Powołanie misyjne

Powołanie misyjne nie jest jakimś specjalnym powołaniem w Kościele.
Praca na misjach jest owocem dogłębnego przeżycia daru Chrztu Świętego.
Powołanie misyjne jest wpisane w każde powołanie kapłańskie i zakonne.

KS. BOGDAN MICHALSKI

Jaksonów

Droga Krzyżowa w Wielki Piątek, San Antonio, Peru

ZDJĘCIE Z ARCHIWUM AUTORA

Pierwsza Komunia Święta, Santa Cruz, Peru

ZDJĘCIE Z ARCHIWUM AUTORA

W powołaniu misyjnym dominująca jest chęć głoszenia Ewangelii wszystkim, którzy nie mają dostępu do prawdy o Bogu.
Praca za granicą
Jadę. Pierwszy raz mam przekroczyć naszą wschodnią granicę. Nie pierwsza to granica. Byłem już na południu w Czechosłowacji, na zachodzie w Niemczech, we Francji. Latem 1989 roku wybrałem się razem z ks. Janem Mazurem na Ukrainę. Napięcie i zdenerwowanie ogromne, bo wieziemy różańce i obrazki. Czy pozwolą je przewieźć? Udało się! Jadę zobaczyć,jak tam żyją ludzie, jak działa Kościół.
I zobaczyłem zrujnowany kościół Matki Bożej w Winnicy, w Gniewaniu, kapliczkę św. Franciszka na obrzeżach Winnicy i katedrę w Kamieńcu Podolskim zamienioną na „Muzeum religii i ateizmu”. Zobaczyłem też księży tam pracujących, tych narodzonych na Ukrainie i tych co przyjechali z Polski.
Na pełnych obrotach od rana do nocy, często bardzo późnej nocy. Wyjeżdżając, powiedziałem ks. Władysławowi Chałupiakowi, proboszczowi u św. Franciszka: „Jak ks. Kardynał pozwoli, to przyjadę tu Wam trochę pomóc”.
Kardynał pozwolił. Na Ukrainie pracowałem przez siedem lat. Potem była jeszcze siedmioletnia praca w Peru.

Do pracy misyjnej Bóg potrzebuje nie tylko kapłanów i siostry zakonne.
Na misjach pracują też świeccy. Anna Borkowska jest właśnie świecką misjonarką, która pracuje w Peru w Iquitos.
Przyjechała tam na wycieczkę, zobaczyła i została, aby trochę pomóc.
Spodobało się jej to. Wróciła do Polski i poprosiła o oficjalne posłanie misyjne.
Ania jest informatykiem i w Kurii Biskupiej w Iquitos już od ośmiu lat zajmuje się projektami i wszystkim, co wymaga większej wiedzy niż prostej obsługi komputera.
Powołanie misyjne przychodzi różnymi drogami. Ze spotkań z wieloma misjonarzami wiem, że niejeden pragnął pracować na misjach od wczesnego dzieciństwa, ktoś inny zachwycił się pracą jakiegoś znanego sobie misjonarza kapłana czy siostry zakonnej misjonarki, kogoś pociągała egzotyka w opowieściach z pracy misyjnej. Każdy z nas w pewnym momencie musiał przekroczyć granicę.
Nie tylko państwową. Ważniejsze jest przekroczenie granicy własnej wyobraźni o pracy kapłańskiej czy życiu zakonnym, granicy osobistych przyzwyczajeń i kultury, w której się wyrosło. Podejmując się pracy misyjnej, trzeba zgodzić się na to, że będzie się pracowało w innym środowisku.

