Moja niedziela

6 PAŹDZIERNIKA 2019 R.
XXVII Niedziela zwykła

Wiara sług nieużytecznych

HA 1, 2-3; 2, 2-4; 2 TM 1, 6-8.13-14; ŁK 17, 5-10

Apostołowie proszący Jezusa, by „przymnożył im wiary”, są jeszcze dla mnie obrazem zrozumiałym.
Wielokrotnie na kartach Ewangelii widzę ich wątpiących, niezdecydowanych, wydaje mi się zatem sensowne, że proszą swojego Mistrza o pomoc, o jakieś potwierdzenie celowości wędrówki u Jego boku. Co jednak dostają w zamian?
Zupełnie abstrakcyjny obraz cudu nad naturą, który właściwie ma im pokazać… jak mała jest ich wiara? Ale to już wiedzą! Pomyśleć można, że albo Jezus zmęczony jest brakiem wiary u swoich uczniów, albo też postanowił wystawić ich na próbę. A zatem – wyrzut czy test?
A może jest też trzecia możliwość – przypowieść o słudze, który najpierw cały dzień pracuje w polu, a następnie jeszcze nakrywa do stołu dla swojego pracodawcy, może być rozumiana jako zapowiedź tego, że sam Jezus do końca wypełni powierzone mu zadanie, postawi na pierwszym miejscu Ojca. Nie dlatego, że spodziewa się nagrody, ale ponieważ jest Mu bezgranicznie oddany. Jest Sługą doskonałym.
Wypowiedź Jezusa ma zatem charakter profetyczny i spełnia jednocześnie prośbę uczniów – przysporzy im ona wiary wtedy, gdy ta będzie im najbardziej potrzebna, gdy ich Mistrz zawiśnie na krzyżu. On sam wypełni swoją posługę do końca, zupełnie jak w przypowieści, na koniec przygotowując boski posiłek z własnego Ciała. Dopełnia tej interpretacji pierwsze czytanie, w którym Bóg tłumaczy prorokowi Habakukowi, że wizja, którą mu zesłał, to „widzenie na czas oznaczony”. Jedno jest źródło wiary i Jezus na nie właśnie wskazuje – nasza przewaga nad uczniami jest taka, że nie potrzebujemy antycypacji, wystarczy nam wiara sług nieużytecznych.

13 PAŹDZIERNIKA 2019 R.
XXVIII Niedziela zwykła

Zwycięstwo cudzoziemca

2 KRL 5, 14-17; 2 TM 2, 8-13; ŁK 17, 11-19

Spośród dziesięciu trędowatych tylko jeden wraca podziękować Jezusowi za oczyszczenie. Czy pozostałych dziewięciu uznało, że oczyszczenie z trądu to w sumie nic niezwykłego i po prostu mają szczęście? Początkowo ich zachowanie wydaje się mi nie do zaakceptowania. Ale przecież sam Jezus nakazał im pokazać się kapłanom – dlaczego zadaje potem gorzkie pytanie Samarytaninowi, skoro sam wydał takie polecenie? Spróbujmy zrozumieć ten fragment, traktując go jak metaforę: kapłani są w tej historii obrazem religii opartej na rytuale, od którego człowiek nie potrafi uciec. Miłoszowskie „patrzcie – jesteśmy w teatrze” dotyka każdego wierzącego i nawet uzdrowienie, rzecz absolutnie cudowna, nie jest w stanie wyrwać większości z nas z konwencji i rutynowego pokazywania się kapłanom. Jezus nie zabrania nam tego, podobnie jak nie zawraca dziewięciu trędowatych. Nie zostają oni potępieni, ale zobaczmy, że również nie podejdą do Jezusa – w całym fragmencie fizycznie zbliży się do niego jedynie ten, który wróci mu podziękować, wróci „oddać chwałę Bogu”. Dodatkowym wzmocnieniem obrazu jest to, że wraca Samarytanin, cudzoziemiec, ten, który nie uczestniczy w społecznej konwencji Izraela, jest poza nią wyrzucony.
To bardzo trudna lekcja, niemalże niezrozumiała dla nas, porządnych, idących co niedzielę pokazać się kapłanom…

Adam i Ewa w raju. Bizantyjska mozaika z XII-XIII w. w katedrze Monreale, Włochy / WWW.THEREDLIST.COM

Faryzusz i poborca podatków.
Julius Schnorr von Carolsfeld, ilustracja z Biblii
w obrazach, 1860

