Warto…


przeczytać

Dusza pragnie Boga

Zdanie, że człowiek ma wpisane w siebie pragnienie Boga, brzmi dziś jak swoista prowokacja w sekularyzowanej kulturze Zachodu. Wydaje się, że Bóg jest rzeczywistością, wobec której przechodzi się obojętnie, a niekiedy się z nią agresywnie wojuje. W kontrze do tych orientacji stawiam książkę o. Stanisława Klimaszewskiego MIC Bóg i wiara w przykładach i anegdotach (Wydawnictwo ProMIC, Warszawa 2010). Klimaszewski, autor alternatywny, wychodzi do nas z katechezą, która jest mozaiką historii, nauki, literatury i psychologii. Ten śmiały melanż osnuwa na kanwie Pisma św. i Tradycji. Pisarz zaprasza do dysputy świętych, teologów, duszpasterzy, polityków, naukowców i celebrytów.
To ludzkie historie są osią tej oryginalnej homilii. Autor nie uprawia abstrakcyjnej teologii, ale ilustruje ją codziennym życiem, tym samym redukuje służbistość. Jest pionierem.
To pierwsza taka pozycja o Bogu ilustrowana bogato anegdotami. Bo człowiek XXI w. przyswaja, rozumie i myśli obrazami. Klimaszewski wychodzi naprzeciw tym potrzebom i prowadzi dyskurs w postępowej formie. Odchodzi od języka iluzyjnego na rzecz popularnego, barwnego przekazu.
Głosi Ewangelię jakby za pomocą kolorowego czasopisma.
Rozpoczyna refleksje od analizy potrzeby sensu życia, przez pragnienie szukania Boga, aż do osiągnięcia stanu silnej wiary. Zatrzymuje się dłużej na dogmatach. Konfrontuje się z problemem okrucieństwa w Starym Testamencie.
Dywaguje o konieczności wybrania formy zbawienia przez haniebną śmierć krzyżową. Pisze o sądzie i życiu po śmierci, o czyśćcu i karze. Omawia tematy ekumenizmu, interpretacji Pisma św. i cudów. To wzorcowe kompendium.
Napisane lekko, łatwo i przyjemnie. Ale nie jest to zarzut, lecz atut. Wszystko po to, by znaleźć Boga, bo pragnienie Go nie rozpłynęło się w nurcie zeświecczenia. Głód Boga przejawia się stale, np. w pragnieniu określonego dobra. Nie gaśmy tego pragnienia! I do lektury.

AGNIESZKA BOKRZYCKA


obejrzeć

Nowy Król Lew

Wrześniowa propozycja filmu skierowana jest nie tylko do najmłodszych. Pamiętam, gdy wszedł do kin pierwszy Król Lew, rodzice zabrali mnie na ten film. W trakcie seansu, oglądając tę bajkę, wszedłem w nią w całości, byłem częścią historii, która działa się na ekranie. Był jednak moment, w którym musiałem przerwać oglądanie, bo płakałem tak mocno, że inni nie mogli oglądać. Nowa odsłona Króla Lwa (produkcja Walt Disney Pictures, reżyseria Jon Favreau) to tak naprawdę wersja, która jest dużo bliższa w sensie graficznym dzisiejszej młodzieży.
I ciekawe jest to, że osoby w moim wieku, idąc na ten film, wracają myślami bardziej do wersji rysowanej, którą oglądaliśmy, będąc dziećmi. Dla młodszego pokolenia wychowanego na grafice cyfrowej, a nie rysunkowej ten film jest niewątpliwie bardziej atrakcyjny. Często jest tak, że młodsi, oglądając starsze bajki, patrzą na nie jak na coś, co było aktualne kiedyś. Ja także, gdy oglądałem w telewizji starsze bajki, to z jednej strony podobały mi się, ale z drugiej były jakby takie trochę inne i czasami ich przekaz był gdzieś odsuwany na bok, a na pewno nie było chęci oglądania tej bajki po raz kolejny.
Król Lew ma dużo do zaoferowania w kontekście wartości, które pojawiają się w trakcie filmu. Przewijające się tu motywy są związane z życiem rodzinnym, rodzicielstwem, wychowaniem, miłością, przyjaźnią oraz pokazują odwieczną walkę dobra ze złem. Młody widz w przystępny dla siebie sposób dostaje naprawdę dużą dawkę emocji powiązanych z obrazem, który ma wpłynąć na kształtowanie się jego myślenia. W tym wypadku sądzę, że warto po takim seansie porozmawiać z dzieckiem o obejrzanym filmie. Będzie to nie tylko wejściem w świat przeżyć dziecka, ale także może pomóc dziecku zrozumieć to, co dziecko w filmie zobaczyło.

