najsprawniejszych – dość monotonny w widokach, ale najszybszy, czarny szlak (podejście zajmuje ok. 2,5 h). Dla spacerowiczów, rodzin z (większymi) dziećmi polecany jest szlak czerwony, którym wejście zajmuje ok. 3 h (po drodze można się zatrzymać w Schronisku nad Łomniczką – nie oferuje miejsc noclegowych, jedynie ciepłe napoje i posiłki).
Dla tych, którym zdrowie nie pozwala na wejście na szczyt z samego dołu, uruchomiony jest wyciąg z Karpacza na Kopę (1377 m n.p.m.), skąd jest ok. 10 min spacerkiem do Domu Śląskiego i dalej ok. 40 min na szczyt.
Na szczycie Śnieżki znajduje się nieczynne obserwatorium meteorologiczne, należące już właściwie do obiektów historycznych. Oprócz niego i punktu poczty czeskiej znajduje się tu pochodząca z XVII w. kaplica pod wezwaniem św. Wawrzyńca – patrona przewodników górskich. Kaplica jest najwyżej położonym zabytkiem sztuki barokowej w Polsce. Raz w roku (10 VIII) odbywa się tu msza św.

Karkonosze to także przepięknie położone schroniska.
Najbardziej znane są Schronisko PTTK „Samotnia” im. Waldemara Siemaszki i „Strzecha Akademicka”. Pierwsze z nich zachwyca malowniczym położeniem nad Małym Stawem (który wcale nie jest taki mały! – ma 255 m dł. i 185 m szer.). „Samotnia” jest zarazem jednym z najstarszych schronisk w Polsce. Dojście do schroniska od Świątyni Wang (niebieski szlak) zajmuje niecałe 2 h. Z kolei „Strzecha Akademicka” położona jest na prastarym szlaku wiodącym na Śnieżkę, nazwę swą wzięła stąd, że po II wojnie światowej obiekt był własnością studentów wyższych uczelni krakowskich. Miejsce pozwala odetchnąć, nasycić się widokami, a co wytrwalszym – ruszyć dalej na szczyt Śnieżki.
W Karkonoszach występują malownicze wodospady, z których najbardziej znane to Wodospad Kamieńczyka i Wodospad Szklarki. Pierwszy z nich jest największym wodospadem w polskich Sudetach (trzy kaskady o łącznej wys. 27 m). Wstęp pod wodospad jest biletowany, a każdy podchodzący dostaje kask ochronny. Równie pięknym, drugim co do wielkości po polskiej stronie Karkonoszy jest Wodospad Szklarki. Położony jest na wysokości 525 m n.p.m., z kaskadą o wysokości 13,3 m. Dojście do wodospadu z parkingu zajmuje ok. 10 min, wstęp jest biletowany.
Karpacz, Szklarska Poręba, Jelenia Góra – to trzy główne miasta kojarzące się turystom z polską stroną Karkonoszy.
I to właśnie one mają najbogatszą ofertę hoteli, pensjonatów i prywatnych kwater. Warto z niej skorzystać.

KATARZYNA KRZEMIŃSKAumwd

MATERIAŁ PRZYGOTOWANY
PRZEZ WYDZIAŁ PROMOCJI
WOJEWÓDZTWA