Scholka dziecięca przy kaplicy w Las Terrazas, Peru

ZDJĘCIE Z ARCHIWUM AUTORA

Wszystko jest inne: temperatura, jedzenie, zapachy, relacje między ludźmi, sytuacja Kościoła i kapłana w społeczeństwie, inny poziom wiary, rozumienia prawd katechizmowych, zaangażowania w życie Kościoła. Inny świat, którego odrębność odkrywa się powoli, każdego roku po trochę.
Pomoc biednym
W pracy misyjnej spotkałem się z określeniem „zdjęcie bez butów”.
Chodzi o przedstawienie biedy panującej na terenach misyjnych, a do tego bardzo dobrze nadają się zdjęcia dzieci trochę umorusanych, mogą być uśmiechnięte i koniecznie bez butów.
Zawsze burzyłem się na takie zdjęcia, bo choć są one prawdziwe, to nie oddają całej prawdy o misjach. W niektórych sytuacjach trzeba się dobrze natrudzić, żeby takie zdjęcia zrobić. Na „moich” slamsach peruwiańskich nie było to zbyt trudne. Choć dzieci były w butach, to wszechobecna bieda aż krzyczała z każdej fotki. Chyba każdy interesujący się misjami widział zdjęcia z pracy misjonarza, ukazujące biedę, wśród której przyszło misjonarzowi żyć i pracować. Takie zdjęcia pomagają zdobyć fundusze na działalność misyjną, ale niestety tworzą też niedobre przeświadczenie, że praca misyjna to pomoc najuboższym.
Praca misyjna nie może być przedstawiona jako pomoc humanitarna.
Często w powołaniu misyjnym jest chęć niesienia pomocy biedniejszym, ale przygotowanie, jakie każdy wyjeżdżający na misje może przejść w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie, uświadamia, że nie chodzi tu o biedę materialną.
Prawdziwa bieda nie wyraża się w braku podstawowych środków do życia.
Prawdziwie biedny jest ten, kto nie ma dostępu do prawdy o Bogu, o człowieku i o sensie życia, kto nie usłyszał orędzia o zbawieniu ofiarowanym w Jezusie Chrystusie. Człowiek otoczony lękiem, złością, cierpieniem, buntem i wszelkim złem, jakie rodzi się z grzechu, często na zewnątrz okazuje się tak bezsilny, że dopada go również bieda materialna. W powołaniu misyjnym jest chęć głoszenia Ewangelii wszystkim, biednym i bogatym, bliskim i dalekim, swoim i obcym. Gdybyśmy sprowadzili pracę misyjną do pomocy najuboższym, to dawniej nie byłoby głoszenia Ewangelii na dworach królewskich, a dzisiaj misjonarze nie jechaliby do Japonii. Japonia raczej nie kojarzy się nam z biedą materialną.

Misjonarz jest posłany do wszystkich, którzy nie znają Jezusa Chrystusa, albo jeszcze nie poznali Go dostatecznie i nie przyjęli Go jako swego Pana i Zbawiciela.
Dla Jezusa
Parę lat temu w środowisku misjonarzy zawrzało po wypowiedzi jednego z wyższych przełożonych zakonnych, który oceniając zachowanie jednego z zakonników, określił je jako zasługujące na karę i między różnymi karami możliwymi do wymierzenia wymienił „wysłanie na misję”. Fatalna wypowiedź! Otóż na misje nie wyjeżdża się za karę. Marzy mi się taka sytuacja, że biskupi i przełożeni zakonni posyłają na misje swoich najlepszych kapłanów, że jest to prawdziwa pomoc diecezji dla diecezji, prowincji dla prowincji. Praca misyjna nie może być ucieczką od problemów, bo trudne warunki misyjne jeszcze je wyolbrzymią.
Na misje nie jedzie się dla egzotyki, bo to nie turystyka. W Peru miałem kolibra za oknem, papugi towarzyszyły mi, gdy rano szedłem do sióstr na Mszę św., w innym miejscu wychodząc z plebanii, miałem widok na ośnieżone sześciotysięczniki. Nie po to jechałem jednak na inny kontynent, aby rozkoszować się klimatem, kwiatami, górami. Na misje jedzie się dla Jezusa. W powołaniu misyjnym najważniejsza jest miłość do Jezusa.
Misjonarz opuszcza własny kraj, jedzie do innych ludzi, aby głosić miłość, jaką Bóg ofiaruje człowiekowi. Wierzę, że wszyscy misjonarze, może mniej lub bardziej świadomie, kierowali się i kierują nadal taką motywacją.
Wszyscy mamy powołanie misyjne
Po powrocie z Peru pracowałem w Papieskich Dziełach Misyjnych. Byłem odpowiedzialny m.in. za organizowanie pomocy dla seminariów na terenach misyjnych. To pozwoliło mi zmienić patrzenie na misje. Dzisiaj nie modlę się o powołania misyjne. Modlę się o powołania kapłańskie i zakonne w Polsce i na całym świecie. Nie chodzi przecież o to, aby było wielu misjonarzy, lecz aby Kościół na każdym terenie, w każdej kulturze wzrastał i stawał się samodzielny. Aby każdy Kościół lokalny miał swoich kapłanów i swoje siostry zakonne. Dzisiaj bardzo często misjonarze z Polski są formatorami w seminariach czy nowicjatach, w każde bowiem powołanie kapłańskie i zakonne jest wpisane powołanie misyjne. Trzeba je tylko odkryć.