MICHAŁ ŻÓŁKIEWSKI


zwiedzić

Dolnośląskie zielone złoto

Podczas zwiedzania kopalni pamiętajmy o ciepłych
ubraniach – nawet w lecie jest tu zimno. Latarki i kaski
dostaniemy na miejscu

Zielone złoto – chryzoprazy, w Europie występują tylko
na Dolnym Śląsku!

Szklary – niepozorna miejscowość na trasie z Wrocławia do Kłodzka, tuż przed Ząbkowicami Śląskimi, 60 km od Wrocławia.
A warta uwagi, bo jeszcze kilka dekad temu była niezwykle istotna dla przemysłu zbrojeniowego z powodu kopalni niklu. Do dzisiaj wzbudza zainteresowanie poszukiwaczy chryzoprazów – dolnośląskiego zielonego złota.
Dolny Śląsk, a w szczególności Sudety i Przedgórze Sudeckie to niezwykle ciekawy pod względem geologicznym obszar Polski: rozliczne pasma górskie i masywy wulkaniczne o różnym wieku i budowie od razu wskazują, że to kraina obfitująca w bogactwo minerałów, których szczególnie dużo występuje w skałach serpentynitowych.
Z nich właśnie zbudowany jest niewielki Masyw Szklar.
Tutaj procesom przebudowy metamorficznej poddane zostały bogate w krzemionkę magmowe skały ultrazasadowe, dzięki którym pojawiły się na tym niewielkim obszarze rudy niklu, chryzoprazy i rozmaite odmiany opali.
W Szklarach chryzopraz i nikiel są ze sobą nierozerwalnie złączone. Ten pierwszy jest szlachetną odmianą chalcedonu, zabarwionego intensywnie na zielono związkami… tego drugiego. Jego nazwa wywodzi się z j. greckiego: chrysos znaczy złoto, prasinos – zielonkawy.
W czasach antycznych uważano chryzopraz za kamień zwycięstwa, a w średniowieczu miał chronić przed chorobami i czarami. Szklarskie chryzoprazy prawdziwą karierę zrobiły po wojnach śląskich, gdy król pruski Fryderyk II Wielki pokonał Austrię i przyłączył Śląsk do Prus. Legenda mówi, że jeden z jego oficerów znaleziony przez siebie w czasie I wojny śląskiej (1740–1742) chryzopraz podarował królowi. Ów, zachwycony barwą rzadkiego minerału, zlecił poszukiwanie jego złóż. A później wydobywanie.
Aby wykreować modę na śląski chryzopraz wśród możnych ówczesnego świata, Fryderyk nakazał wykonanie niewielkiej liczby tabakier ozdobionych oszlifowanymi chryzoprazami.

Były one tak piękne, że wzbudziły zachwyt wśród koronowanych głów i zwiększyły popyt na zielony minerał. Niektóre z tabakier można dziś oglądać w muzeach w Londynie czy Dreźnie. Chryzopraz ze Szklar stał się też elementem wystroju jednej z sal pałacu Sanssouci w Poczdamie, zwanej chryzoprazową. Aż do połowy XIX w. złoża chryzoprazu w Szklarach były uważane za największe na świecie i cenione za swoją jakość. Niestety z powodu zbyt intensywnej eksploatacji rudy niklu – przy użyciu silnych materiałów wybuchowych – jakość wydobywanego chryzoprazu na skutek jego spękań znacznie się pogorszyła. W 1983 r. kopalnię niklu i chryzoprazu w Szklarach zamknięto.
W tych samych serpentynitach co chryzopraz rozwinęła się zwietrzelina zawierająca nikiel. Jest to metal cenny dla przemysłu chemicznego, metalowego i zbrojeniowego.
Dzięki rudzie niklu karabiny, bomby i miny nie rdzewiały. Gdy zatem stwierdzono pod koniec XIX w. występowanie rud niklu w Szklarach, szybko rozpoczęto ich eksploatację, budując kopalnię i obok hutę. A wyścig zbrojeń przed zbliżającą się I wojną światową dodatkowo napędzał koniunkturę. Początkowo rudę wydobywano metodą górniczą, drążąc chodniki pod ziemią, z czasem zastępując ją metodą odkrywkową. W czasie II wojny światowej w jednym z kopalnianych chodników urządzono schron przeciwlotniczy, a w PRL-u schron atomowy! Dziś w jego sali udostępnione są dla zwiedzających wydobywane tu w przeszłości minerały – chryzoprazy, opale i chalcedony, w ramach utworzonej w 2013 r. w szklarskiej kopalni podziemnej trasy turystycznej. Wizyta w Szklarach (od maja do września) to pouczająca rozrywka.

ZDJĘCIA Z ARCHIWUM URZĘDU MARSZAŁKOWSKIEGO WOJ. DOLNOŚLĄSKIEGO

ADAM PACZEŚNIAK