WIKIMEDIA COMMONS

20 PAŹDZIERNIKA 2019 R.
XXIX Niedziela zwykła

Fortel
i wdowi głos

WJ 17, 8-13; 2 TM 3, 14 – 4, 2; ŁK 18, 1-8

Pozornie śmiesznie wygląda scena, w której do zwycięstwa Izraela nad Amalekitami potrzebny jest Izraelitom Mojżesz, który ma za zadanie trzymać obie ręce w górze. Nie tylko trudno zrozumieć, dlaczego Bóg dokonuje cudu pod tak dziwnym warunkiem, ale też niełatwo pojąć, dlaczego przyjmuje za dobrą monetę „podstęp” Aarona i Chura, którzy podpierają mdlejące ręce proroka.
Wyjaśnia nam tę scenę i dopowiada ją dopiero Ewangelia.
Wówczas zobaczyć możemy, że ręce Mojżesza oznaczają modlitwę człowieka do Boga, która nigdy nie powinna ustawać. Ale ponieważ człowiek jest słaby, potrzebuje wspólnoty, potrzebuje swoich Aaronów i Churów, którzy podtrzymają go, nawet kiedy jego wiara słabnie. To nie tylko genialna przypowieść, ucząca tego, jak wytrwale należy wierzyć – to także niezwykle celna obserwacja socjologiczna – niemożliwa jest samotna wiara, niewykonalne jest „prywatne chrześcijaństwo”, postawa ta, podpowiadana nam współcześnie tak często, jest w istocie śmiercią wiary, która musi być publiczna. Wdowa naprzykrzająca się sędziemu może tu być zatem rozumiana jako głos Kościoła, który wciąż woła do jednostki, nawołuje do powrotu, do nawrócenia, do wiary. Zastanawia jednak, że choć Jezus podaje przykład niesprawiedliwego sędziego jako pewną skrajność (jak rozumiemy w Jego czasach nie bać się Boga i nie liczyć z ludźmi mógł jedynie ktoś wyjątkowo niesympatyczny), to jednak w przypowieści człowiek ten się nawraca – pomaga wdowie. Czy dzisiejsi „niesprawiedliwi sędziowie” przesunęli już dawno granicę swojej niewiary tak daleko, że nawrócenie jest dla nich niemożliwe, czy też głos wdowy nie budzi już ich sumień?

27 PAŹDZIERNIKA 2019 R.
XXX Niedziela zwykła

Kto odchodzi usprawiedliwiony?

SYR 35, 12-14.16-18; 2 TM 4, 6-9.16-18; ŁK 18, 9-14

Być sprawiedliwym” to forma dziś już nieco staroświecka.
Rozumiemy to wyrażenie raczej w odniesieniu do konkretnej kompetencji jurysdykcyjnej lub etycznej.
Dla faryzeusza „sprawiedliwy” to ten, który przestrzega wszystkich Bożych przykazań i jest częścią pewnej wspólnoty, która postępuje podobnie. Przynależność do tej grupy wiąże się też dla niego ze społecznym uznaniem, w zamian otrzymuje w społeczności „rząd dusz”. W istocie zatem faryzeusz dziękuje Bogu za to, że jest taki fajny i że dobrze mu w życiu. Kto wie, może i to za mało powiedziane – do tego zadowolenia Bóg właściwie nie jest mu potrzebny, wystarczą same przykazania i ich publiczne przestrzeganie.
To miejsce w społecznej hierarchii daje mu szczęście, a nie relacja z Bogiem. Dla Jezusa to spory problem, nie tylko dlatego, że On pragnie właśnie relacji, ale też dlatego, że grzech faryzeusza jest nieuświadomiony. Bez jakiegoś punktu zwrotnego, bez wstrząsu, człowiek ten nie zauważy pustki, która w jego sercu zajęła miejsce Boga. Stąd też tak często w Ewangelii pojawia się wątek świadomości własnej małości, słabości, własnej winy wreszcie. Źródłem nieszczęścia faryzeusza nie jest pogarda, ale brak wiedzy o realnym znaczeniu własnej egzystencji. To „upośledzenie epistemologiczne” dotyka nas wszystkich i przejawia się w każdym aspekcie naszego życia. A Jezus chciałby, żebyśmy trzeźwym okiem dostrzegali własną małość i starając się ją przekroczyć, zwracali się ku Temu, kto jako jedyny może nam to umożliwić. To tak proste, a jednocześnie tak niezmiernie trudne…

KRYSTIAN KWAŚNIEWSKI