KS ANDRZEJ DRAGUŁA

Zielona Góra

O kapłańskiej inności

Choćbyśmy nie chcieli, trudno już dzisiaj nie mówić o kryzysie powołań i o kryzysie kapłaństwa. W tym roku odejścia z kapłaństwa dokonywały się głośno, na forum publicznym, ogłaszane były w mediach społecznościowych. Niegdyś księża odchodzili po cichu, z jakimś poczuciem wstydu z powodu dokonanej zdrady. Dziś wielu z nich ma potrzebę publicznego wyjaśnienia, dlaczego odeszli. Zaskakujące bywały też reakcje. Zdarzało się, że gratulowano im dojrzałej decyzji i stanięcia w prawdzie. Niejako na antypodach – jako potrzeba chwili – pojawiły się publiczne deklaracje księży, dlaczego zostają i nie odchodzą.
Nie mam potrzeby, by uzasadniać, dlaczego jestem księdzem – bo „zostaję” czy „nie odchodzę” sugerowałoby jakieś wahanie. Nie znaczy to, że wciąż nie stawiam sobie pytania, co oznacza być księdzem. I że nie próbuję na nie odpowiedzieć, starając się nie myśleć o kapłaństwie w kategoriach jakiejś klerykalnej wyjątkowości. Po co więc jest ksiądz?
To trudne pytanie. Z doświadczenia wiem, że chodzi o jakiś znak Innego Porządku, świadectwo istnienia Innej Rzeczywistości niż bezpośrednio poznawalna i dotykalna. I wiem, że jest jakaś obiektywność tego znaku bycia księdzem, którą się otrzymuje przez sakrament kapłaństwa. Ksiądz staje się kimś obiektywnie „innym”, jak „innymi” stajemy się przez chrzest.
Obiektywność kapłańskiej inności jest „skazana” na nieustanne napięcie z ludzką naturą. Być księdzem to zgodzić się na to niezbywalne napięcie, którego nic unicestwić nie może – nawet porzucenie sutanny.
Ks. Janusz St. Pasierb pisał tak: „Samotność. Tajemnica większości odstępstw, upadków i tragedii księży. To jest problem nie tyle celibatu, co sytuacji duchowej, będącej konsekwencją sakramentu pośrednictwa.
Księża […] są «ludźmi pomiędzy Bogiem a ludźmi, między niebem a ziemią». Mówiąc do Boga, księża muszą być po stronie ludzi; mówiąc do ludzi, muszą być po stronie Boga. Żyć między niebem a ziemią, to nie jest sytuacja towarzyska. Celibat jest tylko zewnętrznym znakiem tej inności, straszliwego wyobcowania, jakie wybiera każdy ksiądz. […]
Trudno załatać to największą nawet towarzyskością. W którymś punkcie ona się kończy i człowiek w sutannie pozostaje sam”. Kiedy wrzucałem ten cytat na Facebook, rozgorzała dyskusja nad pośredniczącym charakterem kapłańskiej służby. Według niektórych to właśnie niedająca się unieść świadomość pośrednictwa między Bogiem a ludźmi może być destrukcyjna dla księdza, może on nie wytrzymać napięcia. Nie zgadzam się z tym, choć przyznaję, że nie jest to łatwa świadomość. I że powoduje jakąś inność i wyobcowanie księdza. Jestem jednak przekonany, że gdy się taką teologiczną inność zaakceptuje, nie trzeba żadnej wyjątkowości.
To jak ze służbą Bożą, liturgią: wystarczy nieść misterium, a wtedy nie potrzebuje ona sztucznej sakralizacji, dmuchanej podniosłości, jest święta swoją wewnętrzną innością. I nie musi konkurować ze światem. Tak jak ksiądz, który jest inny i nie musi tego niczym i nikomu udowadniać.